U schyłku PRL i progu III RP Mieczysław Wilczek oparł życie
gospodarcze Polaków na dwóch prostych zasadach: „co nie jest zakazane,
jest dozwolone” oraz „pozwólcie działać”. Zaowocowały one eksplozją
przedsiębiorczości, która przez kilka lat – od 1989 roku – napędzała
polską gospodarkę. Po tych zdroworozsądkowych zasadach, wprowadzonych do
polskiej legislacji wraz z „Ustawą z dnia 23 grudnia 1988 r. o
działalności gospodarczej” – pozostała niestety figa z makiem.
O tym dlaczego tak się stało i co teraz można z tym zrobić dyskutowali goście konferencji pt. „Przywróćmy wolność gospodarczą! 30-lecie Ustawy Wilczka”.
To arcyciekawe wydarzenie zostało zorganizowane przez posła Jacka Wilka
z partii Wolność. Wystąpienia zaproszonych prelegentów były na tyle
wartościowe, że warto je przybliżyć. Kto wie, może z tej burzy mózgów
zapłonie iskierka nadziei?
Zryw nie nastąpi jeśli najpierw nie zaboli. A kiedy przez kilka
godzin słucha się o tym, jak w tzw. wolnej Polsce odebrano wolność,
boleć musi – i to bardzo. I nie było to gadanie po próżnicy, lecz
brutalna prawda poparta szeregiem konkretnych przykładów z życia
przeciętnego polskiego przedsiębiorcy. 16 czerwca AD 2018 organizator
zebrał w jednym miejscu ludzi z różnych środowisk, czasem nawet o
skrajnie innym światopoglądzie, ale łączyło ich jedno: pragnienie
uwolnienia się z kajdan biurokracji i nieludzkiego prawa.
A miało być tak pięknie...
23 grudnia 1988 roku komuchy na odchodne uchwalili ustawę o
działalności gospodarczej opracowanej według projektu ministra przemysłu
Mieczysława Wilczka i premiera Mieczysława Rakowskiego.
Znana pod potoczną nazwą jako „Ustawa Wilczka” zalegalizowała prywatną
działalność gospodarczą i weszła w życie 1 stycznia 1989 roku. Produkcja
i handel rozkwitły w najlepsze, a Polacy wreszcie zaczęli się bogacić. Z
czasem jednak do rządzących dotarło, że obywatel, który zapewnia sobie i
rodzinie godny byt, to wolny obywatel. No nie, tej wolności politycy
kolejnych kadencji najwyraźniej zdzierżyć już nie mogli.
Stanisław Michalkiewicz zauważył, że historia ustawy o wolności gospodarczej wiąże się z nieustającą nowelizacją. Prelegent wyliczył, że tylko w ciągu pierwszych 10 lat została ona znowelizowana co najmniej 50 razy.
Każda nowelizacja polegała na dopisywaniu coraz to nowych form
reglamentacji w aż 202 obszarach działalności gospodarczej. W rezultacie
dodawania rozmaitych licencji, koncesji, zezwoleń, pozwoleń, itp.
ustawa zupełnie zmieniła swoją pierwotną postać i w ciągu dekady realny
socjalizm został przywrócony.
Dlaczego tak się stało? Zdaniem Michalkiewicza nomenklaturowcy – o
których pozycji w nowych warunkach ustrojowych nie miała już decydować
znajomość Marksa, Engelsa i Lenina na wyrywki, lecz stan posiadania –
zorientowali się, że w warunkach wolnego rynku zostają daleko w tyle.
Stąd odwrót. Pragnienie zabezpieczenia interesów nomenklatury zderzyło
się z zapotrzebowaniem nowych eliciarzy – tym razem solidarnościowych
(którzy nie zdążyli się uwłaszczyć) – na posady. Michalkiewicz uważa, że
właśnie dlatego nowelizacje były przeprowadzane w taki sposób, by
sprzyjały biurokracji.
Kulisy biurokracji obrazowo przedstawił dr Sławomir Mentzen.
Przedstawiciel partii Wolność zaczął od spostrzeżenia, że rządzący
lubią się chwalić faktem, iż w Polsce łatwo można zarejestrować
działalność gospodarczą. Problem w tym, że prawdziwa gehenna zaczyna się
chwilę potem. Prelegent mówił o codziennych przeprawach polskiego
przedsiębiorcy – także takiego, który prowadzi jedynie jednoosobową
działalność gospodarczą. Opisał kuriozalną biurokrację, tj. szereg
przepisów nakazujących wywiązywanie się z niemożliwych do spełnienia w
całości wymagań. W praktyce okazuje się często, że narzucone prawo jest
na tyle skomplikowane, że przedsiębiorcy zmuszani są je łamać lub
kapitulować.
Wystarczy wspomnieć, że tylko samo RODO – rozporządzenie dot. ochrony
danych osobowych, które weszło w życie w maju 2018 roku – narzuca
firmom posiadanie i wdrożenie długiej listy skomplikowanych dokumentów z
załącznikami, takich jak: „Polityka bezpieczeństwa ochrony danych
osobowych w firmie”, „Procedura wykrywania i klasyfikowania naruszeń
ochrony danych osobowych”, czy „Analiza ryzyka ochrony danych
osobowych”. Do tego dochodzą niemałe koszty wprowadzenia przepisów
zawartych w tej ustawie i konieczność przejścia niezbędnych szkoleń.
Spis wymaganych dokumentów poraża, a przedsiębiorców (każdego, bez
wyjątku) zmusza się do spełnienia warunków rozporządzenia pod groźbą
ogromnej kary finansowej.
Absurd goni absurd
Jeszcze większa kopalnia nonsensów uruchamia się wraz z chęcią
zatrudnienia przynajmniej jednego pracownika. Jako przykład zatrudnionej
osoby Mentzen podał księgowego świadczącego usługi finansowe. Następnie
zaprezentował teczkę BHP biura rachunkowego zatrudniającego takiego
pracownika. Segregator liczył kilkaset stron dokumentów, zawierających w
większości kuriozalne przepisy. Dla przykładu: instrukcję obsługi dla
czajnika czy kuchenki mikrofalowej – ponieważ dla każdego urządzenia
znajdującego się w biurze trzeba sporządzić osobną instrukcję BHP, a
następnie trzeba przeszkolić pracownika z obsługiwania danego
urządzenia.
Papierologii nie ma końca. Od instrukcji BHP dla
techniki mycia rąk, po instrukcję przystosowania substancji chemicznych i
ich mieszaninami (tak na wypadek użycia płynu do naczyń przy zmywaniu
kubka po kawie). A ponieważ pracownik biurowy musi czasem przenieść z
biurka na półkę segregator, to „zatroskani” o jego bezpieczeństwo
biurokraci wymagają oddzielnej instrukcji BHP dotyczącej ręcznych prac
transportowych.
Zdaniem Henryka Siodmoka takie przepisy tworzy się
to, żeby zniechęcać ludzi do przedsiębiorczości, ponieważ przedsiębiorca
jest źródłem wolności. Nawiązując do tematu konferencji, prezes Grupy
Atlas zgodził się, że źródłem reform i sukcesu polskich przemian była
właśnie „Ustawa Wilczka”. Dodał, że w zasadzie obowiązywała ona przez
dwa lata, dlatego do „wielkiego bum”, tj wyrywania Polski z
hiperinflacji i zadłużenia oraz wzrostu gospodarczego przyczyniły się
firmy założone w latach 1989-1990. Siodmok zauważył, że sukces był
wówczas możliwy dzięki warunkom otwartości, jednak już w 1990 roku
skutecznie ograniczył je Leszek Balcerowicz.
Bóg powołał nas do wolności!
W wystąpieniu podczas konferencji Henryk Siodmok opowiedział o
przedsiębiorczości na gruncie Nauki Społecznej Kościoła. Przypomniał, że
w encyklice z 1891 roku „Rerum novarum” Leon XIII mówi o tym, iż prawo
własności jest prawem naturalnym każdego człowieka, a więc jest Prawem
Boskim. Prelegent podkreślił, że prawo własności nabywa się poprzez
pracę lub poprzez zajmowanie rzeczy niczyich. Tak właśnie było za czasów
funkcjonowania „Ustawy Wilczka”. Kupowało się łóżko polowe, a następnie
stawiało się je na chodniku, straganie czy stadionie, rozkładało się
towar i handlowało. W ten sposób budowano kapitał na ulicy – zauważył
prezes Grupy Atlas.
Siodmok nawiązał także do encykliki „Quadragesimo anno” Piusa XI,
ogłoszonej w 1931 roku. Papież wyraził w orędziu troskę o los ludzi
żyjących z pracy własnych rąk i przypomniał, że jakkolwiek Bóg dał
zasoby całej ludzkości, to żeby się nimi posłużyć, muszą one najpierw do
kogoś należeć. Zdolność do zarządzania zasobami ziemi człowiek nabywa
poprzez prawo własności, dlatego – zdaniem Siodmoka – zasoby ziemi
należą do przedsiębiorców. Prelegent dodał, że wszelkie pozytywne zmiany w społeczeństwie dokonują nie ułomni czy bezrobotni, ale właśnie przedsiębiorcy.
Co ciekawe, przedsiębiorcom poświęcono sporo miejsca w Piśmie
Świętym. Na 31 przypowieści w Nowym Testamencie, aż 19 jest o
przedsiębiorcach. Siodmok przypomniał, że Ewangelia jest o zarządzaniu
relacjami międzyludzkimi, dlatego jego zdaniem skala przypowieści
potwierdza, że przedsiębiorstwo jest miejscem, gdzie buduje się
najwięcej relacji. Prezes Grupy Atlas nawiązał m.in. do przypowieści o
dobrym gospodarzu (Mt 20, 1-18), gdzie już na wstępie Pan Jezus mówi o
tym, że Królestwo Niebieskie jest podobne do gospodarza. Prelegent
podkreślił, że gospodarz z przypowieści może zatrudnić pracowników do
swojej winnicy na warunkach płacy i pracy ustalonych przez siebie,
ponieważ to on jest właścicielem winnicy.
Tymczasem współczesny system podatkowo-prawny zmusza niejednokrotnie
przedsiębiorców do tego, żeby łamali prawo podczas zatrudniania
pracownika. Siodmok szacuje, że na blisko 17,5 miliona osób
zatrudnionych w tym kraju, od 6 do 9 milionów pracowników ma płacone
„pod stołem”. Zdaniem prezesa Grupy Atlas to jest nie tylko
skandal, ale przede wszystkim świadczy o kolonializmie, tak jakby weszła
tutaj okupacja. „Człowiek może rozwijać swoje talenty poprzez pracę.
Pracę organizuje przedsiębiorca. Jak przedsiębiorcy powołani do
ponoszenia odpowiedzialności i prowadzenia firmy mają odpowiedzieć na
powołanie Boże, jeżeli z samego faktu zatrudnienia łamią prawo? Oni
wszyscy łamią prawo. Jak oni mają planować rodziny? Jak oni mają
planować rozwój?” – zastanawiał się oburzony Siodmok.
W jedności siła!
Podczas konferencji wybrzmiała brutalna rzeczywistość, ale
paradoksalnie nie zabrakło optymizmu. Prof. Robert Gwiazdowski zauważył,
że wśród europejskich przedsiębiorców, to właśnie Polacy są najlepiej
przystosowani do zmian. „Kryzysów niech się boją inni, bo oni nie wiedzą
co to kryzys. A my, permanentnie od 70. lat dajemy sobie radę z różnymi
kryzysami” – podsumował.
Dr hab. Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha śmiało zasugerował, by nie zwalać winy na przynależność do Unii Europejskiej. „Skoro
w tamtych warunkach, kiedy w Polsce stacjonowały wojska sowieckie można
było przywrócić wolność gospodarczą, to teraz nie ma żadnych innych
przeszkód, żeby tę wolność przywrócić już jutro w naszym kraju” – podkreślił.
Jan Kubań z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i
Rozwoju Ekonomicznego wyraził przekonanie, że z faktu, iż świetną
ustawę zniszczyli rządzący, naród powinien wyciągnąć mądre wnioski. W
tym kontekście zaproponował wprowadzenie w nowej Konstytucji RP weta
obywatelskiego umożliwiającego odrzucenie lub przyjęcie ustawy na drodze
ogólnonarodowego referendum. Prezes PAFERE przypomniał, że takie
rozwiązanie bardzo dobrze sprawdza się w Szwajcarii, gdzie obywatele
korzystają z przywilejów demokracji bezpośredniej.
Kubań podkreślił, że w takich krajach jak Polska „władza tworzy grupy
społeczne, które ją wspierają – tzw. beneficjentów państwa (…)”.
Przedstawiciel PAFERE zauważył, że nie mamy obecnie żadnych instrumentów
kontrolowania władzy. Przestrzega jednak przed czekaniem na śpiącego
rycerza, który nas uratuje. W zamian proponuje skupienie się na trzech
najważniejszych postulatach i zorganizowanie wokół nich ruchu
wolnościowego.
Rafał Ziemkiewicz zwrócił uwagę na paradoksy.
Zauważył, że „ostatni rząd upadającego komunizmu był bardziej prorynkowy
niż rządy okrzyczanego balcerowiczowskiego kapitalizmu.” Publicysta
podzielił spostrzeżenia pozostałych prelegentów, że im dalej od „Ustawy
Wilczka”, tym gorzej. „Później tylko psuto, psuto, psuto, aż doszliśmy
do recydywy socjalizmu”, do czego miały przyczynić się „kolejne
postsolidarnościowe gabinety”. Zdaniem prelegenta przyczyniła się do
tego także obojętność społeczeństwa, „które wychowane w PRL-u i
dysponujące jedynie pamięcią historyczną Polski sanacyjnej nie było w
stanie docenić tego, co dostało i tego, co mogło uzyskać”.
W związku z powyższym Ziemkiewicz uważa 30-lecie „Ustawy Wilczka” za
smutną rocznicę, ale dostrzega pewną nadzieję w jej obchodach. „Ważne,
że pamiętamy, iż była inna możliwość rozwoju, bo ona nadal przed Polską
istnieje. Jeśli uda nam się, jeśli będziemy państwem dostatnim, to nie
dzięki mrzonkom o państwowej regulacji rynku (…), ale dzięki polskim
przedsiębiorcom, którym nie trzeba pomagać, wystarczy tylko przestać im
wreszcie przeszkadzać i wrócić do tego, co słusznie 30 lat temu
stworzono” – podsumował.
Poseł Jacek Wilk zaproponował, że skoro chcemy zagwarantować
wolność gospodarczą, to najpierw musimy ją precyzyjnie zdefiniować i
opisać, w przeciwnym razie łatwo będzie można tą wolność zniszczyć. W
tym celu parlamentarzysta zaczął od podstawowych objaśnień. Przypomniał,
że wolność gospodarcza w poziomie mikro (kiedy przedsiębiorca wchodzi w
różne relacje z innymi podmiotami obrotu gospodarczego) sprowadza się
do swobody w dobieraniu sobie współpracowników, pracowników,
kontrahentów i klientów. „Jeśli zagwarantujemy te cztery wolności i
zepniemy je klamrą wolności zawierania umów, to mamy wypełnioną wolność
gospodarczą” – wyjaśnił organizator konferencji. Z ubolewaniem dodał, że
w każdym z tych aspektów wolność jest ograniczana przez państwo w
postaci szeregu wymogów, przepisów, itp. Przypomniał m.in. głośną sprawę
drukarza z Łodzi, który odmówił organizacji LGBT wydruku plakatu. Sąd
Najwyższy uznał, że łódzki przedsiębiorca nie miał prawa odmówić. Taka
decyzja jest jednoznaczna z ingerencją państwa w działalność tego
przedsiębiorcy.
Nawiązując do wolności gospodarczej na poziomie makro (relacji
przedsiębiorcy z organami władzy publicznej) poseł Wilk zauważył, że tym
zakresie zawsze będzie jakiś rodzaj ograniczenia, chociażby ze względu
na przepisy podatkowe. Powinny jednak obowiązywać fundamentalne zasady,
żeby zmaksymalizować wolność, a liczbę ograniczeń zminimalizować. Chodzi
m.in. o zakaz ingerowania władz publicznych w procesy gospodarcze (z
niewielkimi wyjątkami) czy zakaz reglamentowania działalności
gospodarczej, z pewnymi jasno określonymi wyjątkami dotyczącymi zasad
bezpieczeństwa zbiorowego i zasad obronności bezpieczeństwa państwa.
Za absolutne minimum prelegent uznał dodanie zasady, że
wprowadzenie każdej nowej ustawy musi się wiązać z usunięciem
przynajmniej jednej. Wtedy – zdaniem mecenasa Wilka – zaczniemy
wychodzić z sytuacji, w której mamy niezliczoną ilość przepisów, której
nie zna nawet najbardziej wnikliwy prawnik.
Wszystkie przemówienia z konferencji oraz panel dyskusyjny
udostępniono w całości na YouTube – wystarczy wpisać temat: „Przywróćmy
wolność gospodarczą! 30-lecie Ustawy Wilczka”. Obok zacytowanych
prelegentów wystąpili ponadto: dr Marcin Chmielowski (Fundacja Wolność i Przedsiębiorczość), Jacek Bartyzel (działacz wolnościowy), dr Ireneusz Jabłoński (członek zarządu Centrum im. Adama Smitha), Mikołaj Pisarski (Instytut Misesa), mec. Jacek Janas (Instytut Romana Rybarskiego), Janusz Korwin-Mikke (partia Wolność); Paweł Pudłowski (poseł, Nowoczesna), mec. Paweł Budrewicz (Centrum im. Adama Smitha), Jakub Kulesza (Kukiz’15) i ks. Jacek Gniadek SVD (misjonarz).
Agnieszka Piwar
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego (pafere.org)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz