środa, 20 lutego 2019

Grzegorz Braun: Trzeba się upomnieć o suwerenność

„Polska bynajmniej nie wstała z kolan – tylko zmieniła klęcznik. Dopóki JE ambasador Mosbacher i JE ambasador Azari urzędują w Warszawie, miast już dawno opuścić ją w charakterze „persona non grata” – nie ma o czym mówić” – powiedział w wywiadzie dla „Myśli Polskiej” Grzegorz Braun, reżyser i publicysta.
 
W nowym roku dołączył Pan do koalicji Ruchu Narodowego i partii Wolność. Jak do tego doszło?
 
- Z wszystkich okoliczności wymienię jedną, która dla mnie osobiście pozostaje najważniejsza: podpisany pół roku wcześniej akt konfederacji gietrzwałdzkiej (patrz: www.konfeederacjagietrzwaldzka.pl). Wśród pierwszych sygnatariuszy znajdziecie Państwo kilku spośród moich dzisiejszych koalicjantów.


Czego możemy się spodziewać po tym aliansie?

- Determinacji w obronie wolności, życia, tradycji i własności Polaków.

Czy jeśli zostanie Pan europosłem, będzie się Pan ubiegał o mandat w polskim parlamencie w tegorocznych wyborach?
 
- Nie ma powodu, by cokolwiek z góry wykluczać.


W imieniu Czytelników „Myśli Polskiej” – tygodnika odwołującego się do tradycji narodowej – chciałam zapytać jaki jest Pana stosunek do postaci Romana Dmowskiego?
 
- Pozytywny i niebezkrytyczny zarazem. Pan Roman imponuje mi niezmiernie jako niespożyty wyraziciel polskiej racji stanu, jako pasjonujący pisarz polityczny, jako przenikliwy, nierzadko profetyczny analityk. Ale przecież pozostaje on dzieckiem epoki kolektywizmu – i jako taki stanowić powinien dla nas, owszem, znakomity punkt odniesienia, ale wcale nie zawsze wzorzec do naśladowania. Jako niepoprawny demokrata przejawiał wszak, zwłaszcza w pierwszej części swego politycznego żywota, skłonność do utylitarnego traktowania Wiary i majętności Polaków. Jako niepoprawny anglofil przejawiał typową dla ogółu Polaków naiwność, niezrozumienie złowrogiej roli Anglosasów w inicjowaniu wojen i rewolucji w naszej części świata. 


A jak Pan ocenia Józefa Piłsudskiego i prowadzoną przez niego politykę?
 
- Jak Dmowskiego szanuję za szczerość i komunikatywność – tak Piłsudskiego odrzucam ze względu na jego krętactwa i autentyczny kabotynizm. Nic mi nie wiadomo, by Dmowski miał na sumieniu ludzkie życie – tymczasem Piłsudski jest odpowiedzialny za ofiary wojny domowej, skrytobójstwa, prześladowania, cenzurę i kult jednostki. Gorszych od zbrodni błędów politycznych nawet nie spróbuję tu wyliczać. Generalnie ponosi on dziejową odpowiedzialność za wykolejenie Polski – przez nałożenie na nią gorsetu demokratycznej republiki etatystycznej, coraz głębiej staczającej się w totalniacki socjalizm.


Obecny obóz rządzący często bywa porównywalny do rządów sanacji. Czy Pan również dostrzega tutaj analogię?
 
- Nawet ukułem na to stosowne określenie aktualnego układu władzy: „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej Sanacji”.


Politycy PiS oraz dziennikarze, publicyści i komentatorzy związani z obozem władzy, uparcie twierdzą, że za obecnych rządów Polska „wstała z kolan”. Czy podziela Pan ten pogląd?
 
- Polska bynajmniej nie wstała z kolan – tylko zmieniła klęcznik. Dopóki JE ambasador Mosbacher i JE ambasador Azari urzędują w Warszawie, miast już dawno opuścić ją w charakterze „persona non grata” – nie ma o czym mówić.


11 stycznia br. sekretarz stanu USA Mike Pompeo, w wywiadzie udzielonym telewizji Fox News zapowiedział, że Stany Zjednoczone zorganizują w Polsce (13-14 lutego) międzynarodowy szczyt poświęcony sytuacji na Bliskim Wschodzie, w tym – w szczególności – roli, jaką pełni w regionie Iran. Chwilę później, media obiegły informacja, że Biały Dom poprosił Pentagon o przygotowanie planów ataku na Iran. Jak Pan to skomentuje?
 
- Rządzącym politykom i publicystom z ich otuliny propagandowej warto przypominać, że nie tylko bezpośredni udział w wojnie napastniczej, ale nawet samo pochwalanie takiej wojny, lub tolerowanie przygotowań do niej – to są u nas przestępstwem kodeksowym (z artykułów 117 i 126 kk). Opinii publicznej zaś warto przypominać, że artykuł 6 traktatu waszyngtońskiego z roku 1949, do którego Polska przystąpiła w roku 1999 precyzyjnie określa terytorialny zakres naszych zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO: Północny Atlantyk i Morze Śródziemne. Iran nie jest położony nad żadnym z tych dwóch akwenów. Poza tym NATO jest paktem obronnym – nie zaczepnym. Tymczasem Iran jeszcze żadnego z krajów NATO na jego terytorium nie zaatakował. A zatem stwierdzić wypada, że polityka Warszawy wobec Waszyngtonu to dziś już nie poziom lokajski – to poziom froterki podłogowej. 


Zadaje się, że obecny obóz rządzący wmanewrował Polskę w konflikt z jeszcze jednym poważnym mocarstwem azjatyckim. Na początku stycznia ABW zatrzymała obywatela Chin pod zarzutem szpiegostwa. Na łamach chińskiego dziennika „Global Times” postawiono tezę, że Polska staje się wspólnikiem Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście dziennik zwrócił uwagę na fakt, że kiedy Stanisław Żaryn – rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych – poinformował o zatrzymaniu podejrzanych za pośrednictwem mediów społecznościowych, oznaczył swój post m.in. FBI i amerykański departament stanu. Czy w całym zamieszaniu może chodzić o próbę zablokowania Nowego Jedwabnego Szlaku, w którym Polska – na zaproszenie Chin – miała mieć swój udział?
 
- Trudno o zasadnicze wątpliwości w tej sprawie. Przypomnę o sprawie kanału śląskiego, na budowę którego trzy lata temu umówił się był już wstępnie wojewoda małopolski z Chińczykami, którzy chcieli w ten projekt wpompować grube miliardy. Zgodne ujadania podjęły wówczas czołowe media gadzinowe – Gazeta Wyborcza i Gazeta Polska – a podobno sam ambasador Jones interweniował w naszym MSZ. I oto projekt kanału śląskiego w ostatniej chwili wyjęto z pakietu tematów do rozmowy z prezydentem Xi. Jak widać polityka rzekomo „bezalternatywnych sojuszy strategicznych” kosztuje Polskę nie tylko ryzyko wojenne i koszt permanentnie przepłacanych zakupów zbrojeniowych, ale również zyski utracone – stracone okazje dobrych interesów, których nie zrobimy, bo mogłyby nie podobać się naszym imperialnym patronom.


A czy Pana zdaniem rządzący z PiS, ich poprzednicy z PO, czy jakikolwiek wcześniejszy rząd wywodzący się z układu okrągłostołowego, zrobili cokolwiek dobrego dla Polski? Bo wie Pan – i tutaj będę troszkę przekorna – kiedy wychodzę z domu to widzę piękny i czysty kraj, w którym czuję się całkiem bezpieczna.
 
- Komuniści, kiedy już im brakło innych argumentów, do ostatka powoływali się na to, że „władza ludowa zlikwidowała analfabetyzm” – tak, jakby bez garnizonów Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej i katowni UB ludzie nie cenili edukacji. Jeśli zapobiegliwi i ciężko pracujący Polacy potrafią się jakoś ogarnąć, to przecież nie dzięki „państwu teoretycznemu”, lecz pomimo.


Jeśli scenariusz tak się ułoży, że w przyszłości będzie miał Pan realny wpływ na politykę w Polsce, np. poprzez osiągnięcie dobrego wyniku w wyborach do parlamentu, to od czego Pan zacznie naprawę Rzeczypospolitej?

- Od jawnej i publicznej intronizacji Chrystusa Króla Polski – i jednocześnie tajnych zabiegów mających na celu wyposażenie Wojska Polskiego w broń niekonwencjonalną i środki rozpoznania strategicznego. Nota bene: od dwóch miesięcy takim środkami rozpoznania najprawdopodobniej dysponuje już nasz sąsiad, Białoruś – chińska rakieta wyniosła na orbitę pierwszego białoruskiego satelitę.


Na koniec chciałam zapytać o Pana najnowszy film dokumentalny „Gietrzwałd 1877. Nieznane konteksty geopolityczne”, który jest w fazie realizacji. W książkowej publikacji towarzyszącej produkcji stawia Pan – śmiałą jak na dzisiejsze czasy – tezę, że interwencja Najświętszej Marii Panny wywarła decydujący wpływ na bieg spraw materialnych. To właśnie Matka Boża miała powstrzymać Polaków przed wywołaniem trzeciego powstania przeciwko Rosji. Dlaczego w swoim filmie wraca Pan do XIX wieku? Jak to się ma do dzisiejszych czasów?
 
- Analogie są silne – sytuacja międzynarodowa pod wieloma względami przypomina tę z roku 1877. Realna jest groźba wielkiej wojny, z czego Polacy w większości w ogóle nie zdają sobie sprawy. Jak wówczas zmienić się może wszystko – i w świecie, i w naszej ojczyźnie – pod warunkiem podjęcia pracy nad sobą. Droga do pełnej niepodległości politycznej, zewnętrznej, prowadzi przez walkę o nieodległość wewnętrzną, duchową. Zanim gotowy będzie film – polecam książeczkę, w której przedstawiam wyniki wstępnej kwerendy i analizy historycznej: „Gietrzwałd 1877 – nieznane konteksty geopolityczne”. 


Czy zdoła Pan pogodzić pracę nad filmem z zaangażowaniem w kampanie wyborcze – nie tylko do europarlamentu, ale i w wyborach uzupełniających w Gdańsku?
 
- Ta ostatnia, jak wiadomo, nie mogła być wcześniej planowana – ale skoro przeciwnik sam ustępuje pola, trzeba na nie energicznie wkroczyć. Nie można oddawać walkowerem ani Gdańska, ani Polski. Trzeba upomnieć się o suwerenność – państwa polskiego i polskiej rodziny. Przeciwko projektom dezintegracji i demoralizacji – urzędowej seksualizacji nieletnich i sodomizacji życia publicznego. Należy zdecydowanie odrzucić zarówno projekty w rodzaju „Freie Stadt Danzig”, jak i „tęczowy Gdańsk”. Tu jest Polska – a nie urojona przez prezydenta belwederskiego Dudę „Rzeczpospolita przyjaciół” Polin. Żadnych uchodźców-nachodźcców na koszt podatnika. Żadnego palenia chanukowych świec – w każdym razie nie za mojej kadencji. Bitwę o Gdańsk trzeba stoczyć – jako poligon przyszłych kampanii. Zapraszam na stronę: www.kwwgrzegorzabrauna.pl


Rozmawiała: Agnieszka Piwar
Myśl Polska, nr 7-8 (10-17.02.2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz