„Ambicje mamy bardzo wysokie – dorównać naszemu patronowi
Bolesławowi Piaseckiemu nie tylko w przedwojennej żarliwości ideowej,
ale także w powojennej pracy organicznej. A zatem nie tyle „Od Falangi
do PAX-u”, ale Falanga i PAX jednocześnie. Aż chciałoby się powiedzieć –
bądźmy realistami, żądajmy niemożliwego” – mówi Bartosz Bekier,
politolog i publicysta, redaktor naczelny Xportal.pl, szef organizacji
Falanga. Wywiad przeprowadzony dla tygodnika „Myśl Polska”.
Agnieszka Piwar: Kiedy wpisałam Twoje nazwisko do internetowej wyszukiwarki
dowiedziałam się, że jesteś „faszystą na smyczy Putina” i innych
szokujących rewelacji. Poznałam Cię osobiście i ciężko mi uwierzyć w
medialne doniesienia, ale... Przemysław Witkowski z „Krytyki
Politycznej” ostrzega takich naiwnych jak ja, by nie dać się zwieść
Twojemu „dość niewinnemu wyglądowi” i „uduchowionemu wzrokowi kleryka”.
Po czym dodał groźnie, że jesteś „zaangażowany w bardzo wiele
szemranych, skrajnie prawicowych i terrorystycznych środowisk”. Będzie
proces za ten artykuł?
Bartosz Bekier: - Myślę, że gdyby osoby aktywnie działające w ramach polskiego obozu
narodowego procesowały się o każde pomówienie o „faszyzm”, zwłaszcza tak
pospolite i niskich lotów jak wypociny p. Witkowskiego z „Krytyki
Politycznej”, to praktycznie nie wychodzilibyśmy z sądów i kancelarii
prawnych. Skoro zdaniem lewicy liberalnej faszystą był zarówno Roman
Dmowski, Bolesław Piasecki, czy nawet Jan Mosdorf, zaś współcześnie jest
nim prawie każdy, kto się z jej postulatami nie zgadza, to wkrótce
określenie „faszysta” może wręcz stać się synonimem osoby przyzwoitej.
Czyli takiej, która pomimo lewackiego ujadania postępuje tak, jak
należy. Nieustające kłamstwa i pomówienia ze strony „kalamburzystów
rozmaitych”, w rodzaju pociesznej redakcji „Krytyki Politycznej”, która
jeszcze przed moją trzydziestą rocznicą urodzin postanowiła napisać mi
biografię polityczną, odbieram jako oznakę tego, że podążamy słuszną
drogą. Z Czytelnikami „Myśli Polskiej” chętnie natomiast podzielę się
informacją, że zamiast pozwu, zrealizowaliśmy zamówienie na książki dla
redaktorów KryPola. Pierwsza sensacyjna część tej wiadomości jest taka,
że jednak czytają tam książki. Druga zaś taka, że ostatnio akurat
właśnie te wydane przez środowisko Falangi i Xportal.pl w ramach
Wydawnictwa ReVolta. Nadaliśmy z dedykacją zaczerpniętą od Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego, wprost z antyfony jego wiersza opublikowanego w
„Prosto z Mostu” 21 lutego 1937 roku. Odnalezienie treści pozostawiam
zainteresowanym.
Okazuje się, że nie tylko „Krytyka Polityczna” nie może spać spokojnie.
Także ludzie pokroju Jerzego Targalskiego trzęsą portkami na hasło
Xportal i Falanga. Czego tak się boją?
- Rzeczywiście, Pan Jerzy Targalski uchodzący za naczelnego spiskologa
związanego z obecnym obozem władzy zasugerował, że rozpocząłem
konsolidację „obozu prorosyjskiego”, co uzasadnia doborem gości
zaproszonych do naszego nowego projektu, Xportal TV. A wśród
wymienionych gości: Stanisław Michalkiewicz, Grzegorz Braun, dr Leszek
Sykulski i Rafał Ziemkiewicz. Rewelacje Pana Targalskiego pojawiły się w
„Gazecie Polskiej”, więc muszę przyznać, że przeczytałem tylko 40%
tekstu z uwagi na to, że reszta była dopiero w „płatnym dostępie”. A
przelewać pieniądze na medium, którego redaktor naczelny został
odznaczony medalem przez obce służby – Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy –
to musi być przykre doświadczenie, wolę go uniknąć. Jednocześnie słowa
Targalskiego o „konsolidowaniu obozu” odbieram jako osobliwe, ale wciąż
jeszcze nieuzasadnione pochlebstwo. Gdyby bowiem nasz obóz, obóz
Wielkiej Polski, wolnej od zależności względem obcych ośrodków siły, czy
to w Berlinie, Moskwie, Brukseli, czy w Waszyngtonie, rzeczywiście
został skonsolidowany i ruszył do natarcia, to stronnicy interesów
obcych mocarstw nerwowo sprawdzaliby już dogodne połączenia do odległych
krain, na przykład na Madagaskar, nie zaś zajmowali się pisaniem
cynicznych, nic nie wnoszących artykułów. Biorę jednak te słowa za dobrą
monetę.
A może to jest po prostu strach przed nieznanym... Warto
pytać i rozmawiać, dlatego zapytam – także w imieniu tych, którzy się
boją. Czym dokładnie się zajmujecie i jakie macie cele?
- Działamy wielotorowo. Rdzeniem, wewnętrznym kręgiem naszego
środowiska, jest Falanga. To organizacja kadrowa, faktycznie otoczona
pewną aurą tajemniczości – nikt nie trafia do niej przypadkowo, a wokół
naszej działalności rzeczywiście narosło wiele teorii spiskowych. Nigdy
jednak oficjalnie się do nich nie odnosimy, nie dementujemy ich zgodnie z
dewizą: „Mówcie niewiele. Mówcie tylko to, co jest konieczne. Waszym
krasomówstwem powinny być czyny, a nie słowa. Powinniście działać –
niech inni mówią”. Dodatkową kontrowersję w ciągu 10 lat naszej
nieprzerwanej działalności wywołuje fakt, że w tym czasie nasze akcje
przeprowadzaliśmy nie tylko w Polsce, lecz także w Syrii, Libanie,
Libii, USA, Rosji, Niemczech, Serbii, Donieckiej Republice Ludowej, na
Słowacji i polskiej Wileńszczyźnie znajdującej się pod tymczasowym
zarządem tzw. Republiki Litewskiej. Jesteśmy wszędzie tam, gdzie toczy
się walka o świat wielobiegunowy, wolny od aksjologicznej hegemonii
liberalizmu i geopolitycznej dominacji Stanów Zjednoczonych. Bez
obalenia tego ładu niemożliwa jest realizacja naszego podstawowego
pryncypium – idei Wielkiej Polski, państwa dumnego, podmiotowego,
silnego duchowo i współdecydującego o losach naszego regionu, nie zaś
pozostającego pionkiem w obcej grze.
Obok Falangi rozwijamy jednak szereg innych projektów, które
posiadają podobną agendę ideową, jednak zarówno plon naszej pracy, jak i
ewentualna partycypacja w nich jest otwarta dla wszystkich. Flagowym
projektem tego typu jest dziennik Xportal.pl – flagowym również w sensie
dosłownym, gdyż logo Xportalu, czyli dwa skrzyżowane karabiny w białym
polu na czarnym tle, stały się bardziej rozpoznawalnym symbolem Falangi
aniżeli historyczna „Ręka z Mieczem”. Xportal.pl również łączy w sobie
wiele funkcji. To zarówno dziennik informacyjny, jak i laboratorium
idei. Jest potężną bazą tekstów i tłumaczeń o tematyce tożsamościowej,
antyglobalistycznej, religijnej, antyliberalnej i geopolitycznej.
Dwa nasze najnowsze projekty, to wspomniane już Wydawnictwo ReVolta,
które prócz wydrukowania jak dotychczas dwóch obszernych tomów
publicystyki Xportal.pl, oferuje także pierwsze tłumaczenie na język
polski książki Aleksandra Dugina pt. „Czwarta Teoria Polityczna”.
Wkrótce dzięki nam na rynek wydawniczy trafią kolejne książki, jak
dotychczas niedostępne dla polskiego czytelnika. Innym nowym projektem, o
którym też już wspomniałem, jest Xportal TV, czyli telewizja
internetowa. Zapraszamy do niej gości o zróżnicowanych poglądach – znani
i mniej znani publicyści, naukowcy, komentatorzy życia publicznego mogą
wypowiedzieć się tam w kwestiach interesujących dla naszych widzów i
czytelników. Obok publikowania odcinków z naszymi gośćmi, jest to
również jedna z płaszczyzn emisji naszego własnego, tożsamościowego i
narodowo-solidarnego przekazu.
Wydawnictwo, tłumaczenia, telewizja... Skąd macie na to fundusze?
- Ze specjalnego, strategicznego funduszu prezydenta Federacji
Rosyjskiej oraz handlu bronią pod patronatem naszych przyjaciół z
Hezbollahu. Niby żarcik, ale sam tego niestety nie wymyśliłem, a tylko
przytaczam „rewelacje”, które tu i ówdzie nieuprzejmi pseudodziennikarze
z przejęciem podawali. Oczywiście, gdyby w tych donosach było choć
ziarno prawdy, to już dawno mielibyśmy pełnowymiarowy atak ze strony
polskich służb, a nie zaledwie drobne złośliwości, obserwację itp. Z tej
nadgorliwości smutnych panów płynie jednak pozytywna konsekwencja pod
postacią tego, że jeśli działa w Polsce jakieś środowisko polityczne,
które jest krystalicznie czyste, to jest to właśnie Falanga. Za
najdrobniejsze nadużycie wysłaliby nas do jakiejś współczesnej Berezy.
Prawda o funduszach jest zdecydowanie mniej sensacyjna, jednakże daje
nam kilka powodów do dumy. Nasi aktywiści i sympatycy to ludzie, którzy
rozumieją, że bez społecznościowego wsparcia finansowego, czyli tzw.
crowdfundingu, media takie jak Xportal.pl, Xportal TV, Wydawnictwo
ReVolta itd., nie miałyby racji bytu. Zostałyby tylko wielkie, liberalne
fabryki kłamstw. Funkcjonowanie poza głównym nurtem, bez dotacji
państwowych lub strumienia kasy od wielkiego biznesu (zależnie od
fabryki) możliwe jest tylko w oparciu o dobrą wolę ludzi, którzy chcą
nas czytać i pragną, abyśmy działali. Regularne wsparcie za
pośrednictwem portalu Patreon i bezpośrednich wpłat na konto to baza,
natomiast dobre gospodarowanie tym fundamentem powoduje, że wszystkie
nasze projekty zaczęły już także zarabiać na siebie. Jeśli chodzi o
dalszy rozwój naszego małego „imperium medialnego”, to jestem dobrej
myśli. Ambicje mamy bardzo wysokie – dorównać naszemu patronowi
Bolesławowi Piaseckiemu nie tylko w przedwojennej żarliwości ideowej,
ale także w powojennej pracy organicznej. A zatem nie tyle „Od Falangi
do PAX-u”, ale Falanga i PAX jednocześnie. Aż chciałoby się powiedzieć –
bądźmy realistami, żądajmy niemożliwego. I jeszcze parafraza –
likwidujcie komitety i zakładajcie własne. Proszę nam kibicować.
Sporo podróżujesz, a Twoje wojaże wywołują sensację i...
rodzą – jeśli nie teorie spiskowe, to – różnego rodzaju domysły.
Ostatnio balowałeś w Czeczenii na urodzinach samego Ramzana Kadyrowa,
byłeś też na Krymie, a wcześniej w Syrii, Donbasie i wielu innych
miejscach. Jak Ci się udało tam dotrzeć?
- Balować u Kadyrowa to może za dużo powiedziane, bo w Czeczenii w
kwestii np. spożywania alkoholu obowiązuje prawo Szariatu, dość
bezwzględnie, nawet jak na Czeczenię, egzekwowane. Jest to oczywiście
niezgodne z konstytucją Federacji Rosyjskiej, ale to już osobna historia
o ustępstwach, na które godzi się Moskwa, aby na Kaukazie panował
pokój. Polacy mają oczywiście swoje sposoby na ominięcie tych okrutnych i
niehumanitarnych restrykcji, ale to jeszcze inna opowieść. Naszym
głównym celem wizyty w Czeczenii nie były same urodziny Szefa Republiki
(tytuł „prezydenta” zniesiono parę lat temu na życzenie Groznego), ani
nawet wielki festiwal na 200-lecie jej głównego i doświadczonego przez
los miasta, ale konferencja „Polityka i religia”, na której wystąpiliśmy
z referatami o tradycjonalistycznym perenializmie oraz możliwych
związkach religii, w naszym przypadku katolicyzmu, z antyglobalizmem i
sprzeciwem wobec paradygmatu liberalnego. W konferencji wzięło udział
kilkadziesiąt osób, wiele naszych Koleżanek i wielu Kolegów z całego
świata. Szyici, sunnici, ateiści, rodzimowiercy, tradycjonaliści,
prawosławni, katolicy.
A tymczasem to globaliści z Waszyngtonu i Brukseli pouczają nas co
oznacza termin „różnorodność”! To my jesteśmy po stronie tożsamości,
autentycznej różnorodności kulturowej – przeciwko liberalnej,
kosmopolitycznej, popkulturowej urawniłowce globalistów. W naszych
koncepcjach Polak jest Polakiem, katolik katolikiem, Francuz Francuzem,
Rosjanin Rosjaninem itd. W koncepcjach liberalnych istnieje tylko
zbiorowość indywidualnych, wykorzenionych jednostek, nie zaś realne
wspólnoty, w których się rodzimy i żyjemy. Dlatego wszyscy uczestnicy
konferencji podpisaliby się pod hasłem „na pohybel liberalizmowi”. I tam
go kiedyś wyślemy.
Z Czeczenii udaliśmy się prosto na Krym, gdzie na zaproszenie jednej z
instytucji federalnych afiliowanej przy rosyjskim MSZ oraz
administracji Republiki wzięliśmy udział w konferencji z Przewodniczącym
Rady Państwa Vladimirem Konstantinowem. Zapytałem go m. in. o status
mniejszości narodowych po włączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej.
Trudno zweryfikować jego słowa o tym, że nowe władze prowadzą w tym
zakresie politykę entopluralistyczną, czyli pełną szacunku dla
rosyjskich, ukraińskich i tatarskich tradycji językowych, ale to co
widać gołym okiem z pewnością różni się od propagandowych klisz
prezentowanych w Polsce i na Zachodzie. Otóż objęty sankcjami Krym nie
tylko nie przywodzi na myśl obszaru pogrążonego w głębokim kryzysie, ale
w wielu miejscach przypomina raczej dynamiczny plac budowy oraz wciąż
rozbudowujący się kurort. Oczywiście, już bez turystów z Polski – ze
stratą głównie dla turystów z Polski. Jak twierdzą lokalni przewodnicy
wycieczek, których zagadywałem w Jałcie i Sewastopolu, Polacy byli przed
2014 rokiem jedną z największych grup przybywających rekreacyjnie na
Krym. Przewodnicy ci wciąż świetnie mówią po polsku, recytują „Sonety
krymskie” Mickiewicza, a kurorty i niskie ceny czekają… Wszystkiemu
przeszkodziła polityka.
Czy jednak jest sens w porzucaniu przez nas podróży na Krym? W imię
beznadziejnej próby odwrócenia tego, co jest w dającym się przewidzieć
czasie nieodwracalne, aby przypodobać się władzom w Kijowie, które plują
na polskość, Polskę i Polaków przy każdej nadarzającej się okazji?
Usunięcie symbolicznych lwów z bramy Cmentarza Orląt Lwowskich na
100-lecie niepodległości Polski to zaiste piękny prezent od Ukraińców za
tę politykę. Lekcja z Krymu jest prosta. Tak jak Rosjanie bez jednego
wystrzału odzyskali Krym, świętą ziemię dla całego "rosyjskiego świata",
na nas czekają na Wschodzie polskie miasta, nasza święta ziemia u stóp
Ostrej Bramy i Cmentarza Orląt. Niepodzielna cześć polskiej duszy, którą
z Bożą pomocą wkrótce odzyskamy.
Na Krymie odbyło referendum. Czy naprawdę uważasz za
prawdopodobny scenariusz, że oto w niedalekiej przyszłości w Wilnie i we
Lwowie zorganizują głosowanie ludowe, podczas którego większość
mieszkańców tych miast powie „tak” dla powrotu do granic
Rzeczypospolitej?
- Nie chciałbym zostać zrozumiany źle, Polska ma dzisiaj bardzo dobre
granice. Kryją one zdecydowanie mniej niebezpieczeństw niż w
przeszłości, nie tylko jeśli chodzi o szczegółowe aspekty, takie jak np.
demografia, ale widać to nawet gołym okiem – można je prawie wpisać w
okręg, co z geostrategicznego punktu widzenia jest zawsze rzeczą dobrą.
Ziemie Odzyskane to ogromny, wciąż niezupełnie zagospodarowany
potencjał. Podobnie jak całokształt naszych „piastowskich” (w sporym
przybliżeniu) granic, który jest świetnym punktem wyjścia do budowy
Wielkiej Polski, czyli awansu z państwa „średniego”, do regionalnego
ośrodka siły.
Istnieje jednak coś takiego, jak dziejowa okazja. Teraz ta dziejowa
okazja to anulowanie konsekwencji paktu Ribbentrop-Mołotow, które wciąż
są widoczne w krzywdzącym dla Polaków przebiegu granicy wschodniej.
Jeszcze 10 lat temu wydawało się, że żadna siła nie jest w stanie tego
zmienić, że czas zmian granic w tej części Europy to przeszłość, która
już nigdy nie wróci i musimy na zawsze pogodzić się z utratą polskich
miast wydanych na poniewierkę. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Rosja,
czyli państwo, które wydawać by się mogło będzie bronić atomem przebiegu
tych granic, chce dziś, aby Lwów wrócił do Polski. Wiemy o tym z
naszych własnych źródeł, znane są także słowa Putina do ówczesnego szefa
polskiego MSZ Radosława Sikorskiego, przytoczone przez niego w
wywiadzie dla „Politico”, że „Ukraina jest sztucznym państwem, Lwów jest
polskim miastem i warto zająć się tym wspólnie”. Moskwa regularnie,
również teraz, ponawia propozycję włączenia Warszawy w rozbiory Ukrainy,
która wkrótce i tak może zawalić się sama pod własnym ciężarem
korupcji, nieudolności, niewydolności oraz wszystkich innych atrybutów
państwa upadłego. Oczywiście, Rosja ma w tym również własny interes, aby
wciągnąć Polskę w aktywne uczestniczenie w przemianach w Europie
Środkowo-Wschodniej. Służyć ma to z kolei wyciągnięciu Polski ze
struktur euro-atlantyckich, bo żadne suwerenne państwo nie chce mieć u
swoich granic amerykańskiego poligonu.
Czy wyjście Polski z tych struktur i systemu zależności względem
Berlina, Brukseli i Waszyngtonu rzeczywiście wiązałoby się dla nas z
przykrymi konsekwencjami? Można na ten temat polemizować, bo przecież
czasy kroplówki z UE zaczynają się powoli kończyć, a wkrótce będzie
trzeba do tego (niemieckiego) interesu dopłacać, natomiast historia uczy
nas, że w kwestiach bezpieczeństwa również powinniśmy polegać raczej na
sobie, niż na egzotycznych geograficznie sojuszach, jak w przypadku
USA. No i ten amerykański poligon, to też pierwszy kandydat do
zamienienia się w poligon atomowy, jeśli rzeczywiście doszłoby do
hegemonicznego konfliktu Waszyngton-Moskwa na dużą skalę. A z Rosją
żadnych sporów terytorialnych nie mamy.
Tymczasem polskie miasta na Ukrainie i Litwie czekają, potrzebna jest
determinacja i wola polityczna, aby po nie sięgnąć. Taka okazja może
nie zdarzyć się przez kolejne 50, 100 lat. To co Rosjanie zrobili na
Krymie, to nic innego jak naśladowanie polskich wzorców z Wileńszczyzny.
Mówię oczywiście o wydarzeniach związanych z tzw. „buntem
Żeligowskiego”, zajęciu Wilna i przegłosowaniu wejścia Litwy Środkowej w
granice II Rzeczpospolitej. Ukraińcy stoją dziś we Lwowie w długich
kolejkach po rozdawane tam „Karty Polaka”. Po co mają się tak męczyć? Ta
granica bardziej im przeszkadza niż nam. Z kolei w tzw. Republice
Litewskiej setki tysięcy naszych Rodaków, choć systematycznie
upokarzanych zarówno przez rząd litewski, jak i lokajów obcych interesów
z Warszawy, czeka na powrót polskiej administracji – bo z Polski
przecież nigdy nie wyjeżdżali.
Rozmawiamy w przededniu uroczystych obchodów setnej rocznicy
odzyskania przez Polskę Niepodległości. Czy rzeczywiście mamy dzisiaj co
świętować?
- W Narodowe Święto Niepodległości żądamy niepodległości! Tej
prawdziwej, czyli bez żebrania o odpłatne zainstalowanie baz obcego
mocarstwa na naszym terytorium, bez zależności od jakiejkolwiek obcej
stolicy. Już wystarczająco długo pozostawaliśmy w cieniu różnych
„Wielkich Braci”. Czas to zmienić!
Polacy są dumnym narodem, który jednak tymczasowo o tej dumie zapomniał.
Bo jak interpretować poparcie dla bycia pionkiem w cudzej grze? Pogardę
dla suwerenności wyrażającą się w poparciu dla obcej obecności
wojskowej na polskim terytorium? Służalczość nie tylko wobec większych,
ale i wobec mniejszych? Podam przykład, do którego odniosłem się
wcześniej. Na 100-lecie niepodległości Polski Ukraińcy postanowili
zrobić nam „prezent” i usunąć symboliczne lwy z Cmentarza Orląt. Czy
może być gorszy wyraz pogardy niż dewastacja miejsca pochówku naszej
wspaniałej młodzieży, która oddała swoje życie za niepodległą Polskę?
Żadne suwerenne państwo nie pozwoliłoby na podobny gest wobec swoich
bohaterów. Gdyby nie reakcja polskich środowisk narodowych, kresowych i
patriotycznych, nasz MSZ prawdopodobnie nawet by się na ten temat nie
zająknął, dalej powtarzając banały o strategicznym partnerstwie i
przyjaźni z Kijowem. Polacy muszą odzyskać swoją narodową dumę. To
pierwszy warunek, który musi zostać spełniony, żeby w naszej ojczyźnie
było lepiej.
Co dalej z Xportalem i Falangą?
- Niebawem planujemy uruchomienie nowej inicjatywy sympatyków Xportalu,
którzy również pragną aktywnie włączyć się w nasze działania. To
„Alternatywa dla Polski – Kluby Xportal.pl”. Każdy nasz czytelnik, widz i
sympatyk może teraz dołączyć do naszych akcji. Grupa o tej samej nazwie
została „podpięta” pod stronę Xportalu na facebooku. O wszystkich
naszych nowych inicjatywach będziemy informować na łamach Xportal.pl i w
Xportal TV, dlatego zachęcamy do ich regularnego odwiedzania.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała: Agnieszka Piwar
Myśl Polska, nr 47-48 (18-25.11.2018)
Ta... "Wielka Polska" ... chyba wielka gubernia polska w Rosji. Nic dodać nic ująć tylko ruska jaczejka.
OdpowiedzUsuńTa..."ruska jaczejka"... Mocie racyje, kumie unknwon, po co nam ruska jaczejka jak mamy polska Generalna Gubernie II w UE, sterowana pieknie z Berlina tak by unijna polska GG II niemieckiemu kapitalowi nie podskoczyla, za to pilnie konsumowala podpicowana, za to droga unijna chale i dostarczala taniej sily roboczej.
OdpowiedzUsuńNic dodac nic ujac tylko unijna jaczejka, kumie unknwon.