Kilka
lat temu, już po wybuchu Euromajdanu w Kijowie, poznałam w
Gliwicach młodego Ukraińca. Podczas luźnej rozmowy zapytałam
dlaczego właściwie przyjechał do Polski. Odpowiedział, że
wyjechał z Ukrainy, by wymigać się przed przymusowym wcieleniem do
wojska. Wyjaśnił, że
jego matka jest Rosjanką, a on nie chciał strzelać do swoich. Czy
któryś z polskojęzycznych „komentatorów wojennych” pomyślał
choć przez chwilę, że wpychanie Ukrainy na prozachodni kurs,
sprowadzi na zwykłych mieszkańców Ukrainy tego typu dramatyczne
dylematy?
A
teraz o mojej rodzinie. Miałam wujka w Wehrmachcie. Przyznać się
do tego w Polsce, to chyba jeszcze gorsze niż być „ruskim
agentem”. Ten wujek – rodzony brat mojej babci – był Polakiem,
urodził na polskiej ziemi, chodził do polskiej szkoły, posługiwał
się językiem polskim. Jego matka była Polką, ale ojciec – mój
pradziadek – był Austriakiem. Cała rodzina mieszkała w Żywcu. Niemcy przyłączyli Austrię do
III Rzeczy, a kiedy wybuchła II wojna światowa wzięli pod okupację polskie ziemie, w tym
Żywiecczyznę. Brat mojej babci na początku wojny był
niepełnoletni, jednak niemieccy okupanci przychodzili do domu
pradziadków i zapowiadali, że jak tylko chłopak skończy 18 lat
dostanie wezwanie do wojska. Młody Karol nie chciał iść do
Wehrmachtu, jednak Niemcy postawili mu ultimatum i zagrozili, że
jeśli jako syn Austriaka nie wstąpi niemieckiej armii, to wtedy
cała rodzina trafi do KL Auschwitz. Wybrał ocalenie rodziny. Dzień
przed wcieleniem do wojska poszedł pożegnać się z przyjacielem i
oznajmił mu, że już nie wróci, ponieważ nie będzie strzelał do
swoich. I rzeczywiście, zginął od razu jak tylko trafił na front.
Taka była cena za ocalenie najbliższych przed obozem
koncentracyjnym.
Dlaczego o tym wspominam? Żeby naprowadzić
ewentualnych wątpiących do wniosku, że polskojęzyczni
dziennikarze, publicyści i politycy to zwyczajni idioci. Niestety
pod ich wpływem kompromitują się też zwykli zjadacze chleba na
Facebooku. Nakręceni propagandą wysilają się na komentowanie
konfliktu za naszą wschodnią granicą, o którym nie mają bladego
pojęcia. Jakieś 98 procent artykułów i komentarzy reprezentują poziom skrajnej głupoty i skrajnej nieodpowiedzialności. Przytoczone przeze mnie przykłady mają posłużyć do łopatologicznego wytłumaczenia na czym polega okrucieństwo polskojęzycznych „komentatorów wojennych”.