niedziela, 25 kwietnia 2021

Metody służb: witamy w psychiatryku!

Jesienią 2017 roku w moim życiu zadziało się sporo interesujących wydarzeń. Jako dziennikarka zostałam zaproszona kolejno na objazd po Czeczenii, międzynarodowy festiwal w Soczi i do Iranu. Z wyjazdów przywiozłam nieoprawne politycznie reportaże oraz unikatowe wywiady. Kilka dni po powrocie z zagranicznych wojaży poprowadziłam premierowy pokaz głośnego filmu Grzegorza Brauna pt. „Luter i rewolucja protestancka”. To właśnie po premierze zobaczyłam, że moja kurtka została demonstracyjnie naznaczona granatowym pisakiem. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jakby kreślone było ręką małego dziecka, jednak ówczesne okoliczności wykluczały taką ewentualność. Podczas gdy bliscy z rodziny tworzyli rozmaite teorie o tym, jak powstać mogły owe bazgroły, nie rozmyślając aż nadto zabrałam się za usuwanie plam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dwa tygodnie później niemal identyczne bazgroły znowu pojawiły się na mojej kurtce. I teraz uwaga: za drugim razem byłam w innej miejscowości i otoczeniu. Jak to więc możliwe? Nie, nie zawieruszył się wkład z długopisu za podszewką ubrania czy w kieszeni.

Owa dziwna sytuacja natychmiast nasunęła mi refleksję: ktoś zrobił to specjalnie, żeby zasiać we mnie lęk i obsesję. Uznałam więc, że najrozsądniej będzie potraktować tajemniczy incydent na luzie. Tak też zrobiłam, tj. postanowiłam mieć to w głębokim poważaniu.

Jakiś czas później usłyszałam o ciekawym przypadku z dawnego NRD. Pewną kobietą (liderką związków zawodowych jednego z zakładów pracy) zainteresowało się Stasi (ówczesna służba specjalna). Działaczka była jednak nieugięta i oporna na propozycje współpracy, w tym donoszenia na kolegów. Funkcjonariusze bezpieki uruchomili plan B. Z mieszkania kobiety, podczas jej nieobecności, zaczęli pojedynczo wykradać rzeczy, ale tylko te, które miały żółty kolor. I tak, któregoś dnia zniknął żółty kubek, innym razem żółta apaszka, potem książka z żółtą okładką, itp. Nie robiło to początkowo większego wrażenia na okradanej kobiecie, wszak wiele osób w takiej sytuacji pomyśli, że pewnie gdzieś się zapodziały te przedmioty i niekoniecznie skojarzy, że akurat łączy je to, iż wszystkie miały żółty kolor. Przełom nastąpił w dniu, kiedy po powrocie z pracy spostrzegła, że w niedojedzonym po śniadaniu jajku brakuje... żółtka. O co chodziło w całej operacji? Chciano zdeprecjonować kobietę w oczach innych i/lub doprowadzić do załamania psychicznego. Bo cobyście Państwo pomyśleli o osobie, która z obłędem i przerażeniem w oczach opowiada, że z jej kuchni wykradziono żółtko z ugotowanego na twardo kurzego jaja? Totalna wariatka, prawda?