Pamięcią sięgam do zajęć z podyplomowych studiów dziennikarstwa. Jako
młoda i nieobyta w mediach słuchaczka poznawałam tajniki relacji
nadawca-odbiorca. Dowiedziałam się, że jedynie niewielki procent
odbiorców zwraca uwagę na sens wypowiedzi prezentowanych na wizji.
Pozostała większość skupia się na wyglądzie nadawcy (telewizja) i/lub
barwie jego głosu (radio i telewizja).
Obserwując poczynania polityków wybieranych przy urnach wyborczych,
dochodzę do wniosku, że z demokracją jest podobnie. Z tą różnicą, że
czynnikiem decydującym niekoniecznie jest tutaj uroda czy terb głosu,
ale… chwytliwe banialuki. Czy demokracja jest aż tak fatalnym systemem,
skoro o wyborze kandydata zbyt często decyduje tani bajer, a nie
merytoryczne przygotowanie kandydata? Dlaczego obywatele nie są w stanie
w większości (bo przecież o większość w demokracji chodzi) wybrać dla
siebie godnych reprezentantów i najlepszych rozwiązań?
Główna przyczyna wydaje się tkwić w systemie edukacji, który spadł
(celowo?) do skandalicznie niskiego poziomu. Katastrofa zaczęła się wraz
z wyeliminowaniem z powszechnego nauczania filozofii, w tym logiki.
Kolejne reformy zaniżały liczbę godzin i poziom zajęć z matematyki.
Nieciekawie wygląda też w przypadku lekcji ekonomii. A skoro przeciętny
absolwent nie potrafi logicznie myśleć i dokonać najprostszych obliczeń,
to nie powinno nikogo dziwić, że ludzie masowo głosują na socjalistów.
Socjaliści bowiem żerują na emocjach i podstawowych potrzebach.
Cybernetyka – dyscyplina naukowa badająca procesy sterowania – wyróżnia
następujące ludzkie motywacje: poznawcze, ideologiczne, etyczne, prawne,
ekonomiczne i witalne. Socjaliści – podpierając się ideologią stworzoną
na własne potrzeby – celują w tę ostatnią.
Ludzie kierowani motywacjami witalnymi skupiają się na podstawowych
potrzebach. Głównym, a właściwie jedynym celem ich życia jest
zapewnienie sobie – i/lub najbliższym – środków utrzymania (pełnego
żołądka), ochrony zdrowia i życia oraz bezpieczeństwa. Innymi sprawami
raczej się nie interesują, dlatego tak łatwo ich oszukać.
Po kilkudziesięciu latach indoktrynacji (PRL, III RP) i wcześniejszej
wojennej zawierusze, polskie społeczeństwo w dużym stopniu było
zmuszone zaniechać wyższych celów. W efekcie świadomość narodu (czyżby
naprawdę niezdolnego do przejścia na wyższy poziom?) pozostawia wiele do
życzenia. Taki stan rzeczy nie wróży nic dobrego obywatelom, ale
rządzący wydają się być w pełni zadowoleni. W końcu naród ich wybiera i
łoży na ich utrzymanie.
Z rzadka zdarza się jednak, że wśród reprezentantów głosującego ludu
znajdzie się ktoś rozsądny. Przykładem jest Andrzej Szlęzak, były
prezydent Stalowej Woli, który poparciem wyborców cieszył się przez aż
trzy kadencje. Polski samorządowiec, mający za sobą wieloletnią praktykę
rządzenia miastem, chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami i
spostrzeżeniami na portalu społecznościowym. Niedawno opublikował
ciekawe przemyślenia na temat otaczającej nas socjalistycznej
rzeczywistości.
Pretekstem do gorzkiej refleksji była rozmowa z jego mamą, która po
powrocie ze spaceru „nieco wzburzona” zrelacjonowała wymianę zdań z
sąsiadkami, matkami dorosłych i dorastających dzieci. Okazuje się, że
postrzegają one Polskę niczym cudowne eldorado. Wszystko rzekomo dzięki
rządom PiS z programem 500 plus na czele.
A jak wygląda ten socjalistyczny raj w praktyce? Szlęzak wyjaśnia bez
ogródek. Przyznaje, że jego mama ma wiele dolegliwości, przez co musi
garściami zażywać leki. Jest wściekła na rząd, a szczególnie na byłą
panią premier, która obiecała darmowe leki dla seniorów, a skończyło się
na rosnącej liczbie leków z odpłatnością sto procent. „Mama próbowała
tłumaczyć sąsiadkom, że 500+ to jednak nie takie dobrodziejstwo,
ponieważ dzieci trzeba jeszcze wykształcić chociaż do poziomu matury, a
przecież wszystko drożeje. Spotkała się z kompletnym niezrozumieniem”.
Zdaniem sąsiadek matura jest dzisiaj niepotrzebna, a dzieci mają zdobyć
jedynie jakiś zawód i wyjechać za granicę. „Biedna mama przez większość
życia myślała, że wykształcenie mnie i brata, to sprawa fundamentalna
dla naszej przyszłości” – podsumował stalowowolanin.
Szlęzak uważa, że „marzenie sąsiadek o jak najszybszym wyjeździe
dzieci za granicę, to smutna pointa do programów socjalnych”.
Samorządowiec podkreślił, że jego mamę – zważywszy na jej przykre
doświadczenia – szczególnie zirytowały kolejne obietnice liderów PiS,
złożone podczas niedawnej konwencji poświęconej wyborom samorządowym.
Obiecano trzysta złotych wyprawki dla pierwszoklasistów i darmowe leki
dla matek w ciąży. Co znamienne, podczas konwencji nawet nie wspomniano o
największych wyzwaniach dla samorządów w nadchodzących latach; podobnie
było na konwencji PO i Nowoczesnej.
Tymczasem, jak twierdzi były prezydent Stalowej Woli, w nadchodzących
latach samorządy staną przed ogromnymi problemami. „Polska prowincja
starzeje się i wyludnia i już za kilka lat będzie to ogromny problem od
spadających wpływów do kas gminnych do rosnących wydatków na utrzymanie
komunalnej infrastruktury. Kończą się pieniądze z kasy Unii
Europejskiej, a na nich ogromna część gmin oparła swoje plany
rozwojowe.” Szlęzak zauważył, że mało gdzie samorządy wypracowały
strukturę gospodarczą pozwalającą rozwijać się bez dopływu pieniędzy z
zewnątrz. Są za to ogromne długi.
Autor wpisu spostrzegł, że przez blisko dwie dekady nie udało się
nawet zmniejszyć różnic rozwojowych pomiędzy poszczególnymi regionami
Polski, a „Program Rozwoju Polski Wschodniej” okazał się porażką. Co
ciekawe, „paradoksalnie na północy kraju pojawiły się regiony zbliżone
poziomem rozwoju do Polski wschodniej, ponieważ w tym rozwoju się
cofnęły” – skwitował.
Zdaniem Andrzeja Szlęzaka, dotychczasowe podejście do wyborców i
sposobu zarządzania wyraźnie wskazują na to, że zarówno dla PiS-u, jak i
dla PO wybory samorządowe stanowią jedynie okazję do obsadzenia swoimi
ludźmi stanowisk wójtów, burmistrzów, prezydentów i marszałków
województw. „Ciekawe czym będą zajmować się ci marszałkowie jak skończą
się pieniądze z UE?” – pyta retorycznie Szlęzak, sugerując, że „bez tych
pieniędzy samorząd na szczeblu województwa w obecnej postaci traci
sens”.
Były prezydent przestrzega, że taka postawa polityków w połączeniu z
powszechną postawą sąsiadek jego mamy, oznacza dla prowincji – a więc
dla większości Polski – gigantyczne problemy. „I nie zaradzą temu ani
samorządy w obecnej postaci, ani sprowadzenie do Polski milionów
Ukraińców” – podsumowuje.
Tymczasem przed Polakami kolejny egzamin z demokratycznej
dojrzałości. Już za kilka miesięcy wybory samorządowe. Oczami wyobraźni
czarno to widzę. Nie pomaga też w tej sprawie Kościół katolicki, w
którego szeregach dominuje przekonanie o słuszności pojęcia tzw.
sprawiedliwości społecznej. Wyjątkiem zdaje się być tutaj ks. Jacek
Gniadek SVD. Werbista przypomina, że takie podejście Kościoła zrodziło
się z chęci wyeliminowania nierówności, które są w świecie. Tymczasem
zdaniem ks. Gniadka jest to praca utopijna, która prowadzi ludzi na
manowce. Kapłan przypomina, że same nierówności nie są przecież niczym
złym, natomiast dzielenie wszystkim po równo już tak – bo wówczas okrada
się tych, którzy ciężko pracują; rozleniwia zaś tych, którzy dostają
coś za nic.
Nawiązując do programów typu 500 plus, wyprawka plus – ksiądz Gniadek
nie szczędzi gorzkich słów. „Kiedy słyszę, że ludzie Kościoła mówią, że
program plus może poprawić sytuację demograficzną Polski, to naprawdę
jestem przerażony” – podkreśla kapłan. Jego zdaniem takie podejście –
tj. próba poprawienia kryzysu demograficznego poprzez tego typu daninę –
świadczy o instrumentalnym traktowaniu ludzi. „Nie oddajemy ludziom
słusznie tego, co im się należy – że każdy jest bytem rozumnym i wolnym.
Wszytko bierze się z tego, że odwołujemy się do sprawiedliwości
społecznej, która nie odwołuje się do sprawiedliwości klasycznej” –
zauważył werbista.
Jakie rozwiązanie ks. Gniadek proponuje w zamian? Na przykład
lemoniada plus zamiast programu wyprawka plus. Chodzi o to, aby na okres
wakacji zwolnić młodych ludzi (do osiemnastego roku życia) z podatków,
wszelkich innych opłat i zezwoleń na produkcję i sprzedaż lemoniady na
plażach. W ten sposób młodzi będą mogli zarobić nie trzysta, ale tysiące
złotych, które będą mogli przeznaczyć na własną edukację.
Czy to w ogóle możliwe? Decyzja należy do wyborców.
Agnieszka Piwar
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Polsko Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego: https://www.pafere.org/2018/07/18/artykuly/w-demokracji-made-in-poland-najmocniej-uwodzi-socjalizm/
Niestety, na razie marksizm górą.
OdpowiedzUsuń