Czy Rosja chce napaść na Polskę?
Jurij Bondarenko: - Ależ po co? Pewnie, że nie. To jest głupota, która mogła się zrodzić
tylko w niezdrowych umysłach POPiS-u. Proszę włączyć zdrowy chłopski
rozum! Po jaką cholerę mielibyśmy na was napadać? Dla tych odkrytych
ogromnych złóż diamentów, ropy, gazu? [śmiech]. Po co napadać, żeby co?
Napaść tylko po to, żeby napaść? A może napaść, by mieć potem na głowie
prawie 40 milionów ludzi, którzy cię nienawidzą? Przecież to jest
idiotyzm.
Nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Zachodu także straszy się Rosją.
- Że niby chcemy do Europy? A po co napadać na Europę, skoro płacą za
gaz i ropę? Sprzedają nam Audi, Volkswageny, a nawet wybudowali u nas
swoje fabryki...
To dlaczego straszą?
- Łatwiej jest rządzić, kiedy jest jakiś wróg, który jednoczy
wszystkich. Na rolę takiego wroga Niemców nie wysuniesz, ponieważ
stamtąd płynie duża forsa, dotacje unijne, itd. Żydzi też nie bardzo
pasują do tego scenariusza, bo biorąc pod uwagę jaką rolę ogrywają w
światowej polityce, nikt specjalnie nie chce mieć ich za wrogów.
Pozostaje Rosja. Tymczasem nie ma żadnych podstaw do jakiegokolwiek
wrogiego nastawienia. Jednak znaczna część elit Polski jest kupiona
przez Zachód. Wszyscy są kupieni, oprócz narodowców.
Niektóre środowiska w Polsce zarzucają narodowcom, że ich z kolei kupiła Rosja i działają pod dyktando Kremla...
- Jakie dyktando? Ewidentne głupoty. Żadnego dyktanda nie ma. Polska
interesuje Rosję tylko i wyłącznie jako kraj, z którym można handlować,
mieć normalne stosunki, korzystać z drogi tranzytowej do Europy, itd.
Żadnych innych intencji, tym bardziej jakiegoś zagarniania w swój skład.
My do żadnych rdzennych ziemi Polski nie pretendujemy i przez następne
tysiąc lat nie przyjdzie nam to do głowy. Obiektywnie nie ma rzeczy,
które miałby nas dzielić.
A jednak układa się między nami fatalne...
- Ostatnio doszedłem do wniosku, że źródłem nieporozumień pomiędzy
Polską a Rosją jest historia, ale ta jeszcze od czasów średniowiecza.
Zrozumiałem, że sendo konfliktu tkwi w tym, że od początków walk
pomiędzy Rzeczpospolitą a Moskowią, Rusią, Rosją – jak kto woli – była
rywalizacja o to, kto będzie głównym mocarstwem w tej części Europy. To
była rywalizacja pomiędzy projektami dwóch imperiów: polskim i
rosyjskim. Polacy nie mogą wybaczyć, że ich projekt przegrał, a Imperium
Rosyjskie zwyciężyło. Niestety, do dzisiaj – a przynajmniej ja nie
spotkałem się z taką opinią – nikt nie podejmuje nawet próby zrozumienia
dlaczego polski projekt przegrał. Nikt nie pyta dlaczego tak się stało,
a to jest przecież podstawowe pytanie.
W takim razie ja zapytam – dlaczego?
- Projekt rosyjski wygrał dlatego, ponieważ był budowany jako
wielonarodowy. Wystarczyło, że jakiś tam naród nadwołżański przyjął
prawosławie i wówczas otrzymał wszystkie te same uprawnienia co inne
narody. I nie miało to znaczenia na jakim stopniu rozwoju kulturowego
czy historycznego on stał. Uprawnienia otrzymywały nawet te narody,
które nie przyjęły prawosławia, jak Tatarzy, Czuwasze, czy Mordwini.
Zobrazuję to na przykładzie opisu sytuacyjnego autorstwa pewnego
Francuza, ikony rusofobii. Markiz de Custine – bo o nim mowa – znalazł
się na balu wydanym przez cara Mikołaja I. Zapytano go, czy wie jakiej
narodowości są obecni na przyjęciu ludzie. Odpowiedział, że to Rosjanie.
– Nie, to jest Mołdawianin, to jest Żyd, to jest Niemiec, tamten
Gruzin, a ten Polak. – Przepraszam, a gdzie są Rosjanie? – Oni właśnie
wszyscy razem, to są Rosjanie!
Tymczasem polski projekt był niejako jednonarodowy. Ukraińcy i
Białorusini nie byli w nim traktowani na równi, jak ludzie. Nawet
Litwini, którzy stanowili dużą część rządzącej elity Rzeczypospolitej,
oni również nie byli traktowani przez Polaków na równi, pomimo że
przyjęli przecież religię katolicką i łączyła ich ta sama zachodnia
kultura. Moja teza potwierdza tylko ten dzisiejszy konflikt między
Polską a Litwą dotyczący nazw. Pomimo że oba kraje należą mentalnie do
Zachodu, są członkami NATO i Unii Europejskiej, to jednak nie mogą dojść
do porozumienia. To nie bierze się znikąd. I właśnie dlatego Polacy
przegrali. Tylko wielonarodowe podejście do sprawy może jednoczyć naród
do jednego imperium. Takie podejście było właśnie w Imperium Rosyjskim.
Spójrzmy na to, co się stało z Imperium Bizantyjskim. Przez blisko
półtora tysiąca lat wszyscy byli po prostu „mieszkańcami Rzymu” (nawet,
kiedy Rzym upadł i była to już zupełnie inna cywilizacja). Wszystko
bardzo szybko rozwaliło się wtedy, kiedy mieszkańcy Imperium
Bizantyjskiego zaczęli się dzielić – że to są Grecy, tamci Ormianie, a
tamci to jeszcze ktoś inny... Wiemy też, co było u nas, kiedy bolszewicy
załadowali bombę pod Rosję i powiedzieli, że to jest więzienie narodów.
Wróćmy do czasów obecnych. Jak można ocenić stosunki polsko-rosyjskie na przestrzeni ostatnich lat?
- W ciągu 25 lat nowej Rosji nie zrobiliśmy nic a nic złego dla Polski,
nawet tego, co można byłoby traktować w ten, czy inny sposób. Na odwrót.
Na początku lat 90. zabraliśmy wojska, które były radzieckie.
Przeprosiliśmy za Katyń, pomimo że to nie było z winy Rosji – wśród
dowódców tych organów w ogóle nie było Rosjan. I mimo tych wszystkich
rzeczy, cały czas polskie władze – ja nie mówię, że Polska, tylko
polskie władze – wysuwają pretensje, które nie są zrozumiałe. Do tego
dochodzi to ciągłe straszenie, że niby Rosja ma napaść na Polskę... Nam
nie chodzi o to, że chcemy mieć z Polską jakieś stosunki braterskie czy
przyjacielskie. Po prostu chcielibyśmy stosunków neutralnych. Nie
wrogich! To tyle.
Czy jest jakiś sposób, by poradzić sobie z narastającym napięciem?
- Przychodzi mi do głowy, że najlepsze co możemy zrobić, to zapoznać jak
najwięcej ludzi z realnym stanem rzeczy. Udzielanie wywiadu czy
napisanie artykułu niewiele tutaj pomoże. Tylko i wyłącznie własne
doświadczenie! Do tego dążę stojąc na czele Centrum Dialogu
Rosyjsko-Polskiego i Porozumienia.
Z tego co się orientuję Centrum utworzono po obu stronach. Z jakim skutkiem?
- Centrum zostało powołane w Warszawie i w Moskwie kilka lat temu, po
tym jak rozbił się rządowy samolot pod Smoleńskiem. Myśleliśmy, że za
pomocą Grupy do Spraw Trudnych uda się polepszyć stosunki. Nie udało
się, ponieważ strona polska ciągle używała historii, wykorzystując ją
jako dźwig do własnej polityki historycznej. Ciągle tylko nowe skargi...
Doszło to tego, że Rosja musiałaby zmienić swoje podręczniki historii. W
końcu stanęło na niczym.
Czy oprócz tych zawodowych, ma pan jakieś osobiste relacje z Polską?
- Polska kojarzy się mi z młodością, ponieważ studiowałem w Polsce. Poza
tym, zanim jeszcze dostałem się na uczelnię w Warszawie, byłem
studentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Moskiewskiego. Jako że
mieliśmy wówczas bardzo dobre kontakty z polską ambasadą, to podrzucano
nam polskie filmy. Wtedy w Związku Radzieckim z wolnością nie było zbyt
dobrze, więc polskie filmy były dla nas oknem na świat.
Które z nich szczególnie pan zapamiętał?
- Na przykład „Przepraszam, czy tu biją” [1976 r., reż Marek Piwowski –
przyp. red.]. Później, już po studiach, kiedy pracowałem w Agencji
Prasowej „Nowosti” (obecnie Sputnik), tłumaczyłem film „Seksmisja” [1983
r., reż Juliusz Machulski – przyp. red.]. U nas miał on tytuł „Nowe
Amazonki”. Pamiętam, że było to dla mnie dość trudne – tłumaczyć film
nie widząc go wcześniej. Szczególnie, że był to obraz z tak politycznym
podtekstem.
Wspomniał pan czasy Związku Radzieckiego, sugerując pewne
trudności. Na Zachodzie mówi się, że obecnie wcale nie jest lepiej.
Wszem wobec straszy się waszym prezydentem. W związku z tym zapytam
wprost – jakim przywódcą jest Władimir Putin?
- Doskonałym! To jest najlepszy przywódca Rosji w całej jej historii.
Dlaczego?
- Dlatego że on wszystko robi dla narodu. Ludzie to widzą. Przekłada się
to na 86-procentowe poparcie. To nie jest wyssane z palca, tylko to są
autentyczne dane. Najpierw zachodnie środki masowego przekazu w to nie
wierzyły i poddawały w wątpliwość wiarygodność tych danych. Z czasem
uznano, że głupotą byłoby podważać liczby – okazało się bowiem, że
zachodnie ośrodki badania opinii publicznej potwierdziły te dane. I
wtedy powiedziano, że to naród jest taki tępy pod wpływem państwowej
telewizji. A prawda jest taka, że tym, którzy to wymyślają nie przyjdzie
nawet do głowy, że człowiek może być uczciwy i porządny, a nie jakimś
tam draniem. Im to do głowy nie przyjdzie, ponieważ mierzą wszystko
swoją miarą. Tymczasem Putin rządzi demokratycznie, nikomu nie
przeszkadza, na nikogo nie krzyczy, nikogo nie wsadza do więzienia.
A Chodorkowskiego?
- Przecież nie z powodów politycznych go aresztowano. Nie płacił
podatków, to poszedł siedzieć. W Stanach Zjednoczonych był bandzior Al
Capone, miał ręce umoczone we krwi, ale aresztowano go tylko za to, że
nie płacił podatków.
Chodorkowski odsiedział swoje i go wypuścili. Nawet zostały mu jakieś pieniądze, skoro finansuje teraz opozycję.
Na Zachodzie powiadają, że opozycja w Rosji nie może działać swobodnie i ogólnie ma przerąbane...
- [Śmiech]. Dosłownie kilka dni temu ulicami Moskwy przeszedł tzw. marsz
pamięci Niemcowa – którego niby zamordowali na rozkaz Putina.
Uczestnicy tego marszu spokojnie mogli przejść przez centrum miasta,
niektórzy nieśli flagę Ukrainy. I nikt im nie przeszkadzał. Natomiast
byli oni otoczeni przez ogromne oddziały policji, bo gdyby nie policja,
to normalni ludzie chyba by ich zatłukli.
A co z cenzurą? Krążą pogłoski, że w Rosji nie można mówić i pisać o czym się myśli, a już na pewno nie wolno krytykować Putina.
- Nie ma żadnej cenzury. Każdy może mówić i pisać co chce. W naszych
ośrodkach przekazu, szczególnie w internecie, można zobaczyć bardzo
krytyczne nastawianie.
Jakie rosyjskie media pozwalają sobie na krytykę władzy w Rosji?
- Wszystkie! Krytyka przewija się nawet na forach dyskusyjnych rządowych
gazet. Nie ma takich komentarzy, które byłyby tylko przychylne. Jeśli
ktoś nie wierzy, niech przyjedzie do naszego kraju i przekona się na
własne oczy jak to wszystko wygląda.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Agnieszka Piwar
Jurij Bondarenko jest szefem Rosyjsko-Polskiego Centrum Dialogu i Porozumienia z siedzibą w Moskwie.
Rozmowa przeprowadzona w dniu 27 lutego 2017 roku. Wywiad ukazał się w tygodniku Myśl Polska, nr 17-18 (23-30.04.2017)
eh i gdy by nie ten gaz za 400$ to by moża bylo w to wszystko uwierzyc...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam belíssima