Rozmowa z Joanną Modzelewską, prawnikiem, byłą przewodniczącą jednego ze związków zawodowych pilotów w PLL LOT S.A.
Historia Pani życia jest doskonałym materiałem na scenariusz filmowy. Inteligentna, wykształcona, atrakcyjna kobieta pada ofiarą perfidnie uknutej intrygi będącej częścią rozgrywek służb specjalnych i świata polityki. Dlatego nie mogę zrozumieć jednego – jak to możliwe, że media milczą jak zaklęte? Przecież obracała się Pani w środowisku bardzo wpływowych osób i ujawniła potworne patologie w funkcjonowaniu państwa polskiego!
Joanna
Modzelewska: – Państwo polskie działa inaczej niż mi się
wydawało. Patrzyłam idealistycznie. Z ogromnym szacunkiem.
Podziwiałam polityków, wierzyłam w wypowiadane przez nich słowa.
Osoby, które poznawałam w moim życiu – w związku z tym czym się
zajmuję – wywodzą się ze świata polityki, mediów, służb,
Kościoła i innych. Wiele z tych osób zawiodło. Okazało się, że
w poważnej sytuacji nie można na nich liczyć. Wówczas wygrywają
sprawy partykularne. Większość osób kalkuluje czy pomoc się
opłaca. Ja mam inną mentalność. Pomagam gdy ktoś potrzebuje
pomocy. Wydawało mi się, że inni też tak robią. Myliłam się.
Fakt deklarowania określonych poglądów także nie ma – jak się
okazało – znaczenia. Czyny nie zawsze idą za słowami.
Z
historii Pani życia wnioskuję, że chodzi o środowisko, które w
odbiorze wielu Polaków nadal uchodzi za patriotyczne i katolickie, a
przez co budzi zaufanie znacznej części społeczeństwa. Swego
czasu Pani również pokładała nadzieję w tym środowisku…
–
Tak, to prawda. Poznałam osoby z PiS, z rodziny Radia Maryja, z
Klubu Ronina, Instytutu Lecha Kaczyńskiego i wielu innych. Wydawało
mi się, że te środowiska będą pomocne. Nie przypuszczałam, że
właśnie z tej strony będę zaatakowana. Zaczęło się subtelnie.
Prawie niezauważalnie. Zlekceważyłam to. Powtórzono mi, że w
Instytucie Lecha Kaczyńskiego mówią o mnie, jakobym była agentem,
który ma zniszczyć LOT. Brzmiało to tak absurdalnie, że nie dałam
temu wiary. Nie wiedziałam, że te osoby będą decydować o
służbach specjalnych i zlecą zniszczenie mi życia pod pretekstem
„sprawdzenia czy jestem szpiegiem”. Taką wersję przekazała mi
minister spraw wewnętrznych i administracji. Potwierdził były
minister obrony narodowej w przekazywanych mi informacjach. Gdy
zaczęłam o tym mówić w CEPowiśle wskazując m.in. Józefa Orła
– założyciela Klubu Ronina, o którym mówiono, że to on
wskazywał mnie jako tego rzekomego agenta – wówczas w mediach
pojawiły się ataki ze strony prawicowej. To pokazało także pewne
powiązania i zależności.
Cóż
więc takiego się stało, że na tzw. prawicy potraktowano Panią
jak intruza?
–
Myślę, że jest podobnie jak za rządów PO. Wówczas Zarząd LOT
skierował przeciwko mnie pozew o naruszenie dóbr oraz prywatny akt
oskarżenia o zniesławienia. Obydwie sprawy wygrałam. Jednak w
czasie gdy się toczyły – wokół mnie robiło się pusto. Po
wygranej – pojawiali się „przyjaciele”. Teraz ten schemat znów
się powtarza. To dobry weryfikator otoczenia wokół. Przykrym
wynikiem tego jest stwierdzenie jak wiele osób to tchórze. Genezą
tej sytuacji jest fakt, że piloci w PLL LOT SA potrzebowali pomocy
prawnej od osoby związanej ze środowiskiem pilotów i LOTu.
Zaproponowali mi bym im pomagała. To był rok 2005. Byłam ich
prawnikiem i pełnomocnikiem. Z czasem w firmie było coraz trudniej.
Piloci poprosili bym została przewodniczącą związku pilotów
liniowych PLL LOT SA. To było duże wyzwanie. Postrzeganie związków
było negatywne. Wielu znajomych mi odradzało. Patrząc z
perspektywy mogę ocenić, że mieli rację. Wówczas jednak
postanowiłam się zaangażować. To był rok 2010. W 2011 roku gdy
LOT miał kolejną stratę kilkuset milionową, powstał Amber Gold i
OLT, a LOT miał bardzo złą sytuację, razem z pilotami,
stewardessami, mechanikami i pracownikami administracyjnymi
uznaliśmy, że trzeba wziąć udział w prywatyzacji pracowniczej na
wypadek upadłości. Polega to na tym, że prawo pierwszeństwa w
nabyciu mają pracownicy. Tym samym inicjatywa ta zagroziła
przestępcom, którzy chcieli przejąć LOT. Wiele osób uprzedzało
mnie, że będzie za to zemsta. Nie zakładałam, że tak perfidna. W
tym czasie doszło do lądowania kapitana Wrony, który był
członkiem związku. Amber Gold i OLT nie mogły dłużej czekać
gdyż nie było w ich planach takiej przeszkody jak inicjatywa
pracowników. Dzięki temu LOT został uratowany, a rząd PO musiał
dofinansować LOT – po otrzymaniu zgody Komisji Europejskiej –
kwotą ok. 1 miliarda. W nagranych rozmowach nt temat wypowiada się
obecny premier Morawiecki – wówczas doradca Donalda Tuska –
premiera. Skutkiem tej inicjatywy pracowniczej były zwolnienia
pilotów, stewardess, liczne pozwy. Jak wcześniej wspomniałam, mi
wytoczono 2 sprawy – karną i cywilną. Otrzymałam wówczas pomoc
od Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka. Wystąpiłam w kilku programach w
TV Trwam i Radiu Maryja. Wsparcie medialne dały także Nasz
Dziennik, Gazeta Polska, Radio Wnet. Ufałam tym mediom. Posłowie
PiS także deklarowali pomoc. Obydwie sprawy z LOT-em wygrałam. Nikt
mnie nie przeprosił. To było trudnych kilka lat. Cieszyłam się na
wygraną PiS. W czasie procesów poznałam Mariusza Maraska – sam
się zgłosił przez internet. Członek Komisji Weryfikacyjnej WSI.
Byłam dumna, że poznałam taką osobę. On poznawał mnie kolejno z
różnymi osobami, których wcześniej nie znałam, a wiele z nich
było ze służb. Zaprosił mnie do Klubu Ronina i Instytutu
Kaczyńskiego. Nie wiedziałam, że te miejsca doprowadzą do
umożliwienia służbom i ich funkcjonariuszom niszczenia mi życia w
czasie rządów PiS. Ufałam tym osobom.
I
wtedy w Pani życiu pojawił się „kandydat na męża”. Jak mu
się udało Panią podejść?
–
Do Instytutu Kaczyńskiego przychodziły różne osoby. Polubiłam
wiele z nich. Przychodził także Jacek Spyrka. Osoba, na którą
nigdy bym nie zwróciła uwagi. Jednak Mariusz Marasek często na
niego wskazywał. Przez to zaczęłam mu się przyglądać jako
zupełnie nieinteresującemu siwemu mężczyźnie znacznie ode mnie
starszemu. Mariusz Marasek wiedział o dużych różnicach wieku w
mojej rodzinie. Często mi powtarzał, że kobiety wychowane w
rodzinach z taką różnicą wieku podobnie dobierają partnerów.
Nie sądziłam, że ta ocena przyczyni się do utrwalania mi
starszego mężczyzny Jacka Spyrki. Jako kobieta chciałam założyć
rodzinę i mieć dzieci. To naturalne, a przez przejścia z LOT-em
proces ten się odciągnął, gdyż takie kłopoty powodowały, że
zwyczajnie nie miałam do tego głowy.
Czym
Panią oczarował?
–
21 marca 2016 roku odbywało się kolejne spotkanie w instytucie.
Mariusz Marasek zaprosił mnie i napomknął coś o Jacku Spyrce. To
było dziwne, że w internecie ciężko było znaleźć cokolwiek na
temat tej osoby. Przed spotkaniem sprawdziłam i okazało się, że
został vice prezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i
Gospodarki Wodnej – zastępcą Kazimierza Kujdy – wieloletniego
prezesa spółki srebrna, która finansuje PiS i Instytut
Kaczyńskiego. Po spotkaniu w instytucie, gdy chciałam już
wychodzić, podszedł do mnie Jacek Spyrka i zapytał czym się
zajmuję. Powiedziałam, że też prawem kanonicznym – uznałam, że
mało kogo to zainteresuje i będę miała od niego spokój. On
wykazał zainteresowanie. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że
interesuje go to co mnie, ma poglądy takie jak ja. Wszystko tak jak
lubię. Nie wiedziałam, że to jeden z mechanizmów manipulacji,
który będzie na mnie użyty w tym miejscu wśród tych osób. A
jednak został. Po spotkaniu zadzwonił do mnie Mariusz Marasek z
pytaniem o czym rozmawialiśmy. Od tego czasu Jacek Spyrka zaczął
mnie zapraszać osobiście. W moje urodziny zaprosił mnie do
restauracji gdzie spędził ze mną czas do ok. 1 w nocy. Kończąc
spotkanie powiedział, że o takiej kobiecie marzył całe życie.
Powiedziałam mu, że ma 2 żony – kanoniczną i cywilną – i
dopóki nie stwierdzi nieważności z pierwszą, i nie rozwiedzie się
z drugą i od niej nie wyprowadzi, to nie mamy o czym rozmawiać.
Mówiłam to żartem. On jednak zaczął pisać do mnie maile, smsy,
dzwonić. Chciał się spotykać. Zaczął naruszać granicę
fizyczną. Wówczas się zdenerwowałam. Zadzwoniłam do mojego –
tak myślałam – przyjaciela Mariusza Maraska i powiedziałam, że
jestem porażona, bo Spyrka próbował mnie pocałować. Na to
Marasek ze stoickim spokojem powiedział, że pewnie będzie chciał
żebym była jego kochanką. Powiedziałam, że to nie wchodzi w grę.
Powiedział mi żeby na niego uważać. Ale gdy zapytałam o konkrety
powiedział tylko, że mu się przyglądają. Nie wiele wynikało z
tego komunikatu. Od tego czasu Spyrka zaczął deklarować mi
uczucia, miłość. W żartach powiedział, że jest z Agencji
Wywiadu. Powiedziałam to Maraskowi. Powiedział, że to nie prawda.
Spyrka oczekiwał ode mnie okazywania uczuć. Powiedziałam, że u
mnie to tak nie działa. Potrzebuję czasu. A on jeżeli tego
oczekuje ode mnie to musi uregulować swoje sprawy formalne. Później
dopiero szef SKW Bączek powiedział mi, że on by ze mną ślubu nie
wziął.
–
Bardzo dobre pytanie. Mężczyzna z dwiema żonami, córką, a także
wnuczką, 15 lat ode mnie starszy, siwy, po wielu przejściach, nie
wydaje się atrakcyjny. Od strony finansowej także mówił, że nic
nie ma. A zatem patrząc z tego punktu widzenia – nieatrakcyjny.
Ale podobno został mi zrobiony profil psychologiczny w służbach i
wiedziano co jest dla mnie ważne. Spyrka miał wpięty krzyż w
klapę marynarki, mówił o tym, że się nawrócił i chce
stwierdzić nieważność małżeństwa kanonicznego. Zaczął mnie
zapraszać na wspólne uczestniczenie w coniedzielnej Mszy Św.
Mówił, że zazdrości mi, że mogę przyjmować Komunię Świętą.
Poprosił bym nauczyła go odmawiać różaniec. Wspólnie ze mną
się modlił. To dość niecodzienne. Doszłam do wniosku, że może
– skoro jestem także prawnikiem kanonicznym – Bóg postawił mi
taki przypadek na drodze. Zaakceptowałam to, jednak cały czas
stawiałam granicę. Spyrka wiedział, że dopóki nie powie, że
chce wziąć ze mną ślub i mieć dzieci, to nie przekroczy tej
granicy. Zaczął więc ze mną jeździć do księdza, który jest
sędzią Sądu Metropolitalnego, i zapewniał o uczuciu do mnie.
Mówił, że z żoną nr 2 cywilną nic go nie łączy i musi ładnie
się z nią rozstać. Z punktu widzenia prawa kanonicznego pozycja
żony nr 2 nie różniła się od mojej. Według prawa kanonicznego
żoną jest żona nr 1 kanoniczna – tak długo jak długo nie
zostanie stwierdzona nieważność małżeństwa kanonicznego. Został
zatem moim narzeczonym. Braliśmy udział w formalnych spotkaniach.
Minister Szyszko, któremu Spyrka podlegał, zawsze witał się z
nami mówiąc, że wita prezesa wraz z małżonką. Gdy to
prostowałam, Spyrka mówił – już niedługo. Uwierzyłam w to co
mówił. Spyrka zwracał w imieniu NFOŚ 26 milionów za geotermie
jednak nie znał się z Ojcami w Toruniu. Z uwagi na moją znajomość
z Ojcami po sprawie LOT-u, Spyrce bardzo zależało, żebym go z nimi
poznała. Było to dla niego niezwykle istotne. Zawsze u Ojców
byliśmy razem. Na Intronizacji Chrystusa Króla w Łagiewnikach
także. Widywaliśmy się praktycznie codziennie przez cały rok.
Wyrabiał ze mną dniówkę – 4 godziny rozmów przez telefon i 4
godziny spotkań. Moi sąsiedzi zawsze go witali, bo wszyscy go znali
przez rok wspólnego bycia razem.
–
Złożyło się na to kilka sytuacji. To, że opóźniał się z
wyprowadzką od cywilnej żony. Także to, że nie zawsze zdejmował
obrączkę, którą nosił na środkowym palcu – było to dla mnie
dziwne. Ale także to, że po spotkaniu w Toruniu gdzie widzieliśmy
się z szefem SKW Bączkiem, powiedział mi, że Bączek się na mnie
ślini. Zabrzmiało to obrzydliwie. Zrobił się inny od tego
spotkania. To było na inauguracji roku akademickiego w Toruniu
2016/2017. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, które
mieliśmy spędzić razem. Dzień przez Wigilią powiedział, że
spędza je z żoną, bo nie może jej zostawić samej w święta.
Przyjechał do mnie, żeby pójść razem na pasterkę. To samo
powtórzyło się z Sylwestrem. Postawiłam ultimatum – wyznaczyłam
datę. Mówił, że się stara. Pojechaliśmy na wieczorne spotkanie
do księdza z mojej rodziny. Ksiądz podał alkohol. Spyrka nie miał
umiaru. Mówił księdzu, że chce wziąć ze mną ślub. Później
ksiądz powiedział, że mu nie wierzy. Po tym spotkaniu Spyrka
został u mnie. Zobaczyłam, że dzwoni jego żona nr 2. Zrozumiałam,
że jak na prawie rozwodzące się małżeństwo bez uczuć, to
trochę dziwne i on mnie chyba okłamuje. Zapewniał, że to nie
prawda.
–
Przyszedł dzień, który wyznaczyłam jako ultimatum. Nic nie zrobił
do tego czasu. Powiedziałam, że mnie taka relacja nie interesuje i
mnie oszukał. Wysłałam maile do znajomych. Odpisał na nie, że ja
nie chcę czekać tyle ile on potrzebuje. Tu też kłamał. Płakał,
zapewniał, ja przestałam się z nim spotykać. Ale odbierałam
jeszcze jego telefony aż do Wielkanocy w 2017 roku. Wówczas
Kazimierz Kujda chciał go już wyrzucić z NFOŚ. Poprosił mnie bym
wstawiła się za nim u Ojca Klafki – rektora WSKSiM, żeby poparł
go u ministra Szyszko. Zaproponował by pojechać do Torunia w tej
sprawie w moje urodziny. Zdenerwował mnie. Przestałam odbierać
jego telefony. Po Wielkanocy zakończyłam z nim znajomość bo nie
wywiązał się z tego co obiecał. Powiedziałam mu, że jest
oszustem i zniszczył mi kilka lat życia. Zadzwoniłam do kilku
ministrów i duchownych, poinformowałam jego dwie żony. Aktualna
żona zapytała czy chce go sobie wziąć. Powiedziałam jej, że
zostawię jej go bo jest oszustem i go nie chcę. A żona nr 1
powiedziała, że powinnam odpalić szampana z uwagi na to, że
mądrze zrobiłam, że się z nim rozstałam. Nie znałam wtedy
jeszcze całej prawdy.
–
Wszystkie informacje zbierałam ponad rok. Od ministrów,
prokuratorów, funkcjonariuszy, dyplomatów. Chciałam być pewna, że
są prawdziwe. Dowiedziałam się, że celem było – według
informacji od ministrów – sprawdzenie mnie. Brzmi to absurdalnie.
Uznali, że jestem międzynarodowym szpiegiem na podstawie fałszywego
zawiadomienia. Wszczęto procedurę. Celem było „zneutralizowanie”
mnie poprzez przygotowanie materiałów do ośmieszenia,
skompromitowania i szantażu. Dowiedziałam się, że z każdego
spotkania ze mną tworzona była przez Spyrkę notatka. A z
romantycznych spotkań – notatki z czynności intymnych z podaniem
detali. Poraziło mnie to gdy się tego dowiedziałam. Nie rozumiem
po co te wszystkie akcje, kłamstwa, oszustwa, udawanie. Ile
pieniędzy musiało to kosztować? A wystarczyło wezwać mnie na
przesłuchanie. Odpowiedziałabym na każde pytanie. Ale nie byłoby
materiału kompromitującego mnie. Nie można byłoby mówić, że
spotykałam się z żonatym, etc. A teraz można. No i wg.
przekazanych mi informacji Spyrka wziął za to pieniądze. W czasie
rządów PiS.
–
To straszne uczucie. To zdeptanie godności, wrażliwości,
prywatności, intymności, zaufania. Zrozumiałam co czują
samobójcy. Choć zaznaczam, że nigdy nie miałam i nie mam zamiaru
targnąć się na swoje życie. Ale zrozumiałam czym jest pragnienie
śmierci. Zawiedli wszyscy. To niewyobrażalnie boli. Pragnęłam
swojej śmierci. Prosiłam Boga by mnie zabrał. Podobno był
wariant, że mam „ze sobą skończyć” z powodu zawiedzionej
miłości. W aktach Spyrka wpisał – tak mi powiedziano – że
jestem tak słaba psychicznie, że już nic nie trzeba robić, bo
sama ze sobą skończę. Świadomość, że pokochało się służbową
prostytutkę jest porażająca. Równolegle byłam zastraszana i
szykanowana. Moi znajomi i bliscy otrzymywali anonimy na mój temat.
Wiele bardzo wulgarnych. Spyrka szantażował mnie nagraniami. To są
realia, o których inni nie mówią. A jedyna nie jestem – tak mi
powiedziano, że osób, którym to zrobiono jest więcej.
Funkcjonariusze, którzy niszczą innym życie – BEZ PODSTAW – są
bezkarni. Kazimierz Kujda mówił o Spyrce – jego nie ma. Minister
spraw wewnętrznych i administracji Renata Szczęch mówiła – on
nie istnieje, zapomnij, że to się w ogóle wydarzyło.
Co
się działo potem?
Co
w tym wszystkim najbardziej Panią zabolało? Pomówienia? Zawód
miłosny? Ostracyzm towarzyski? Dwuznaczna postawa niektórych
duchownych? Perfidia służb? Cyniczni politycy? Farbowani
„patrioci”? Niszczenie polskiego przewoźnika? Poczucie
niesprawiedliwości? A może nie da się (nie powinno?) tego
wartościować?
Czy
załamała się Pani kiedy odkryła prawdę?
Co
by musiało się wydarzyć, żeby sprawiedliwości stało się
zadość?
Pani historia jest zdecydowanie
poważniejsza niż rozdmuchiwana przez media sprawa „Agenta Tomka”
(funkcjonariusza CBA Tomasza Kaczmarka, późniejszego posła i
celebryty), który na polecenie przełożonych uwodził i okłamywał
kobiety. Tak się zastanawiam, skoro wtedy opozycja grzmiała i
podnosiła alarm – bo była okazja by dowalić partii rządzącej?
– to dlatego teraz przeciwne władzy media i politycy siedzą
cicho?
Rozmawiała
Agnieszka Piwar
za: wrealu24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz