Coś ty Polsce zrobił, Komandorze
Był środek zimy 2015 roku. Dzwoni telefon. - Wiktor Węgrzyn mówi. Sam Komandor Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego zaprasza mnie na kawę. Sprawa dotyczyła tych z dziedziny polityczno-kampanijnych. Usłyszał o mnie na jednym ze spotkań. Poprosił, abyśmy działali razem. Komandorowi nie potrafiłam – i nie chciałam – odmówić. Już za życia był legendą.
Kilka razy spotkaliśmy się wcześniej przy okazji
różnych wydarzeń patriotycznych. Jako dziennikarka przyszłam nawet
kiedyś przed Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie, by zrelacjonować start Rajdu Katyńskiego. Komandor udzielił mi wtedy
krótkiej wypowiedzi do mikrofonu. Jednak Wiktor chyba mnie nie pamiętał.
I wcale mu się nie dziwię. Sama mam słabą pamięć do ludzi,
szczególnie jeśli na swej drodze spotyka się ich coraz więcej. W
świadomości Wiktora nasza znajomość zaczęła się więc przed
dwoma laty, podczas zimowego wieczoru w jednaj z kawiarni na
warszawskiej Starówce. I choć naszemu pierwszemu spotkaniu
towarzyszyło polityczne tło, szybko przeszliśmy do spraw wyższych.
Tych naprawdę ważnych, przy których wszelka polityka jest tylko
uwierającym dodatkiem.
Jaki był...