Mary
Wagner, katoliczka z Kanady stanęła przed sądem, bo dopuściła się
złamania tamtejszego prawa. Została aresztowana i oskarżona za
naruszenie praw przysługujących właścicielowi nieruchomości. Na terenie
prywatnej kliniki aborcyjnej angażowała się w ochronę życia
nienarodzonych dzieci. Jak to możliwie, że w kraju – zdawałoby się
cywilizowanym – jakim jest Kanada, obrończyni życia jest traktowana jak
pospolita kryminalistka? Czy w Polsce taki proces byłby w ogóle możliwy?
Bartosz Lewandowski:
Sprawa Mary Wagner, która toczy się przed kanadyjskim sądem, jest
niezwykle interesująca nie tylko z moralnego, ale także z prawnego
punktu widzenia. W pierwszej kolejności należy stwierdzić, że w sprawie
pani Wagner mamy do czynienia z prawem niezwykle restrykcyjnym.
Pamiętajmy, że została ona zatrzymana w sierpniu 2012 roku pod zarzutem
wtargnięcia i nielegalnego przebywania na terenie prywatnej kliniki
aborcyjnej. Pozbawiono ją wolności do czasu zakończenia postępowania.
Odpowiednikiem takiej decyzji sądu jest w polskiej procedurze karnej
zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania.
Mary Wagner jest pozbawiona wolności już niemal od dwóch lat. W
realiach polskiego systemu prawnego taka sytuacja jest nie do pomyślenia
nie tylko z powodu niezwykle długiego okresu jej tymczasowego
aresztowania, ale również ze względu na wagę czynu, o którego
popełnienie pani Wagner jest oskarżona, czyli wtargnięcia na prywatną
nieruchomość. Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby w przypadku obywatela
polskiego któremu zarzuca się podobny czyn, gdy nie istnieje groźba jego
ucieczki czy też ukrywania się, sąd zdecydował się na zastosowanie
tymczasowego aresztowania. Polska procedura karna umożliwia nawet sądowi
odstąpienie od tymczasowego aresztowania w sprawach – mówiąc
kolokwialnie – błahych. Przy czym podkreślam, że chodzi tutaj nie o sam
wymiar kary grożący oskarżonej, ale zastosowane wobec niej środki
tymczasowe w toku procesu, przed rozstrzygnięciem tego, czy w ogóle jest
winna.