piątek, 30 grudnia 2022

100 lat temu powstał ZSRS – wróg Rosji

30 grudnia 1922 roku, po zakończeniu wojny domowej w Rosji (7 listopada 1917 – 25 października 1922), na I Zjeździe Rad utworzono nowe państwo związkowe – Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS).

Pierwsze państwo komunistyczne na świecie, położone częściowo w Europie wschodniej i północno-wschodniej, a częściowo w Azji, ze stolicą w Moskwie, istniało do 1991 roku. Od lat szokuje mnie to, że wielu Polaków stawia znak równości między ZSRS a Rosją. Jest to błąd, który ogranicza zrozumienie kluczowych faktów. Janusz Korwin-Mikke swego czasu skomentował to dobitnie na Twitterze: «Ręce opadają. Tak Sowieci mordowali. Ale „Sowieci” to tak samo Ukraińcy jak Rosjanie. Poza tym Sowieci zamordowali 200 tys. Polaków + 20.000 w Katyniu – a Rosjan, Ukraińców, Kazachów, Białorusinów &c wymordowali w/g różnych szacunków od 8 do 37 milinów!! Sowieci to WRÓG Rosjan.»

Dlatego jeszcze bardziej szokuje mnie to, że niektórzy Polacy określający się jako przyjaciele Rosjan, z nostalgią wspominają Związek Sowiecki oraz wygłaszają peany na cześć rewolucji bolszewickiej. Podobne tendencje, to znaczy pewne zamiłowanie do czasów reżimu komunistycznego, zauważyłam wśród samych Rosjan. Sentymenty Rosjan tłumaczę sobie czymś w rodzaju syndromu sztokholmskiego i/lub propagandą penetrującą umysły kilku pokoleń. Ale żeby wśród Polaków lubiących Rosjan taka sprzeczność? Tego pojąć nie mogę. A może tacy z nich Polacy z pochodzenia, jak z rewolucjonistów Rosjanie, czy z Karola Marxa Niemiec?

Cóż, nie bójmy się nazywać spraw po imieniu. Za szatańskim dziełem zniszczenia chrześcijańskiej Rosji stali także – a właściwie przede wszystkim – Żydzi. Co więcej, pieniądze na odpalenie rewolucji Włodzimierz Lenin otrzymał z Zachodu. Współcześni czciciele wodza bolszewików, gwałcąc zasady logiki, często z największym obrzydzeniem wypowiadają się o zachodnich kapitalistach, bogaczach, etc., podczas gdy przemilczają fakt, że zachodnia finansjera dała przecież grubą kasę Leninowi na rozwalenie Carskiej Rosji.

czwartek, 29 grudnia 2022

Radwan Loutfi: W Syrii kochamy Polskę

Rozmowa z Radwanem Loutfi, chargé d’affaires Ambasady Syrii w Polsce. W imieniu tygodnika „Myśl Polska” rozmawiają Agnieszka Piwar i Sandrella Malazi.

Panie Ambasadorze, bardzo dziękujemy, że zgodził się Pan na spotkanie i rozmowę z nami.

– Chciałem Panie serdecznie powitać w syryjskiej ambasadzie. Dużo czasu upłynęło od momentu, kiedy ktoś robił wywiad z kimś od nas, czy w jakiś obiektywny sposób przedstawił sytuację w Syrii. Dlatego jesteście tu jak najbardziej mile widziane.

Mija jedenasty rok wojny w Syrii. Jaki jest obecny bilans zniszczeń i strat, w tym ofiar śmiertelnych?

– Mogę tylko powiedzieć, że te 11 lat było straszne dla Syrii. Niestety na obecną chwilę nie mam żadnych oficjalnych danych na temat strat. Jeśli chodzi o ofiary jest mnóstwo kalkulacji z różnych stron. Te obliczenia charakteryzują się dużą zmiennością. Jedne z nich mówią o dwustu tysiącach, inne o trzystu tysiącach czy nawet czterystu tysiącach ofiar. Liczby te są zbyt wysokie, nawet gdybyśmy mówili o tysiącu. W pewnym momencie, gdy tzw. pokojowe demonstracje nie zdołały zdestabilizować rządu, eskalowali sytuację, aby mieć powód do zwiększenia presji na syryjski rząd na arenie światowej. Dlatego w kwestii podawania oficjalnych danych dotyczących ofiar, strona rządowa nie chce wchodzić w tę „grę liczb”. Jedni raz mówią 50, po godzinie mówią 100, potem mówią 200 – bez żadnej transparentności i podawania źródeł, które stoją za tymi informacjami. Oczywiście bierzemy te liczby pod uwagę, bo to są Syryjczycy. Jednak ważne jest, aby wiedzieć, że każda liczba, którą możecie usłyszeć jest zawsze wzmacniana, po to, żeby pokazać większe straty. Chodzi o to, aby wywrzeć większą presję na nasz rząd.

środa, 14 grudnia 2022

Mięso armatnie na Ukrainę?

Po ogłoszeniu przez MON nowego projektu ustawy o ćwiczeniach wojskowych i podkręceniu tego przez media, w polskim internecie nastąpiło wielkie poruszenie.

Niektórzy zaczęli panikować, zaś inni mają niezły ubaw. Bawi ich to, że wkrótce wszelkiej maści krzykacze wołający: „za wolną Ukrainę!” i „dobić Rosję!”, będą mogli wykazać się w praktyce na froncie. Internetowi prześmiewcy najchętniej widzieliby w kamaszach Sławomira Sierakowskiego z „Krytyki Politycznej” oraz Jacka Bartosiaka z „Strategy&Future”.

Ten pierwszy od lat żyje sobie wygodnie w lewackiej bańce, a ostatnio zasłynął z tego, że naciągnął naiwnych Polaków na grube miliony, by sprezentować drona dla Ukraińców. Ten drugi to wykreowany przez mainstream „ekspert” od geopolityki i geostrategii. Kilka miesięcy temu powiedział on w rozmowie z PAP, że w interesie Polski i państw Międzymorza jest „wykończenie Rosji”. Zdaniem Bartosiaka „to największa szansa od czasów panowania cara Piotra Wielkiego do zniszczenia rosyjskiego projektu imperialnego”.

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Panowie życia i śmierci

W feralnym dniu 24 lutego 2022 roku polskojęzyczne media grzmiały: «Rosyjskie wojska z lądu i powietrza atakują Ukrainę. Eksperci nie mają wątpliwości: to największy od czasów II wojny światowej atak w Europie.»

Tymczasem dwa miesiące wcześniej wróciłam z Bałkanów, gdzie spotkałam się z naocznymi świadkami okrutnej wojny, jaka pod koniec XX wieku przetoczyła się przez kraje byłej Jugosławii.

Relacje słowiańskich braci z południa były wstrząsające, szczególnie te dotyczące bombardowań. Kto zrzucał bomby? Ano nasi, o zgrozo, sojusznicy z NATO. Czyżby właśnie dlatego polskojęzyczni „eksperci” już tego ataku w Europie nie zauważali?