„Szczytem miłości i pracy dla
Niepokalanej jest umrzeć i to gdzieś pod płotem, ażeby popiół
z własnych kości wiatr rozsypał po polu, bo ten zasiew z ludzkiego
życia jest zawsze i będzie najpłodniejszy”
O. Maksymilian Maria Kolbe
„Więźniowie w celi odnosili się
do niego z szacunkiem i zaufaniem, bo cała jego postać tchnęła
spokojem i namaszczeniem. Nie pragnął dla siebie żadnych
wyróżnień, lepszego miejsca, ale sam z wielką dobrocią
opiekował się innymi”. W lutym mija 70. rocznica aresztowania
ojca Maksymiliana Kolbego.
O aresztowaniu i pobycie o. Kolbego na
Pawiaku wiemy z relacji naocznych świadków. Ich zeznania są
dla nas niewyczerpalnych źródłem, z którego wylewa
się obraz niezwykłego człowieczeństwa, wręcz niepojętego dla
zwykłego śmiertelnika, skażonego grzechem pierworodnym. Bo jakże
bliska ziemskiego życia wydaje się nienawiść do tych, którzy
wyrządzają krzywdę; chęć zemsty na tych, którzy
upokarzają; żądza zadośćuczynienia za odebranie tego, co się
budowało latami... To właśnie ze wspomnień tych, którzy
poznali o. Kolbego dowiadujemy się, że kiedy w 1939 r. wrócił
z obozu niemieckiego w Amtitz nie narzekał na uwięzienie, lecz
wyrażał radość z tego, że mógł cierpieć dla
Niepokalanej i że nie był to czas stracony. Z relacji br.
Ferdynanda Kasza dowiadujemy się, że „mimo rozbicia życia
klasztornego, różnych szykan i rekwizycji żywności
klasztornej, o. Kolbe nie okazywał ani nienawiści ani złości
wobec Niemców, przeciwnie wzywał do miłości i modlitwy w
intencji ich nawrócenia. Wielu żołnierzom niemieckim wręczał
medaliki Matki Bożej Niepokalanej.”
17 lutego 1941 rok. Do Niepokalanowa
przyjeżdża pięciu Niemców z gestapo. Wraz z ówczesnym
gwardianem klasztoru aresztowano jeszcze czterech innych zakonników.
Wywieziono ich na Pawiak do Warszawy. Powód aresztowania:
gestapowcy chcieli zniszczyć zespół pracy religijnej;
chodziło o unieszkodliwienie ludzi wpływowych. O. Kolbe był
przełożonym klasztoru, który wywierał wówczas wielki
wpływ religijny na całą Polskę. Jak się dowiadujemy z relacji o.
Floriana Koziury bezpośrednią okazją to działań gestapowców
były donosy na Niepokalanów.
Ze słynnego więzienia w centrum
Warszawy nie zachowały się żadne urzędowe akta dotyczące o.
Maksymiliana. Całą wiedzę o osadzeniu franciszkanina czerpiemy
tylko z relacji ówczesnych więźniów Pawiaka.
Dowiadujemy się od nich tego, że o. Kolbe pracował przez jakiś
czas w więziennej bibliotece, przebywał także w izbie chorych.
Urządził przed Wielkanocą rekolekcje, wiele spowiadał i był
bardzo spokojny. Każdą wolną chwilę poświęcał modlitwie i
skupieniu. Wiemy, że „z wielką dobrocią opiekował się innymi”;
„przez dyskusje i rozmowy wprowadzał atmosferę odprężenia i
zapomnienia o przykrym położeniu, ratował przed zwątpieniem i
pesymizmem. W wypadkach zadrażnień między współwięźniami
umiał bardzo delikatnie wpływać na uspokojenie.” To wszystko
sprawiało, że osadzeni darzyli go wielkim szacunkiem i zaufaniem.
Od jednego ze świadków
dowiadujemy się także o pobiciu o. Kolbego. Było ono następstwem
„mężnego wyznania wiary” franciszkanina z Niepokalanowa.
„Pewnego dnia wszedł do celi strażnik więzienny esesman (...).
Zobaczył, że o. Maksymilian jest w habicie zakonnym, ma u paska
zwisająca koronkę franciszkańską z dużym krzyżem i wpadł w
gniew. Przemówił do o. Maksymiliana w języku niemieckim i
zaraz uderzył go w twarz, słysząc odpowiedź twierdzącą na
postawione mu pytanie. Potem znowu postawił pytanie i bardziej
jeszcze gniewny bił o. Maksymiliana z wielką złością po twarzy,
potrząsając koronką. Po wyjściu Niemca z celi, świadek zdarzenia
Edward Gniadek, nie znający języka niemieckiego, dowiedział się o
treści rozmowy od trzeciego współwięźnia Żyda Singera.
Niemiec pytał o. Maksymiliana, potrząsając koronką z krzyżykiem,
czy w to wierzy. O. Kolbe odpowiedział „wierzę” i wtedy został
spoliczkowany. W dalszej rozmowie esesman powtórzył to samo i
wtedy o. Maksymilian dostał kilka nowych uderzeń w twarz. Potem
gniewny esesman opuścił cele trzaskając drzwiami.” E. Gniadek
zeznał dalej, że o. Kolbe był opanowany po tym zdarzeniu, a samemu
Gniadkowi zdenerwowanemu incydentem powiedział: „proszę się tym
nie przejmować i nie denerwować, gdyż pan ma swoje kłopoty i
trudności, a ja to wszystko znoszę dla Matki Bożej”.
O. Maksymilian Kolbe już nigdy nie
wrócił z Pawiaka do Niepokalanowa. 28 maja 1941 r. trafił do
obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie otrzymał numer 16670.
Rycerz Niepokalanej zanim został
aresztowany, doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia dla niego
i współbraci z klasztoru. Zwracał jednak na to uwagę, że
trzeba być gotowym na męczeństwo za wiarę. Miał mawiać, że
bezgranicznie ufając Niepokalanej nie ma się czego obwiać. O.
Kolbego, bardzo bolało, że ktoś oskarża zakon przez Niemcami, o
czym dowiadujemy się z relacji siostry Szczęsnej Sulatyckiej.
Franciszkanin zwierzył się zakonnicy niedługo przed aresztowaniem.
Był świadomy tego, że owe oskarżenia mogą sprowadzić wielkie
nieszczęście. Lecz prosił wówczas o modlitwę nie w
intencji klasztoru, lecz tego, który doniósł. Jak
powiedział: „klasztor to mniejsza, byle dusza owa nie zginęła”.
Artykuł został napisany na podstawie
książki Studia o ojcu Maksymilianie Kolbe pod
redakcją o. Joachima Romana Bara.
Obecnie z zakonie
franciszkańskim trwa Rok Kolbiański. Jest on odpowiedzią na słowa
kard. Stefana Wyszyńskiego „Nie gaście ducha ojca Maksymiliana.”
Jednym z wydarzeń wpisujących się w inicjatywę podjętą przez
zakonników jest wspomnienie 70. rocznicy aresztowania i
osadzenia na Pawiaku o. Maksymiliana Kolbego. 17 lutego, to dzień
uroczystości przy muzeum słynnego aresztu w centrum Warszawy. Po
nich zaplanowano przemarsz do kościoła Ojców Franciszkanów
przy ul. Zakroczymskiej, na Mszę św.
Agnieszka Piwar
tekst ukazał się w miesięczniku "Moja Rodzina", luty 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz