11 listopada A.D. 2021 w Kaliszu doszło do pewnego wydarzenia, które samo w sobie szybko odeszłoby w niepamięć, gdyby nie czujność wszelkiej maści donosicieli. Pod wodzą aktora Wojciecha Olszańskiego vel Aleksandra Jabłonowskiego na kaliskim rynku zorganizowano swoisty performance. Głównym punktem programu było spalenie kopii statutu kaliskiego, który w XIII wieku nadał Żydom przywileje, jakich nie mieli nigdzie indziej w Europie.
Ot, widowiskowe show z elementami ulicznego teatru i historii. Być może nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie fakt, że chwilę później organizatorzy happeningu trafili do aresztu, tylko dlatego, że ktoś doszukał się w ich przedstawieniu „mowy nienawiści” i „antysemityzmu”.
Sytuacja przypomniała mi o pewnym wydarzeniu sprzed lat, kiedy Policja wezwała mnie na przesłuchanie w charakterze świadka. Powód? Jakiś Żyd poczuł się urażony pewnym incydentem, do którego doszło na jednej z demonstracji (na której akurat byłam), więc podkablował na prokuraturze. Ostatecznie sprawa rozeszła się wtedy po kościach, choć okazało się (nie po raz pierwszy zresztą), że to właśnie Żydzi są strasznymi ksenofobami. Dlatego chcę naszym Czytelnikom opowiedzieć dziś o tej historii.