Agnieszka Piwar: Pańskie
filmy w wielu środowiskach – także wśród młodego pokolenia – cieszą się
mianem kultowych. Tematyka, o której inni boją się nawet pomyśleć,
dynamicznie rozwijający się scenariusz, genialna oprawa graficzna,
całość opleciona świetnie dobraną muzyką i wreszcie prawdziwa lekcja
historii, której darmo szukać w szkolnych podręcznikach. Tymczasem,
podczas konferencji zorganizowanej przez Katolickie Stowarzyszenie
Dziennikarzy w Hebdowie opowiedział Pan niezwykle smutny scenariusz.
Producent Pańskich filmów Robert Kaczmarek jest zastraszany, a
zaprezentowane przez Pana fragmenty kilku projektów wciąż nie doczekały
się szczęśliwego finału, jakim jest dokończenie produkcji. Jak to
możliwe, że filmy, na które tak wielu widzów czeka, nie mogą być
zrealizowane?
Grzegorz Braun: Przede
wszystkim, dziękuję za dobre słowo – przekażę tę pochlebną recenzję
wszystkim koleżankom i kolegom: operatorom, montażystom, autorom
animacji, realizatorom dźwięku, producentom, z którymi współpraca daje
efekty tak dobrze przez Panią oceniane. Film jest rzemiosłem w dużej
mierze kolektywnym – jeśli moje filmy nadają się do użytku, to także
dzięki wysiłkowi utalentowanych współtwórców. Ale żebyśmy mogli od czasu
do czasu pokazać coś, co interesuje, a przy okazji cieszy oko i ucho –
do tego potrzeba poważnych inwestycji. O te zaś trudno, gdy brak
normalnego rynku. Oczekiwania widzów najwyraźniej niewiele mają tu do
rzeczy. W Post-PRL decydują względy polityczne, a nie zdrowy rachunek
ekonomiczny.