Czy Polska, która
sama nie uporała się jeszcze ze zmorą transformacji może okazać
się atrakcyjna dla zniszczonej przez terrorystów Syrii?
Wszystko wskazuje na to, że Syryjczycy są zainteresowani
współpracą właśnie z Polakami. Doceniają nie tylko nasze
doświadczenie w podnoszeniu się z gruzów, ale nade wszystko
obdarzają nas większym zaufaniem i sympatią niż Francuzów,
Anglików czy Amerykanów. Powód? Nie mamy
kolonialnej przeszłości, a w obliczu trwającego na Bliskim
Wschodzie konfliktu zachowujemy stonowane stanowisko.
Znaczące kroki w celu zbliżenia naszych krajów zostały poczynione jeszcze w ubiegłym roku, kiedy obie strony zaczęły wymieniać się biznesowymi delegacjami. Dr Idris Mayya, chargé d’affaires ambasady Syrii w Warszawie zachęcając do inwestowania w jego kraju, już wtedy zapowiedział, że od strony ekonomicznej rynek syryjski ma wiele do zaoferowania. Przyznał jednak, że na obecną chwilę Syria posiada duże zapotrzebowania, stąd niezbędna także pomoc w jej odbudowie. - Grupy terrorystyczne zniszczyły wiele syryjskich zakładów i fabryk. Niektóre z nich zostały rozebrane, przewiezione i sprzedane np. do Turcji. Taka sytuacja miała miejsce w mieście Aleppo, które było stolicą ekonomiczną w Syrii – potwierdził w ubiegłym roku dr Mayya. Od tamtego czasu sytuacja niewiele się zmieniła, a Syryjczycy najbardziej potrzebują współpracy z branżą farmaceutyczną, budowlaną i spożywczą.
Nie zmarnować szansy
Nikt przy trzeźwym spojrzeniu nie powinien mieć wątpliwości, kto tak naprawdę stoi za wznieceniem działań wojennych w Syrii i innych krajach Bliskiego Wschodu. Zimne rozgrywki Zachodu – zachłannego na ropę, gaz ziemny i wpływy w regionie – przerodziły się w gorący konflikt pod szyldem mylącej nazwy „Państwo Islamskie”. Diabelski plan pokrzyżowały rosyjskie samoloty, które zaczęły zrzucać bomby na siedziby dżihadystów.
W obliczu trwającej wojny, Polska – pomimo oficjalnych sojuszy z krajami Zachodu – okazała się nie angażować w żadną ze stron. I właśnie dlatego w oczach samych Syryjczyków wzbudzamy zaufanie i nadzieję na lepsze jutro. Warto podkreślić, że Polacy i Syryjczycy na kartach wspólnej historii nie mają żadnych wrogich incydentów, a sami Polacy są bardzo lubiani w państwach arabskich. To wielka szansa dla naszego kraju. Szczególnie, że dotychczasowe sojusze z NATO okazały się nie przynieść Polsce znaczących korzyści – wystarczy wspomnieć zaangażowanie naszych sił wojskowych w Iraku czy w Afganistanie. Daliśmy się wykorzystać, nic w zamian nie otrzymując.
Tym razem sytuacja jest o tyle ciekawa, że w konflikt w Syrii nasza strona się nie zaangażowała, ale może uzyskać znaczne profity, które oferują sami Syryjczycy. Mamy więc do czynienia z pewnym paradoksem – ktoś inny odpala wojnę, licząc na dostęp do ropy, gazu ziemnego i wpływy w regionie – a tymczasem, to właśnie stojącej z boku Polsce proponuje się wejście na Bliski Wchód. I to bez udziału jednego żołnierza.
Agnieszka Piwar
Tekst ukazał się w tygodniku Myśl Polska nr 43-44 (25.10-1.11.2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz