wtorek, 30 maja 2017

Rosyjska Cerkiew jest niezależna od państwa

Rozmowa z ojcem Georgijem Maksimowem - religijnym przywódcą Rosji, kapłanem Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, duchownym moskiewskiego kościoła pw. św. Sergiusza z Radoneża. Uczony, pisarz i misjonarz; współpracownik Moskiewskiej Akademii Duchownej; członek Rady Ekspertów przy Ministerstwie Sprawiedliwości w celu zwalczania ekstremizmu religijnego, uczestnik międzynarodowych konferencji; autor ponad 30 książek i broszur, a także około 200 artykułów.


W 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie Cyryl I, patriarcha Moskiewski i Całej Rusi oraz abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, podpisali Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji. Czy dokument ten przynosi oczekiwane owoce?
  O. Georgij Maksimow: - Szczerze mówiąc niewiele o tym słyszałem, a to dobra sprawa. Pamiętam jak po raz pierwszy byłem w Austrii. W niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę. Przejechaliśmy przez cały Wiedeń i zauważyliśmy, że niemal wszystkie kościoły były puste. Tylko w jednym miejscu wiedzieliśmy świątynię, która przypominała nam cerkiew w Rosji. Świątynia ta była wypełniona wiernymi, nawet na zewnątrz stali ludzie. Zapytaliśmy naszego przewodnika co to za kościół, a on odpowiedział, że to kościół polski. Zobaczyliśmy, że Polacy są bardziej religijni niż Austriacy. Myślę, że to nas zbliża, gdyż wśród Rosjan również bardzo dużo osób jest wierzących i możecie zauważyć, że w każdą niedzielę wszystkie cerkwie są pełne. Dlatego myślę, że próby zbliżenia naszych narodów poprzez religię, to dobra sprawa.

Rok temu w Hawanie miało miejsce pierwsze w dziejach spotkanie zwierzchników Kościoła rzymskokatolickiego i rosyjskiego prawosławia. Historyczne spotkanie papieża Franciszka z patriarchą Cyrylem zwieńczyło podpisanie wspólnej deklaracji. Czy w Rosji o tym się mówi?
 
- Wszyscy w Rosji zauważyli, że taka deklaracja została podpisana. Myślę, że potrzebny jest czas, żeby zobaczyć jakie owoce to przyniesie. Mówiąc otwarcie, podpisuje się dużo różnych umów czy deklaracji, wiele kroków stawia się w tym kierunku, jednak nie wszystko przynosi spodziewane efekty. Na przykład w tej deklaracji – zresztą nie tylko w tej, ale i w innych – piszemy o tym, by stawać w obronie chrześcijan w Syrii. Ale szczerze mówiąc nie jestem pewny, czy z którejś z tych deklaracji był jakiś pożytek. Przecież ludzie, którzy prześladują chrześcijan na Bliskim Wschodzie nie kierują się tymi deklaracjami. Dlatego potrzebny jest czas, aby zobaczyć czy będą efekty.


Świat się laicyzuje. Czy Kościół i Cerkiew mogą razem walczyć z globalizmem i liberalizmem?
 
- Często można usłyszeć, również u nas, że wspólnie możemy walczyć z tymi negatywnymi zjawiskami. Jestem człowiekiem praktycznym i nie za bardzo rozumiem jak te słowa o wspólnym działaniu przełożyć właśnie na praktykę. Przypuśćmy, że w Polsce przechodzi proces liberalizacji i sekularyzacji. Polski Kościół katolicki podejmuje jakieś kroki, żeby temu przeciwdziałać. Jeżeli te działania są skuteczne, to takie będą i bez tego czy powiedzą, że razem z nimi jest rosyjska Cerkiew Prawosławna. Jeżeli zaś te działania nie będą skuteczne, to bez znaczenia, czy Kościół w Polsce powie, że razem z nim jest Cerkiew. Przecież od samej deklaracji wspólnego działania nic jeszcze nie wynika. Analogicznie w Rosji. Jeżeli Cerkiew robi kroki w jakimś kierunku, to wierni albo ją słuchają, albo nie. I nie ma znaczenia, czy działa razem z Kościołem katolickim z Polski. To moje zdanie, nie widzę praktycznych dróg dla takiego sposobu współpracy. Oczywiście zgadzam się z tym, że możemy bardzo dobrze rozumieć jedni drugich. Mamy podobne problemy, więc możemy dzielić się doświadczeniem jak je rozwiązujemy. To jest możliwe. Ale rozwiązywać je wspólnie? Nie znam żadnego konkretnego przykładu, a jedynie deklaracje.


W Polsce panuje przekonanie że Cerkiew rosyjska jest zależna od władzy. Czy zgadza się Ojciec z tym twierdzeniem?
 
- Nie, to absolutnie nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji. Często podaję taki przykład: są rosyjscy i sowieccy ludzie, którzy również myślą, że Cerkiew jest zależna od władzy. Dlaczego? Przypuśćmy, że oni widzą jak premier czy prezydent przyszedł do cerkwi, potrzymał świecę, spotkał się z jakimś patriarchą. Jednak to nie oznacza tego, co im się wydaje. Cerkiew w Rosji nie otrzymuje żadnego dofinansowania od państwa, wydatki duchownych też nie są opłacane przez państwo. Cerkiew musi płacić za wszystkie komunalne usługi – prąd, ogrzewanie, wodę. Prawnie Cerkiew jest oddzielona od państwa. W takim razie, w czym ta zależność od państwa miałaby się wyrażać? Czy tylko w tym, że raz do roku patriarcha spotyka się z prezydentem? W każdym państwie odbywają się takie spotkania, dlatego to o niczym nie świadczy. Przecież nawet w samych Stanach Zjednoczonych są specjalnie wyznaczone terminy, kiedy prezydent spotyka się z protestantami.


Przytoczę pewną sytuację. Kilka lat temu była taka decyzja, że wszyscy mężczyźni – łącznie z tymi, którzy uczą się w seminarium – muszą pójść do wojska. Nasza Cerkiew otwarcie, publicznie prosiła władzę, aby zrobić dla nich wyjątek. A władze na to nie przystały. Gdyby było tak, jak wy mówicie, to nie byłoby oficjalnej prośby, tylko zwyczajnie patriarcha zadzwoniłby w tej sprawie do prezydenta i wszystko byłoby załatwione od ręki. Tymczasem widzicie, że Cerkiew prosi publicznie i władze tego nie akceptują. Nie ma żadnej zależności od władzy. Na odwrót. Cerkiew jest teraz maksymalnie niezależna od państwa i, być może w całej jej historii, nie było takiej wolności jak obecnie. Wystarczy wspomnieć choćby czasy carskie, kiedy Cerkiew była zależna od władzy bardzo mocno.
Chciałbym dodać to, co kiedyś usłyszałem – nie mogę tego potwierdzić dokumentami, ale słyszałem to od wiarygodnych ludzi. Kiedy Władimir Putin został prezydentem, patriarchą był Aleksiej. Putin zaoferował mu wtedy, żeby nadać Cerkwi status państwowy. Patriarcha odpowiedział: - Nie, dziękuję. My będziemy robić swoje dzieło sami, dlatego, że nie chcemy znowu znaleźć się w złotej klatce, jak to było w czasach carskich. Cerkiew daje sobie sama radę ze swoimi obowiązkami. Nasza Cerkiew Prawosławna ma bolesne doświadczenia bycia zależną od państwem, czy pod czyjąś opieką, dlatego cenimy tę wolność, którą teraz mamy. Rozumiemy, że kontakty między władzą a patriarchą to normalna sprawa, jak w każdym kraju, ale jesteśmy z pewnością niezależni.


W tym roku przypada setna rocznica objawień fatimskich. Czy ta historia jest znana w Rosji?
 
- Tak, ta historia jest znana w Rosji i są ludzie prawosławni, którzy uważają, że to były autentyczne objawienia. Ale ja osobiście mam sceptyczny stosunek do tych objawień i ich nie uznaję. O ile wiem, pierwsi katoliccy duchowni, którzy o tym usłyszeli też mieli sceptyczne nastawienie i po 10 latach, dzięki postawie miejscowej archidiecezji, nastawienie zaczęło się zmieniać.


Interesują mnie losy historiozoficznej koncepcji Trzeciego Rzymu stworzonej pod koniec XV wieku przez mnicha Filoteusza z Pskowa. Idea ta głosi, że pierwszy Rzym upadł na skutek herezji, drugi Rzym – Konstantynopol – na skutek zdrady prawdziwej wiary, trzecim Rzymem jest Moskwa, a czwartego już nie będzie. Czy w kontekście obrony chrześcijan na Bliskim Wschodzie koncepcja ta doczekała się renesansu?
 
- Jeżeli chodzi o ideę Trzeciego Rzymu, to była ona popularna w XVII wieku, a także nieco później. Obecnie jest popularna tylko w niewielkich kręgach, ale ludzie, którzy o tym mówią koncentrują się bardziej na przeszłości niż teraźniejszości.


Tymczasem teraźniejszość jest taka, że to właśnie Rosja chroni przed zagładą chrześcijan na Bliskim Wschodzie...
 
- Rzeczywiście. Od kiedy na prośbę syryjskich władz Rosja przystąpiła do tej wojny, to broni i ochrania miejscowych chrześcijan. Jestem w stałym kontakcie z syryjskimi chrześcijanami. Miałem tam znajomych jeszcze przed przystąpieniem Rosji do wojny. Jeden z nich – chrześcijański duchowny z antiocheńskiego patriarchatu – jakiś czas temu udzielił mi wywiadu, który został przetłumaczony na wiele zachodnich języków. Ten chrześcijański duchowny powiedział, że na terytorium Syrii, tylko w miejscach, które są kontrolowane przez władzę [podległą prezydentowi Asadowi – red.], chrześcijanie mogą normalnie żyć. W pozostałych regionach, czyli tych, które opanowali tzw. powstańcy – nieważne czy to ISIS, czy jakaś syryjska armia rebeliantów – w tych miejscach chrześcijanie są prześladowani, mordowani i dzieją się straszne rzeczy. Wiemy, że zanim Rosja wmieszała się w ten konflikt, to regionów kontrolowanych przez władzę syryjską (zapewniającą bezpieczeństwo chrześcijanom), było coraz mniej. A po tym, jak Rosja przyłączyła się do wojny, wielu miejscowym chrześcijanom dało to nadzieję. Niedawno wróciłem z podróży po różnych państwach na Zachodzie. Podczas wyjazdu spotykałem się z wieloma Syryjczykami, w tym chrześcijanami – nie tylko prawosławnymi. Oni wszyscy, bez wyjątku, ogromne dziękują za to, że Rosja do nich przyszła. To nie są Syryjczycy mieszkający w Syrii i nie zależą od reżimu Asada. Ale oni widzą – gdyż ich rodziny mieszkają w Syrii – jaki to ma wpływ na miejscową ludność. To nie tylko działania w obronie chrześcijan, ale także kroki w kierunku zakończenia wojny.

Rosja broni chrześcijan przed islamskimi ekstremistami na Bliskim Wschodzie. A jak wyglądają relacje z muzułmanami w samej Rosji? Przecież mieszka ich tu bardzo dużo. Czy wśród nich również są ekstremiści, którzy chcą się zemścić za działania na Bliskim Wschodzie?

 
- Ekstremizm islamskimi istnieje wszędzie tam, gdzie istnieje islam. Można powiedzieć, że to jest wspólny problem tej religii. Problem ten jest potwierdzony statystyką. Centrum Badań Terrorystycznych w USA publikuje dane, z których wynika, że ok. 90 proc. religijnych aktów terrorystycznych popełniają muzułmanie. To wspólny problem islamu, związany też z historią tej religii. Zanim zostałem duchownym, byłem profesorem studiów religijnych i badałem islam, dlatego ten temat jest mi dobrze znany.


Wiadomo, w przeszłości także w Rosji były akty terrorystyczne ze strony radykalnych muzułmanów. Rzecz jasna, że od kiedy Rosja przystąpiła do wojny w Syrii, to podniosło to stan zagrożenia terrorystycznego. Rozumiecie, że wojna w Syrii praktycznie rozgrywa się globalnie między szyitami i sunnitami. I można powiedzieć, że praktycznie wystąpiliśmy po stronie mniejszości, czyli szyitów [według różnych danych sunnici stanowią ok. 75-90 proc. wszystkich muzułmanów – red.]. To było sygnałem dla muzułmańskich ekstremistów, żeby zainteresowali się Rosją i ją ukarali przeprowadzając ataki terrorystyczne. Sami widzicie jak wiele ataków było w ubiegłym roku w zachodniej Europie – we Francji i w Niemczech. Dzięki Bogu na terytorium Rosji wielkich ataków nie było, co prawda były dziesiątki prób, ale dzięki pracy naszych służb specjalnych zostały one udaremnione. Był jeden atak na samolot lecący z Egiptu, ale nie doszło do tego na terytorium Rosji.


Wracając do muzułmanów mieszkających w Rosji. Rzeczywiście, tylko w samej Moskwie jest ich bardzo dużo. Oczywiście, jeżeli muzułmanin jest pokojowo nastawiony, to nikt nie broni mu normalnie żyć według swoich zasad. Ale jeśli taki człowiek wiąże się z terrorystami, to organy ścigania podejmują właściwe środki. W Rosji nie ma takich sytuacji, że jeśli o jakimś człowieku już wiadomo, że to ekstremista, to najpierw go zatrzymują, później wypuszczają, a on jedzie i dokonuje ataku. Tutaj po prostu nie dochodzi do takich ataków.


CDN...


Rozmawiała: Agnieszka Piwar Tłumaczenie: Sylwia Andruszkiewicz

Wywiad ukazał się w tygodniku Myśl Polska, nr 21-22 (21-28.05.2017)

W drugiej części wywiadu z o. Georgijem poruszono temat bolesnej historii, głównie w kontekście ofiar stalinowskiego terroru, a także sprawy dotyczące obyczajowości Rosjan, w tym problemu aborcji. Całość ukaże się w książce pt. „Widziane z Moskwy”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz