czwartek, 26 lipca 2018

Przechytrzyć Wielkiego Brata i obejść sankcje

sen. Maciej Grubski i Seyed Mehdi Farshadan
Gdyby na podstawie polsko-irańskich relacji miała powstać telenowela, to tytuł „Zakazana miłość” pasowałby idealnie. Jednak geopolityka, to nie serial telewizyjny. Przysłowiowy „happy end”, bądź jego brak, nie zależy więc tutaj od widzimisię producenta, wyobraźni scenarzysty, ani oczekiwań widzów.
Historia nie jest zdeterminowana, co nie oznacza, że nie należy próbować zmieniać świata na lepsze. Podjęcie walki w słusznej sprawie już jest zwycięstwem: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5, 6).
Zacznijmy od początku. W 1979 roku Irańczycy skutecznie sprzeciwili się amerykańskiej dominacji. Pod szyldem „rewolucji islamskiej” społeczeństwo zbuntowało się, w skutek czego został obalony i wypędzony szach-marionetka Stanów Zjednoczonych. Od tamtej pory Iran stał się w pełni suwerennym państwem, a Amerykanie do dziś nie mogą i nie chcą się z tym pogodzić. Władze USA – niczym odtrącona kochanka w thrillerze klasy B – mszczą się na Iranie już od czterech dekad, czego bolesnym symbolem są bezduszne i niesprawiedliwe sankcje.

Do podobnego na swój sposób przewrotu – dla odmiany pod szyldem „Solidarności” – doszło przed laty także w Polsce, będącej wówczas pod dominacją sowietów. Coś jednak u nas poszło nie tak, bo wyrywając się spod panowania jednych (Moskwa), natychmiast padliśmy na kolana przed drugimi (Waszyngton). I tak, z marzeń o polskiej suwerenności pozostały mrzonki. O tym, jak bardzo jesteśmy zniewoleni, pokazuje – niczym papierek lakmusowy – właśnie sprawa irańska.

Same brawa, żadnych gwizdów
Między Polską a Iranem nigdy nie było zgrzytów. Wręcz przeciwnie. Sięgająca XV wieku historia wzajemnych stosunków dyplomatycznych, potwierdza jedynie, że nasze narody nieprzerwanie łączy serdeczna więź. Przekonali się o tym przedstawiciele irańskiego parlamentu, którzy w dniach 25-29 czerwca br. gościli w Polsce z oficjalną wizytą. Swoimi wrażeniami podzielili się z garstką polskich dziennikarzy (sądząc po frekwencji na konferencji prasowej, kolejny już raz można wywnioskować, że większość żurnalistów w Polsce ma jakiś specjalny zakaz spotkań z Irańczykami).
Irańska delegacja przybyła do Polski w celu nawiązania współpracy gospodarczej oraz partnerstwa miast w zakresie m.in. sportu, kultury, edukacji, nauki i nowych technologii. Parlamentarzystom z Irańsko-Polskiej Grupy Przyjaźni towarzyszył przedstawiciel irańskiego MSZ oraz Pracownik Departamentu Międzynarodowego Parlamentu. Delegację zaprosił i podejmował senator Maciej Grubski,przewodniczący Polsko-Irańskiej Grupy Parlamentarnej. Goście z Teheranu odwiedzili Łódź i Warszawę.
O przebiegu wizyty opowiedział Seyed Mehdi Farshadan, Przewodniczący Parlamentarnej Grupy Przyjaźni Islamskiej Republiki Iranu i Rzeczypospolitej Polskiej. Irańczycy odwiedzili w Łodzi m.in. Agencję Rozwoju Regionalnego oraz Bionanopark (park naukowo-technologicznym z atrakcyjną ofertą badawczą i inwestycyjną). Spotkali się także z przedstawicielami władz miasta, wicemarszałkiem woj. łódzkiego, Rektorem Politechniki Łódzkiej, Prorektorem Uniwersytetu Łódzkiego oraz pełnomocnikiem Rektora Uniwersytetu Medycznego w Łodzi ds. Wymiany Międzynarodowej. Szef irańskiej delegacji przyznał ponadto, że z inicjatywy ambasadora Iranu Ramina Mehmanparasta i senatora Macieja Grubskiego podjęto temat współpracy między jedną z irańskich prowincji (odpowiednik polskiego województwa), a województwem łódzkim. W Warszawie był z kolei czas na liczne spotkania z przedstawicielami polskiego parlamentu i zwiedzanie stolicy z przewodnikiem.
W rozmowie z dziennikarzami Irańczycy przyznali, że na każdym kroku spotykały ich gesty niezwykłej życzliwości i przyjaźni ze strony Polaków. Potwierdził to senator Grubski, który powiedział, że kiedy irańska delegacja zwiedzała Senat RP w trakcie obrad, obecni na sali senatorowie przywitali gości z Iranu gromkimi brawami. „Nie było żadnego gwizdania, żadnych złych zachowań, wszyscy bili brawo. To oznacza, że jest duża doza sympatii do narodu irańskiego i do tego, żebyśmy współpracowali” – spuentował przedstawiciel polskiego parlamentu.
Powstrzymać niesprawiedliwość
Nawiązując do porozumienia nuklearnego – a konkretnie tego, że Donald Trump jednostronnie zerwał umowę – Grubski wyraził zdecydowaną solidarność z Irańczykami. Zaznaczył, żeby w tej kwestii cytować go nie jako przewodniczącego Polsko-Irańskiej Grupy Parlamentarnej, ale jako senatora RP sprawującego wolny mandat. Jego zdaniem porozumienie zawarte w 2016 roku było „bardzo istotne i korzystne dla wszystkich stron, które je zawarły”. Tymczasem „podjęcie próby wycofania się przez Trumpa z tego porozumienia, spowodowało potrzebę określenia się pozostałych członków porozumienia w tej sprawie, ale również sojuszników współpracujących z tymi partnerami” – zauważył senator.

Grubski uważa, że w zaistniałej sytuacji Polska powinna stać po stronie Unii Europejskiej, która zdecydowała się dotrzymać umowy z Iranem
. Jednocześnie senator krytycznie ocenił stanowisko ministra Czaputowicza i premiera Morawickiego, którzy „postawili na agresywną politykę Donalda Trumpa”, który – zdaniem Grubskiego – „wypowiedział porozumienie w sposób bezsensowny”. Senator zauważył ponadto, że brak stanowczej reakcji Polaków na decyzję rządu, może wynikać z faktu, iż nie jesteśmy wystarczająco obecni w Iranie, szczególnie w sferze gospodarczej. Stąd konieczność takich wizyt jak ostatnia, by obecny stan rzeczy zmieniać z korzyścią dla obu państw.
Co ciekawe, Maciej Grubski przyznał, że prowadzi liczne dyskusje nt. Iranu z polskimi senatorami – zarówno z PO jak i z PiS. Z przebiegu tych rozmów wynika, że bez względu na barwy partyjne, zdecydowana większość z nich w kuluarach opowiada się po stronie Irańczyków i uznaje zerwanie porozumienia nuklearnego za niesprawiedliwe. Co więcej, rozmówcy Grubskiego uważają, że Polska powinna utrzymywać jak najlepsze relacje z Iranem, prowadzić tam interesy i zarabiać na tym pieniądze.
Odważni Polacy potrzebni od zaraz
Na pytanie „Myśli Polskiej” – dlaczego senatorowie nie wykorzystają pozycji w parlamencie oraz dostępu do głównych mediów, by nagłośnić swoje zdanie – Grubski dyplomatycznie odpowiedział, że „parlamentarzyści nie są wylewni”, a w Polsce wciąż panuje tzw. poprawność polityczna, czyli przekonanie, że „o pewnych rzeczach nie wypada mówić, a pewne zachowania należy promować”. Przewodniczący Polsko-Irańskiej Grupy Parlamentarnej zapewnił jednak, że nie zamierza się poddawać. Zobowiązał się przy tym, że jego zespół nadal będzie współpracował z ambasadorem Iranu na rzecz wspólnych interesów. W tym celu ma być pomocne specjalne biuro informacyjne, zbierające konkretne oferty i będące rodzajem pośrednika pomiędzy poszczególnymi instytucjami.
Motorem napędowym zdają się być dotychczasowe osiągnięcia działającej od prawie dziewięciu lat grupy parlamentarnej w Polsce oraz jej odpowiednika w Iranie. Przedstawiciele obu stron przypomnieli wymianę licznych wcześniejszych delegacji, które zaowocowały zacieśnieniem więzi i podpisaniem różnych umów. Nawiązując do ostatniej wizyty, Maciej Grubski wyraził nadzieję, że Irańczycy wrócą do domu przekonani, iż mają w Polsce przyjaciół zaangażowanych w ich sprawy. Seyed Mehdi Farshadan potwierdził, że jego delegacja odczuła w Polsce bardzo dużo pozytywnego nastawienia. Zapewnił, że po powrocie do Iranu będą poniekąd ambasadorami Polski i opowiedzą swoim rodakom – w tym władzom państwowym – jak wiele dobra i sympatii doświadczyli w naszym kraju.
Wola do współpracy jest wyraźna po obu stronach, a wynikające z niej korzyści wydają się być oczywiste. Co więc stoi na przeszkodzie obok paraliżującego polski rząd strachu przez Wujem Samem? Główną przeszkodą jest blokada na przepływ finansowy, co potwierdzili sami Irańczycy. W tym kontekście koniecznym warunkiem do rozkręcenia interesów z Iranem (i dalej z całym Bliskim Wschodem) jest utworzenie po stronie polskiej niezależnego banku, który obejdzie sankcje i pozwoli na swobodną wymianę płatności.
Grubski podkreślił, że powinniśmy wyciągać wnioski z tego co robią dzisiaj Niemcy, którzy z powodzeniem „majstrują przy narzędziach finansowych, aby otworzyć możliwości handlu z rejonami, które podlegają jakimś formom sankcji”. Senator przyznał, że ma już za sobą różne rozmowy z przedstawicielami odpowiednich instytucji finansowych z Polski. Z jednej strony dostrzega wolę do działania i współpracy; z drugiej strony wyczuwa, iż z tyłu głowy wciąż pozostaje obawa, że jest gdzieś ten Wielki Brat, który patrzy i świadomość, że ktoś zarządza dolarem na świecie. „To jest dla nas problem, że nie możemy przełamać tego myślenia, by np. przejść na walutę euro i poszukać innych rozwiązań” – podsumował przewodniczący Polsko-Irańskiej Grupy Parlamentarnej.
Polak zapomniał, że potrafi
Oczami wyobraźni już widzę te litościwe uśmieszki. No tak, przecież bystry Czytelnik „Myśli Polskiej” dobrze wie, że w sprawach międzynarodowej finansjery Polska nie ma nic do gadania. U zachodnich sąsiadów kombinowanie z bankami jeszcze jakoś przejdzie, ale u nas? Wiem, wiem, klany Rothschildów i innych spekulantów-Sorosów, w życiu nam na to nie pozwolą. A gdyby tak spróbować bez pytania o zgodę?
Pamięcią sięgam do zajęć na podyplomowych studiach z dziennikarstwa. Szczególne wrażenie wywarł na mnie wykład na temat działań polskiego podziemia, które w brawurowym stylu stworzyło wolną prasę w okupowanej przez nazistów Polsce. Powołana w tym celu komórka Armii Krajowej nie miała sobie równych na całym świecie. Polacy przechwytywali propagandową prasę gadzinową (wydawaną przez Niemców dla Polaków) podrzucając w jej miejsce własne gazety. Analogiczne działania dotyczyły niemieckich gazet wydawanych przez Niemców dla Niemców mieszkających w okupowanej Polsce. Sprawa nabrała rumieńców, kiedy okazało się, że podrabiana przez Polaków niemiecka prasa, od strony językowej była redagowana poprawniej po niemiecku, niż pod redakcją samych Niemców.
Na tym jednak nie koniec. Żeby móc to wszystko drukować potrzebna była energia elektryczna. Skąd w tamtych czasach wziąć prąd w dużych ilościach? Zuchwałość naszych rodaków i tutaj okazała się nie znać granic. Polacy podpinali kable pod agregat z kwatery Gestapo. W ten sposób, nocą podbierali od okupantów prąd potrzebny do tego, by z samego rana dostarczyć polskim czytelnikom namiastkę wolności, a niemieckim to, co im się należało.
I co, nadal Państwo nie wierzą, że z wolnym bankiem też się może udać? To lepiej uwierzcie, bo przez głupią decyzję Trumpa lada chwila mało kogo w Polsce będzie stać na zatankowanie samochodu.
Agnieszka Piwar
Myśl Polska, nr 29-30 (15-22.07.2018)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz