Rozmowa z ojcem Georgijem Maksimowem - religijnym przywódcą Rosji, kapłanem Rosyjskiej
Cerkwi Prawosławnej, duchownym moskiewskiego kościoła pw. św. Sergiusza z
Radoneża. Uczony, pisarz i misjonarz; współpracownik Moskiewskiej Akademii Duchownej; członek Rady Ekspertów przy Ministerstwie Sprawiedliwości w
celu zwalczania ekstremizmu religijnego, uczestnik międzynarodowych
konferencji; autor ponad 30 książek i broszur, a także około 200
artykułów.
W 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie Cyryl I,
patriarcha Moskiewski i Całej Rusi oraz abp Józef Michalik,
przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, podpisali Wspólne
Przesłanie do Narodów Polski i Rosji. Czy dokument ten przynosi
oczekiwane owoce?
O. Georgij Maksimow: - Szczerze mówiąc niewiele o tym słyszałem, a to dobra sprawa. Pamiętam
jak po raz pierwszy byłem w Austrii. W niedzielę wybraliśmy się na
wycieczkę. Przejechaliśmy przez cały Wiedeń i zauważyliśmy, że niemal
wszystkie kościoły były puste. Tylko w jednym miejscu wiedzieliśmy
świątynię, która przypominała nam cerkiew w Rosji. Świątynia ta była
wypełniona wiernymi, nawet na zewnątrz stali ludzie. Zapytaliśmy naszego
przewodnika co to za kościół, a on odpowiedział, że to kościół polski.
Zobaczyliśmy, że Polacy są bardziej religijni niż Austriacy. Myślę, że
to nas zbliża, gdyż wśród Rosjan również bardzo dużo osób jest
wierzących i możecie zauważyć, że w każdą niedzielę wszystkie cerkwie są
pełne. Dlatego myślę, że próby zbliżenia naszych narodów poprzez
religię, to dobra sprawa.
Rok temu w Hawanie miało miejsce pierwsze w dziejach
spotkanie zwierzchników Kościoła rzymskokatolickiego i rosyjskiego
prawosławia. Historyczne spotkanie papieża Franciszka z patriarchą
Cyrylem zwieńczyło podpisanie wspólnej deklaracji. Czy w Rosji o tym się
mówi?
- Wszyscy w Rosji zauważyli, że taka deklaracja została podpisana.
Myślę, że potrzebny jest czas, żeby zobaczyć jakie owoce to przyniesie.
Mówiąc otwarcie, podpisuje się dużo różnych umów czy deklaracji, wiele
kroków stawia się w tym kierunku, jednak nie wszystko przynosi
spodziewane efekty. Na przykład w tej deklaracji – zresztą nie tylko w
tej, ale i w innych – piszemy o tym, by stawać w obronie chrześcijan w
Syrii. Ale szczerze mówiąc nie jestem pewny, czy z którejś z tych
deklaracji był jakiś pożytek. Przecież ludzie, którzy prześladują
chrześcijan na Bliskim Wschodzie nie kierują się tymi deklaracjami.
Dlatego potrzebny jest czas, aby zobaczyć czy będą efekty.
Świat się laicyzuje. Czy Kościół i Cerkiew mogą razem walczyć z globalizmem i liberalizmem?
- Często można usłyszeć, również u nas, że wspólnie możemy walczyć z
tymi negatywnymi zjawiskami. Jestem człowiekiem praktycznym i nie za
bardzo rozumiem jak te słowa o wspólnym działaniu przełożyć właśnie na
praktykę. Przypuśćmy, że w Polsce przechodzi proces liberalizacji i
sekularyzacji. Polski Kościół katolicki podejmuje jakieś kroki, żeby
temu przeciwdziałać. Jeżeli te działania są skuteczne, to takie będą i
bez tego czy powiedzą, że razem z nimi jest rosyjska Cerkiew
Prawosławna. Jeżeli zaś te działania nie będą skuteczne, to bez
znaczenia, czy Kościół w Polsce powie, że razem z nim jest Cerkiew.
Przecież od samej deklaracji wspólnego działania nic jeszcze nie wynika.
Analogicznie w Rosji. Jeżeli Cerkiew robi kroki w jakimś kierunku, to
wierni albo ją słuchają, albo nie. I nie ma znaczenia, czy działa razem z
Kościołem katolickim z Polski. To moje zdanie, nie widzę praktycznych
dróg dla takiego sposobu współpracy. Oczywiście zgadzam się z tym, że
możemy bardzo dobrze rozumieć jedni drugich. Mamy podobne problemy, więc
możemy dzielić się doświadczeniem jak je rozwiązujemy. To jest możliwe.
Ale rozwiązywać je wspólnie? Nie znam żadnego konkretnego przykładu, a
jedynie deklaracje.
W Polsce panuje przekonanie że Cerkiew rosyjska jest zależna od władzy. Czy zgadza się Ojciec z tym twierdzeniem?
- Nie, to absolutnie nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji. Często
podaję taki przykład: są rosyjscy i sowieccy ludzie, którzy również
myślą, że Cerkiew jest zależna od władzy. Dlaczego? Przypuśćmy, że oni
widzą jak premier czy prezydent przyszedł do cerkwi, potrzymał świecę,
spotkał się z jakimś patriarchą. Jednak to nie oznacza tego, co im się
wydaje. Cerkiew w Rosji nie otrzymuje żadnego dofinansowania od państwa,
wydatki duchownych też nie są opłacane przez państwo. Cerkiew musi
płacić za wszystkie komunalne usługi – prąd, ogrzewanie, wodę. Prawnie
Cerkiew jest oddzielona od państwa. W takim razie, w czym ta zależność
od państwa miałaby się wyrażać? Czy tylko w tym, że raz do roku
patriarcha spotyka się z prezydentem? W każdym państwie odbywają się
takie spotkania, dlatego to o niczym nie świadczy. Przecież nawet w
samych Stanach Zjednoczonych są specjalnie wyznaczone terminy, kiedy
prezydent spotyka się z protestantami.
Przytoczę pewną sytuację. Kilka lat temu była taka decyzja, że wszyscy
mężczyźni – łącznie z tymi, którzy uczą się w seminarium – muszą pójść
do wojska. Nasza Cerkiew otwarcie, publicznie prosiła władzę, aby zrobić
dla nich wyjątek. A władze na to nie przystały. Gdyby było tak, jak wy
mówicie, to nie byłoby oficjalnej prośby, tylko zwyczajnie patriarcha
zadzwoniłby w tej sprawie do prezydenta i wszystko byłoby załatwione od
ręki. Tymczasem widzicie, że Cerkiew prosi publicznie i władze tego nie
akceptują. Nie ma żadnej zależności od władzy. Na odwrót. Cerkiew jest
teraz maksymalnie niezależna od państwa i, być może w całej jej
historii, nie było takiej wolności jak obecnie. Wystarczy wspomnieć
choćby czasy carskie, kiedy Cerkiew była zależna od władzy bardzo mocno.
Chciałbym dodać to, co kiedyś usłyszałem – nie mogę tego potwierdzić
dokumentami, ale słyszałem to od wiarygodnych ludzi. Kiedy Władimir
Putin został prezydentem, patriarchą był Aleksiej. Putin zaoferował mu
wtedy, żeby nadać Cerkwi status państwowy. Patriarcha odpowiedział: -
Nie, dziękuję. My będziemy robić swoje dzieło sami, dlatego, że nie
chcemy znowu znaleźć się w złotej klatce, jak to było w czasach
carskich. Cerkiew daje sobie sama radę ze swoimi obowiązkami. Nasza
Cerkiew Prawosławna ma bolesne doświadczenia bycia zależną od państwem,
czy pod czyjąś opieką, dlatego cenimy tę wolność, którą teraz mamy.
Rozumiemy, że kontakty między władzą a patriarchą to normalna sprawa,
jak w każdym kraju, ale jesteśmy z pewnością niezależni.
W tym roku przypada setna rocznica objawień fatimskich. Czy ta historia jest znana w Rosji?
- Tak, ta historia jest znana w Rosji i są ludzie prawosławni, którzy
uważają, że to były autentyczne objawienia. Ale ja osobiście mam
sceptyczny stosunek do tych objawień i ich nie uznaję. O ile wiem,
pierwsi katoliccy duchowni, którzy o tym usłyszeli też mieli sceptyczne
nastawienie i po 10 latach, dzięki postawie miejscowej archidiecezji,
nastawienie zaczęło się zmieniać.
Interesują mnie losy historiozoficznej koncepcji Trzeciego
Rzymu stworzonej pod koniec XV wieku przez mnicha Filoteusza z Pskowa.
Idea ta głosi, że pierwszy Rzym upadł na skutek herezji, drugi Rzym –
Konstantynopol – na skutek zdrady prawdziwej wiary, trzecim Rzymem jest
Moskwa, a czwartego już nie będzie. Czy w kontekście obrony chrześcijan
na Bliskim Wschodzie koncepcja ta doczekała się renesansu?
- Jeżeli chodzi o ideę Trzeciego Rzymu, to była ona popularna w XVII
wieku, a także nieco później. Obecnie jest popularna tylko w niewielkich
kręgach, ale ludzie, którzy o tym mówią koncentrują się bardziej na
przeszłości niż teraźniejszości.
Tymczasem teraźniejszość jest taka, że to właśnie Rosja chroni przed zagładą chrześcijan na Bliskim Wschodzie...
- Rzeczywiście. Od kiedy na prośbę syryjskich władz Rosja przystąpiła do
tej wojny, to broni i ochrania miejscowych chrześcijan. Jestem w stałym
kontakcie z syryjskimi chrześcijanami. Miałem tam znajomych jeszcze
przed przystąpieniem Rosji do wojny. Jeden z nich – chrześcijański
duchowny z antiocheńskiego patriarchatu – jakiś czas temu udzielił mi
wywiadu, który został przetłumaczony na wiele zachodnich języków. Ten
chrześcijański duchowny powiedział, że na terytorium Syrii, tylko w
miejscach, które są kontrolowane przez władzę [podległą prezydentowi
Asadowi – red.], chrześcijanie mogą normalnie żyć. W pozostałych
regionach, czyli tych, które opanowali tzw. powstańcy – nieważne czy to
ISIS, czy jakaś syryjska armia rebeliantów – w tych miejscach
chrześcijanie są prześladowani, mordowani i dzieją się straszne rzeczy.
Wiemy, że zanim Rosja wmieszała się w ten konflikt, to regionów
kontrolowanych przez władzę syryjską (zapewniającą bezpieczeństwo
chrześcijanom), było coraz mniej. A po tym, jak Rosja przyłączyła się do
wojny, wielu miejscowym chrześcijanom dało to nadzieję. Niedawno
wróciłem z podróży po różnych państwach na Zachodzie. Podczas wyjazdu
spotykałem się z wieloma Syryjczykami, w tym chrześcijanami – nie tylko
prawosławnymi. Oni wszyscy, bez wyjątku, ogromne dziękują za to, że
Rosja do nich przyszła. To nie są Syryjczycy mieszkający w Syrii i nie
zależą od reżimu Asada. Ale oni widzą – gdyż ich rodziny mieszkają w
Syrii – jaki to ma wpływ na miejscową ludność. To nie tylko działania w
obronie chrześcijan, ale także kroki w kierunku zakończenia wojny.
Rosja broni chrześcijan przed islamskimi ekstremistami na Bliskim
Wschodzie. A jak wyglądają relacje z muzułmanami w samej Rosji? Przecież
mieszka ich tu bardzo dużo. Czy wśród nich również są ekstremiści,
którzy chcą się zemścić za działania na Bliskim Wschodzie?
- Ekstremizm islamskimi istnieje wszędzie tam, gdzie istnieje islam.
Można powiedzieć, że to jest wspólny problem tej religii. Problem ten
jest potwierdzony statystyką. Centrum Badań Terrorystycznych w USA
publikuje dane, z których wynika, że ok. 90 proc. religijnych aktów
terrorystycznych popełniają muzułmanie. To wspólny problem islamu,
związany też z historią tej religii. Zanim zostałem duchownym, byłem
profesorem studiów religijnych i badałem islam, dlatego ten temat jest
mi dobrze znany.
Wiadomo, w przeszłości także w Rosji były akty terrorystyczne ze strony
radykalnych muzułmanów. Rzecz jasna, że od kiedy Rosja przystąpiła do
wojny w Syrii, to podniosło to stan zagrożenia terrorystycznego.
Rozumiecie, że wojna w Syrii praktycznie rozgrywa się globalnie między
szyitami i sunnitami. I można powiedzieć, że praktycznie wystąpiliśmy po
stronie mniejszości, czyli szyitów [według różnych danych sunnici
stanowią ok. 75-90 proc. wszystkich muzułmanów – red.]. To było sygnałem
dla muzułmańskich ekstremistów, żeby zainteresowali się Rosją i ją
ukarali przeprowadzając ataki terrorystyczne. Sami widzicie jak wiele
ataków było w ubiegłym roku w zachodniej Europie – we Francji i w
Niemczech. Dzięki Bogu na terytorium Rosji wielkich ataków nie było, co
prawda były dziesiątki prób, ale dzięki pracy naszych służb specjalnych
zostały one udaremnione. Był jeden atak na samolot lecący z Egiptu, ale
nie doszło do tego na terytorium Rosji.
Wracając do muzułmanów mieszkających w Rosji. Rzeczywiście, tylko w
samej Moskwie jest ich bardzo dużo. Oczywiście, jeżeli muzułmanin jest
pokojowo nastawiony, to nikt nie broni mu normalnie żyć według swoich
zasad. Ale jeśli taki człowiek wiąże się z terrorystami, to organy
ścigania podejmują właściwe środki. W Rosji nie ma takich sytuacji, że
jeśli o jakimś człowieku już wiadomo, że to ekstremista, to najpierw go
zatrzymują, później wypuszczają, a on jedzie i dokonuje ataku. Tutaj po
prostu nie dochodzi do takich ataków.
CDN...
Rozmawiała: Agnieszka Piwar
Tłumaczenie: Sylwia Andruszkiewicz
Wywiad ukazał się w tygodniku Myśl Polska, nr 21-22 (21-28.05.2017)
W drugiej części wywiadu z o. Georgijem poruszono temat bolesnej
historii, głównie w kontekście ofiar stalinowskiego terroru, a także
sprawy dotyczące obyczajowości Rosjan, w tym problemu aborcji. Całość
ukaże się w książce pt. „Widziane z Moskwy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz