Po
fatalnym 2018 roku wydawać by się mogło, że w polityce
międzynarodowej gorzej już być nie może. Tymczasem rząd PiS
postanowił udowodnić, że pełzanie przed Izraelem, dobicie relacji
z Rosją, skłócenie z Unią Europejską i uleganie kaprysom
ambasador Georgette Mosbacher – to dopiero rozgrzewka.
W propagandowym przekazie mediów służących opcji rządzącej wszystko wygląda wyśmienicie. Trzymanie sztamy z Waszyngtonem gwarantuje nam „bezpieczeństwo” i „stabilizację” – dudnią komunikaty. W rzeczywistości palimy za sobą geopolityczne mosty, których prędko nie uda się odbudować, o ile w ogóle to będzie możliwie.
Bolesne doświadczenia historyczne nie pozwalają zapomnieć, że geopolityczne położenie Polski – między Niemcami i Rosją (III Rzeszą i ZSRR) – nie raz przysparzało nam trudności i dramatów. Jednak po 1989 roku otrzymaliśmy historyczną szansę, by nasze doświadczenie oraz położenie – między Wschodem i Zachodem – przekuć w wielki atut. Kolejne rządy bardzo się postarały, by tak się jednak nie stało, ale ekipa PiS postanowiła przebić poprzedników i udowodnić, że tamci w tej kwestii zrobili wciąż za mało.
Moskwa-Warszawa, zawalona sprawa
Wielu historyków alarmuje, że tak fatalnych relacji z Rosją jeszcze nie mieliśmy. Oczywiście zrozumiała jest chęć odcięcia się od dyktatu Kremla, wszak przez dziesięciolecia swoje wycierpieliśmy. Niezrozumiałe jest natomiast, że wyrywając się spod jednego buta (Moskwa) natychmiast daliśmy się przydeptać następnemu (Waszyngton). Może ktoś tu cierpi na syndrom sztokholmski? Nie czas jednak na psychologizowanie. Skupmy się na faktach.Wielu historyków alarmuje, że tak fatalnych relacji z Rosją jeszcze nie mieliśmy. Oczywiście zrozumiała jest chęć odcięcia się od dyktatu Kremla, niezrozumiałe jest natomiast, że wyrywając się spod jednego buta (Moskwa) natychmiast daliśmy się przydeptać następnemu (Waszyngton). Może ktoś tu cierpi na syndrom sztokholmski?
Być może należę do wyjątkowych szczęśliwców, ale jako Polka nie doświadczyłam od Rosjan wrogości. Do Rosji jeżdżę zaledwie od kilku lat, a więc od czasu kiedy w polskojęzycznych mediach rozkręciła się antyrosyjska histeria. W Polsce słyszałam wiele komentarzy, że Rosjanie zawsze będą mieli w stosunku do Polaków poczucie wyższości. W Rosji jakoś tego nie zauważyłam. Owszem, Rosjanie wiedzą, że są częścią potężnego imperium – z czego wydają się być bardzo dumni – ale rozmowach z tamtejszą inteligencją dało się wyraźnie odczuć, że mają oni respekt przed cywilizacją, którą na przestrzeni wieków ukształtowali Polacy. I choćby już na tym fundamencie można było spróbować odbudować relacje na partnerskich zasadach.
Rozmawiając z Rosjanami z pokolenia moich rodziców zdarzyło mi się usłyszeć, że w czasach Związku Radzieckiego Polska była dla nich oknem na Zachód, przepustką do wolnego świata. Pewien Rosjanin – obecnie dyrektor hotelu – gdy usłyszał, że jestem z Polski, z wielkim sentymentem i nieskrywanym wzruszeniem zaczął wspominać lata 90., kiedy mieszkał w Warszawie, gdzie handlował na Stadionie 10-lecia. Z jego opowieści wynikało, że był to najlepszy okres w jego życiu. Dla wielu umęczonych pieriestrojką Rosjan Polska była wtedy jak Eldorado. Z kolei w oczach wielu starszych Rosjanek do dziś polskie kobiety pozostają symbolem elegancji i klasy. W młodszym pokoleniu tylu komplementów już nie usłyszymy. Dla młodych Rosjan staliśmy się totalnie obojętni. Na własne życzenie.
O ile jeszcze ze strony oficjalnej – na przykład z ust dyplomatów – da się usłyszeć zapewnienia o woli do współpracy z Polską, o tyle ze strony polskiej arogancja narasta w takim tempie, że już wkrótce podobnych zapewnień możemy nie usłyszeć. Wystarczy wspomnieć, że 29 listopada 2018 r. w programie telewizyjnym TVP INFO „Minęła dwudziesta” doszło do znieważenia prezydenta Federacji Rosyjskiej, jak i samej Rosji. Scenografia programu, towarzysząca wypowiedziom „ekspertów” (szczujących na Rosję) przedstawiała tło z napisem „Achtung Russia”, z literami stylizowanymi na nazistowskie SS, zaś twarz Władimira Putina ukazano jako trupią czaszkę z piszczelami, na wzór czaszki przyklejanej na puszki z gazem Cyklon B (tym samym, którym hitlerowcy mordowali ofiary obozów koncentracyjnych).
Do dziś nikt nie poniósł konsekwencji, choć Polski Kodeks Karny w Art. 136. mówi: § 2. Kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej dopuszcza się czynnej napaści na osobę należącą do personelu dyplomatycznego przedstawicielstwa obcego państwa albo urzędnika konsularnego obcego państwa, w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Zaś § 3 dookreśla: Karze określonej w § 2 podlega, kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej publicznie znieważa osobę określoną w § 1.
Usłużni funkcjonariusze-redaktorzy głupkowato chichoczą na wizji, a polski przedsiębiorca płacze, bo ma ograniczaną możliwość wymiany handlowej z naszym największym sąsiadem. Nie wspominając już o zwykłych Polakach, których każdorazowo boleśnie dotyka podwyżka cen za energię.
Szyderczy uśmiech Donalda Trumpa
Namiestnicy sprawujący
tymczasową władzę nad Wisłą w przeciągu zaledwie kilku lat
wykonali swoje zadanie i skłócili Polskę z Rosją na dobre.
Dobicie relacji z największym sąsiadem otworzyło Amerykanom drogę
do nowych interesów. W 2018 roku Stany Zjednoczone wepchnęły nasz
kraj w wieloletni kontrakt na kupno amerykańskiego gazu skroplonego.
26
września 2018 roku, podczas wystąpienia
na forum ONZ w Nowym Jorku, prezydent Stanów Zjednoczonych
powiedział, że „poleganie na pojedynczym zagranicznym dostawcy
energii naraża dane państwo na szantaż i zastraszenie”. W tym
kontekście pochwalił kraje europejskie takie jak Polska, za
„uniezależnienie się od Rosji w zaspokajaniu potrzeb
energetycznych”. Można by jeszcze w te bajki uwierzyć, gdyby nie
fakt, że Polska nie była skazana
na Rosję. Tak się składa, że otrzymywaliśmy
atrakcyjne propozycje alternatywnych źródeł energii z innych
państw, ale „sojusz” z Ameryką
zmusza nas do totalnego poddaństwa i zamyka drogę na innych.
W przeciągu ostatnich lat osobiście brałam udział w licznych konferencjach i spotkaniach z udziałem przedstawicieli krajów z Bliskiego Wschodu, bogatych w zasoby gazu ziemnego i ropy naftowej. Polacy z wielu powodów są w tym Regionie bardzo dobrze postrzegani. Wystarczy wspomnieć zaangażowanie polskich inżynierów w budowę tamtejszej infrastruktury w latach 70. i 80. XX wieku. W latach PRL mieliśmy tam bardzo dobre kontakty i wpływy. Relacjonując różne spotkania z przedstawicielami świata arabskiego i perskiego, zauważyłam liczne wyrazy sympatii, choćby z racji tego, że Polska nie ma kolonialnej przeszłości, zaś sami Polacy są postrzegani jako naród, który nie traktuje innych z pogardliwą wyższością.
W przeciągu ostatnich lat osobiście brałam udział w licznych konferencjach i spotkaniach z udziałem przedstawicieli krajów z Bliskiego Wschodu, bogatych w zasoby gazu ziemnego i ropy naftowej. Polacy z wielu powodów są w tym Regionie bardzo dobrze postrzegani. Wystarczy wspomnieć zaangażowanie polskich inżynierów w budowę tamtejszej infrastruktury w latach 70. i 80. XX wieku. W latach PRL mieliśmy tam bardzo dobre kontakty i wpływy. Relacjonując różne spotkania z przedstawicielami świata arabskiego i perskiego, zauważyłam liczne wyrazy sympatii, choćby z racji tego, że Polska nie ma kolonialnej przeszłości, zaś sami Polacy są postrzegani jako naród, który nie traktuje innych z pogardliwą wyższością.
W
dniach 19-20 czerwca 2018 roku w Warszawie odbyło się
Polsko-Irackie Forum Biznesowo-Inwestycyjne (Polish-Iraqi Business
and Investment Forum).
Konferencję zorganizowano z inicjatywy Iracko-Polskiej Izby
Handlowo-Przemysłowej (IPIHP), we współpracy z Polsko-Arabskim
Klubem Społeczno-Gospodarczym (PAKSG). Randze wydarzeniu nadał
udział ministra ropy Republiki Iraku, przybycie Zarządu Narodowej
Komisji Inwestycyjnej oraz obecność ambasadora Iraku. Towarzyszyli
im członkowie irackich izb gospodarczych wraz z delegacją ponad
pięćdziesięciu przedsiębiorców.
Propozycji
Irakijczyków wysłuchało kilkudziesięciu polskich przedsiębiorców,
dwóch polskich parlamentarzystów z Kukiz'15 i garstka dziennikarzy.
Irakijczycy zapewniali, że ich kraj jest żyzny inwestycyjne, a
każda zainwestowana złotówka zwróci się wielokrotnie. Minister
ropy
Dżabbar
Ali Husajn al-Luajbi potwierdził,
że Irak obecnie wydobywa pięć milionów baryłek ropy dziennie.
Ministerstwo i rząd federalny Iraku planują zwiększyć produkcję
do siedmiu milionów baryłek dziennie do 2023 roku – jeśli uda
się to zrealizować, wówczas Irak będzie drugi po Arabii
Saudyjskiej w tej dziedzinie. Irakijczycy
poinformowali, że planują także znaczne zwiększenie eksportu
gazu, tak by do 2025 roku znaleźć się w pierwszej piątce gazowych
potentatów. Tymczasem polski rząd zachował się w sposób
skandaliczny – nikt nawet nie raczył przywitać na lotnisku
najważniejszego ministra Iraku.
Z
podobną pogardą obecny polski rząd traktuję Syryjczyków. Jeszcze
za poprzednich rządów, strona syryjska doceniała fakt, że Polska
nie zaangażowała się w wojnę w Syrii. Jak przyznał dr Idris
Mayya, ówczesny chargé d'affaires Ambasady Syrii w
Warszawie
– „Syryjczycy docenili rozsądne i spokojne stanowisko Polski”.
Dyplomata z uznaniem podkreślił, że „strona polska od początku
wzywała do dialogu, jako jedynej drogi rozwiązania kryzysu w
Syrii”.
Uczestniczyłam w różnych
konferencjach zorganizowanych w siedzibie Ambasady Syrii w Warszawie,
podczas których strona syryjska oferowała Polakom udział w
odbudowie ich kraju z korzyścią dla obu stron. Nie muszę chyba
dodawać, że mowa o kraju bogatym w złoża ropy i gazu. Co
znamienne, okazuje się, że dla Syryjczyków duże znaczenia ma
także fakt, iż Polska – z bagażem swojej trudnej historii –
posiada cenne doświadczenie w podnoszeniu się z gruzów. Niestety i
tutaj polegliśmy na całego. Wraz z nastaniem rządów Prawa i
Sprawiedliwości, strona polska poparła agresywną politykę Stanów
Zjednoczonych, w tym zrzucanie amerykańskich bomb na Syrię.
Co
nam oferował Iran?
W maju 2013 roku
przyjechał do Polski Dyrektor Izby Handlu, Przemysłu, Górnictwa i
Rolnictwa Iranu Mohammad Nahavandian. Delegat zachęcał polskich
przedsiębiorców do inwestowania na rynku irańskim. Nahavandian
wyjaśnił, że dotychczas irańska gospodarka opierała się głównie
na ropie naftowej, a zatem była etatystyczna, ale od kilku lat to
się zmieniło i do prywatyzacji zostały przeznaczone wcześniej
niedostępne wielkie koncerny państwowe. Chodzi o takie branże jak:
budownictwo przemysłowe (zwłaszcza budowa elektrowni), ropa
naftowa, gaz, petrochemia, wielkie budowle energetyczne typu tamy i
zapory, elektrownie wodne, linie lotnicze oraz bankowość.
W listopadzie 2014 roku na zaproszenie ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki przyjechał do Polski irański minister przemysłu, górnictwa i handlu Mohammad Reza Nematzadeh. Była to pierwsza osoba z Iranu w randze ministra, która przybyła do naszego kraju, aby dyskutować o wzajemnych relacjach gospodarczych. Szef irańskiego resortu przemysłu spotkał się m.in. z ministrem rolnictwa, prezesem Krajowej Izby Gospodarczej oraz przedstawicielami dziesięciu największych polskich firm. Ministrowi towarzyszyła delegacja dziesięciu prywatnych i państwowych firm z Iranu. Reprezentowali oni sektory: rolno-spożywczy, chemiczny, petrochemiczny, górniczy, w tym maszyn i urządzeń górniczych, metalowy, farmaceutyczny, transportowy, maszynowy. Przedsiębiorcy z Iranu mieli okazję spotkać się ze swoimi odpowiednikami z Polski. Przedstawiciele obydwu stron wzięli udział w polsko-irańskim forum gospodarczym. Podczas spotkania z dziennikarzami Nematzadeh zapewnił, że rozmowy jakie przeprowadził z przedstawicielami polskich władz państwowych wykrystalizowały wspólne stanowisko, że rozwój współpracy gospodarczej z pewnością będzie owocny i korzystny dla obydwu stron. Dodał, że z odbytych rozmów wynika, iż rządy obydwu krajów są gotowe wykorzystać cały potencjał dla rozwoju wzajemnych relacji gospodarczych.
W listopadzie 2014 roku na zaproszenie ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki przyjechał do Polski irański minister przemysłu, górnictwa i handlu Mohammad Reza Nematzadeh. Była to pierwsza osoba z Iranu w randze ministra, która przybyła do naszego kraju, aby dyskutować o wzajemnych relacjach gospodarczych. Szef irańskiego resortu przemysłu spotkał się m.in. z ministrem rolnictwa, prezesem Krajowej Izby Gospodarczej oraz przedstawicielami dziesięciu największych polskich firm. Ministrowi towarzyszyła delegacja dziesięciu prywatnych i państwowych firm z Iranu. Reprezentowali oni sektory: rolno-spożywczy, chemiczny, petrochemiczny, górniczy, w tym maszyn i urządzeń górniczych, metalowy, farmaceutyczny, transportowy, maszynowy. Przedsiębiorcy z Iranu mieli okazję spotkać się ze swoimi odpowiednikami z Polski. Przedstawiciele obydwu stron wzięli udział w polsko-irańskim forum gospodarczym. Podczas spotkania z dziennikarzami Nematzadeh zapewnił, że rozmowy jakie przeprowadził z przedstawicielami polskich władz państwowych wykrystalizowały wspólne stanowisko, że rozwój współpracy gospodarczej z pewnością będzie owocny i korzystny dla obydwu stron. Dodał, że z odbytych rozmów wynika, iż rządy obydwu krajów są gotowe wykorzystać cały potencjał dla rozwoju wzajemnych relacji gospodarczych.
16 stycznia 2016 roku
Unia Europejska i Stany Zjednoczone zniosły sankcje nałożone na
Iran. Chwilę po tym J.E. Ramin Mehmanparast, ówczesny ambasador
Iranu w Warszawie zaprosił grupę polskich dziennikarzy, w celu
przekazania stanowiska Iranu nt. współpracy z Polską. Zniesienie
sankcji uwolniło ogromne możliwości zaangażowania wielu
przedsiębiorstw i wymiany gospodarczej. Dyplomata zapewnił, że
Polska jest jednym z priorytetów jeśli chodzi o współpracę
gospodarczą między Iranem a Europą. Zaznaczył, że strona irańska
nie traktuje współpracy z Polską jedynie jako współpracy obydwu
krajów. W tym kontekście podkreślił, że Polska jest dla Iranu
oknem na Unię Europejską, z kolei dla Polski Iran może być oknem
na świat Bliskiego Wschodu. Mehmanparast dodał, że potencjał
gospodarczy i handlowy obydwu krajów wyraźnie wskazuje, iż w ciągu
stosunkowo krótkiego okresu możemy doprowadzić poziom naszych
relacji gospodarczych do obrotu w wysokości miliarda euro rocznie.
Zwiększenie
bezpieczeństwa i nawiązanie kontaktów biznesowych, to główne
cele wizyt dwóch wysokich rangą irańskich ministrów, którzy
przybyli do Polski w maju 2016 roku. Jako pierwszy pojawił się
Abdoreza Rahmani Fazli, minister spraw wewnętrznych Iranu. Owocem
wizyty była umowa o współpracy w zakresie zwalczania
przestępczości zorganizowanej pomiędzy Polską i Iranem. Celem
porozumienia było zapobieganie i zwalczanie przestępczości, w tym
wykrywanie sprawców czynów zabronionych. Zawarcie umowy zobowiązało
służby obu krajów do współpracy w zwalczaniu w szczególności
przestępstw o charakterze zorganizowanym o skali międzynarodowej.
Kilka dni później
przyjechał do Polski minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad
Javad Zarif. Szefowi irańskiej dyplomacji towarzyszyła liczna grupa
przedstawicieli irańskiego biznesu. Delegacja uczestniczyła w
Polsko-Irańskim Forum Gospodarczym, które specjalnie na tę
okoliczność zorganizowała Polska Izba Gospodarcza z jej
odpowiednikiem z Iranu (Iran Chamber of Commerce, Industries, Mines
and Agriculture) i Polsko-Irańską Izbą Gospodarczą (PICC) we
współpracy z Ministerstwem Rozwoju Polski i Ambasadą Iranu w
Warszawie. Uczestniczyli oni w rozmowach B2B film polskich i
irańskich. Goście z Iranu reprezentowali takie sektory gospodarki,
jak: finanse; przemysł papierniczy i drzewny; części zamienne do
samochodów; sprzęt i wyposażenie dla przemysłu petrochemicznego
(nafta, gaz); technologie innowacyjne, IT; transport (głównie
kolejowy); infrastruktura; górnictwo (maszyny i usługi); sektor
rolno-spożywczy (produkty i urządzenia); sektor
medyczno-farmaceutyczny (wyposażanie szpitali i lekarstwa).
Oblany egzamin z niepodległości
Wydawać by się mogło,
że we współpracy polsko-irańskiej wszystko zmierza w dobrym
kierunku. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Sporo może wyjaśnić
historia sprzed kilkunastu lat, kiedy delegaci Polskiego Górnictwa
Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) udali się do Iranu, gdzie zawarli
wstępne porozumienie. Było to w okresie, kiedy zachodnie sankcje
były tylko amerykańskie. Gdy strona polska podpisała wstępne
porozumienie ze stroną irańską, Amerykanie zorganizowani w
ambasadzie w Warszawie kilka spotkań, podczas których
wyperswadowali Polakom współpracę z Iranem. Dowiedzieliśmy się o
tym po latach, za pośrednictwem portalu WikiLeaks, który
opublikował przecieki na ten temat. Dzięki temu mamy udokumentowany
przykład jak Amerykanie reagują w takich sytuacjach.
Okazuje
się jednak, że spotkania w ambasadzie to dla Amerykanów za mało.
W maju 2018 roku Donald Trump – wbrew sojusznikom z Europy –
ogłosił, że jednostronnie zrywa porozumienie nuklearne z Iranem, a
jego decyzję pochwaliły Izrael i Arabia Saudyjska. Przypominam,
chodzi porozumienie z początku 2016 roku, pomiędzy Iranem a tzw.
Grupą 5+1, czyli pięcioma stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa
– Stanami Zjednoczonymi, Francją, Wielką Brytanią, Chinami i
Rosją oraz Niemcami. Umowa miała na celu ograniczenie programu
nuklearnego Teheranu w zamian za zniesienie sankcji. Irańskie władze
wywiązały się ze zobowiązań będących warunkiem zniesienia
restrykcji, co wielokrotnie potwierdziły Międzynarodowa
Agencja Energii Atomowej (MAEA)
oraz amerykański Departament Stanu.
W
odpowiedzi na decyzję Donalda Trumpa, Ramin
Mehmanparast
ponownie zaprosił grupę polskich dziennikarzy. Podczas kameralnej
konferencji prasowej dyplomata określił sankcje nakładane na Iran
jako „absolutnie
niesprawiedliwe i krzywdzące”. Przedstawiciel Iranu
zaapelował, by społeczność międzynarodowa w porę zareagowała
na deptanie międzynarodowych ustaleń przez tych, którzy czują się
silniejsi. Zwracając się do Polski – która w maju 2018 r.
została niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ – ambasador
Iranu
wyraził oczekiwanie, że „Polska będzie promować przestrzegania
reguł i ustaleń gremiów międzynarodowych, w tym ustaleń ONZ”.
Mehmanparast
taktownie przypomniał, że w długiej historii naszych wzajemnych
relacji, jego kraj w trudnych chwilach stawał po stronie Polski.
Iran
jako jeden z dwóch krajów na świecie nigdy nie uznał faktu utraty
przez Polskę niepodległości. Naszą emocjonalną więź pogłębiły
wydarzenia związane z ciężkimi czasami II wojny światowej, kiedy
Irańczycy ugościli na swojej ziemi 120 tysięcy polskich uchodźców
ewakuowanych z Syberii.
Nadzieje
Teheranu – że Warszawa skłoni Waszyngton do przestrzegania
porozumienia nuklearnego – okazały się płonne. Polska nie tylko
nie zareagowała na rażące łamanie prawa międzynarodowego, ale –
co gorsza – przyjęła rolę lokaja-gospodarza konferencji
wymierzonej przeciwko Iranowi. Informację o wydarzeniu jako pierwszy
ujawnił sekretarz stanu USA Mike Pompeo. W wywiadzie udzielonym
telewizji Fox News (11 stycznia 2019 r.) amerykański polityk
zapowiedział, że Stany Zjednoczone zorganizują w Polsce (13-14
lutego 2019 r.) międzynarodowy szczyt poświęcony sytuacji na
Bliskim Wschodzie, w tym – w szczególności – roli, jaką pełni
w regionie Iran. Chwilę później, media obiegły informacja, że
Biały Dom poprosił Pentagon o przygotowanie planów ataku na Iran.
Reakcja
szefa irańskiej dyplomacji była natychmiastowa. „Przypomnienie
dla gospodarza/ uczestników antyirańskiej konferencji: ci, którzy
brali udział w ostatnim antyirańskim show USA są albo martwi, albo
zhańbieni, albo zmarginalizowani. Iran jest silniejszy niż
kiedykolwiek” – skomentował na Twitterze informację o
konferencji Mohammad
Javad Zarif, nazywając wydarzenie „rozpaczliwym
antyirańskim cyrkiem”.
Odciągnąć
od Państwa Środka
11
stycznia 2019 r. media w Polsce obiegła informacja, że Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała Chińczyka – jednego z
dyrektorów polskiego oddziału chińskiego koncernu
telekomunikacyjnego – oraz Polaka b. funkcjonariusza polskich służb
specjalnych. Powód zatrzymania: podejrzewanie o szpiegostwo na rzecz
Chin i szkodę Polski. Nie snułabym rozmaitym teorii w poszukiwaniu
drugiego dna całego zamieszania, gdyby do podobnego zatrzymania
doszło np. w przypadku Amerykanów działających na szkodę Polski,
którzy pracownikom PGNiG wybijali z głowy korzystny dla Polski
kontrakt z Iranem.
Zatrzymanie
przez ABW obywatela Chin wywołało wstrząs na linii Warszawa-Pekin.
Na
łamach chińskiego dziennika „Global Times” postawiono tezę, że
Polska staje się wspólnikiem Stanów Zjednoczonych. W tym
kontekście dziennik zwrócił uwagę na fakt, że kiedy Stanisław
Żaryn – rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych –
poinformował o zatrzymaniu podejrzanych za pośrednictwem mediów
społecznościowych, oznaczył swój post m.in. FBI i amerykański
departament stanu. W redakcyjnym komentarzu dziennik napisał, że
„Pekin nie będzie zastraszać Warszawy”, ale Polska „musi
zapłacić za zniewagę”.
Wygląda
na to, że działania ABW (nie mnie oceniać ich słuszność), bez
względu na rzeczywiste powody do zatrzymania, są na rękę
Amerykanom. Awantura z Chińczykami przynajmniej w jakimś stopniu
odciąga nas od Państwa Środka, które proponowało Polsce udziały
w supermocarstwie.
W
tym kontekście wystarczy wspomnieć konferencję z dn. 29 listopada
2016 r., która odbyła się Sejmie RP z udziałem chińskiego
ekonomisty Song Hongbinga, autora serii książek pt. „Wojna o
pieniądz”. Gość z Chin przyjechał do Polski na zaproszenie
Wydawnictwa Wektory. W murach polskiego parlamentu podzielił się
planami budowy Nowego Jedwabnego Szlaku. Przez
sieć autostrad i linii kolejowych Chiny chcą połączyć dwa
kontynenty. Projekt zakłada między innymi wybudowanie superszybkiej
kolei rozciągającej się od wschodniego wybrzeża Chin aż do
Europy zachodniej.
W zamyśle tej wizji ma zostać zrewolucjonizowany sposób prowadzenia transkontynentalnej wymiany handlowej, która w przyszłości będzie się odbywać z pominięciem drogi morskiej. Dzięki temu czas oczekiwania na towary eksportowe z drugiego kontynentu – z dwóch miesięcy skróci się do 48 godzin. Hongbing powiedział, że Polska ze względu na sprzyjające okoliczności i bardzo dobre geograficzne położenie ma stanowić istotny punk szybkiego szlaku kolejowego. Koszt budowy całej infrastruktury wynosi 500 miliardów dolarów. Chiny zapowiedziały jego pokrycie.
Chińskie plany to potężny cios w Stany Zjednoczone, które w obliczu zbliżającego się nowego układu euroazjatyckiego (kwestią czasu jest kiedy się on zawiąże) utracą dotychczasową hegemonię. Tymczasem władza warszawska jest ślepia i/lub nie chce tego przyjąć do wiadomości. Namiestnicy znad Wisły, z gębą wypełnioną frazesami o patriotyzmie, w rzeczywistości wiernie służą Stanom Zjednoczonym, mając w głębokim poważaniu interes polskiego narodu.
W zamyśle tej wizji ma zostać zrewolucjonizowany sposób prowadzenia transkontynentalnej wymiany handlowej, która w przyszłości będzie się odbywać z pominięciem drogi morskiej. Dzięki temu czas oczekiwania na towary eksportowe z drugiego kontynentu – z dwóch miesięcy skróci się do 48 godzin. Hongbing powiedział, że Polska ze względu na sprzyjające okoliczności i bardzo dobre geograficzne położenie ma stanowić istotny punk szybkiego szlaku kolejowego. Koszt budowy całej infrastruktury wynosi 500 miliardów dolarów. Chiny zapowiedziały jego pokrycie.
Chińskie plany to potężny cios w Stany Zjednoczone, które w obliczu zbliżającego się nowego układu euroazjatyckiego (kwestią czasu jest kiedy się on zawiąże) utracą dotychczasową hegemonię. Tymczasem władza warszawska jest ślepia i/lub nie chce tego przyjąć do wiadomości. Namiestnicy znad Wisły, z gębą wypełnioną frazesami o patriotyzmie, w rzeczywistości wiernie służą Stanom Zjednoczonym, mając w głębokim poważaniu interes polskiego narodu.
Agnieszka Piwar
Dla kwartalnika "Opcja na Prawo": http://opcjanaprawo.pl/index.php/aktualny-numer/item/4925-polska-lokajem-usa-w-europie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz