„Mnie bliżej jest do Wschodu. Chodząc ulicami Grodna,
Nowogródka a nawet Mińska, Moskwy i Tobolska – czuję się swojsko – jak w
domu. W Berlinie, Paryżu jestem obcym” – mówi Wiktor Węgrzyn, Komandor
Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego w rozmowie z Agnieszką Piwar.
Od piętnastu lat przewodzisz Rajdowi Katyńskiemu, który
dociera do państw za naszą wschodnią granicą. Wcześniej, kilkadziesiąt
lat mieszkałeś w Stanach Zjednoczonych. Jak mało kto masz świetne
rozeznanie między Wschodem a Zachodem. Jak bardzo różnią się te dwa
światy?
- Moja znajomość Wschodu jest powierzchowna, widziana z siodła
motocykla, z licznych, co prawda rozmów z mieszkańcami, ale zawsze w
pośpiechu i bez alkoholu, a więc niepełna. Nigdy tam nie mieszkałem.
Według mojego rozeznania, najlepiej tę różnicę oddaje rozmowa, której
byłem świadkiem podczas XV Rajdu Katyńskiego. Jeden z kolegów opowiada
jak Rosjanie naprawiali jego motocykl uszkodzony w wypadku. „Trzech
ludzi pracowało kilka godzin. Rozebrali, prostowali ramę, posklejali
owiewki. Kiedy motocykl był gotowy i chciałem zapłacić – odmówili
przyjęcia pieniędzy. 'My eto sdiełali po drużbu'.
Dałem im znaczek Rajdu Katyńskiego, zrobiliśmy wspólną fotografię i
jeszcze dostałem od nich podarki: kosmetyki motocyklowe, olej do
smarowania łańcucha”. Stojący obok ksiądz, przysłuchujący się rozmowie,
wtrącił: „A ty teraz idź na targ i to sprzedaj – zarobisz – będziesz
Europejczykiem”.
I to jest, moim zdaniem, istotą różnicy tych dwóch światów. Taka
sytuacja nie mogłaby się zdarzyć na Zachodzie, na Wschodzie jest częsta.
Gość w dom – Bóg w dom. Przez 15 Rajdów Katyńskich nie słyszałem, aby
któryś z motocyklistów płacił za pomoc w Rosji, na Ukrainie czy
Białorusi. I nie jest to wyłącznie solidarność motocyklistów. Oto panie,
z herbatą i kawą na tacach, wychodzą z kawiarni i częstują
motocyklistów – bo jest zimno. Patriarcha Jekaterynburga zaprasza
motocyklistów do domu pielgrzyma, jest kolacja, śniadanie, nie chcą
zapłaty. Oczywiście, zawsze za spotykające nas dobro staramy się
zrewanżować naszymi podarkami, równowartość dajemy na tacę, ale
życzliwość i dobro ludzi Wschodu jest uderzająca.
Współczesny, skomercjalizowany Zachód, pędzący za pieniądzem, gdzie
dla wielu, jedyną rozrywką jest „shopping”. Jeżeli masz chwilę czasu –
idziesz do „shopping mall”. Tam jest i kino i przechowalnia dla dzieci,
czasem lodowisko i inne atrakcje, wszystko aby ułatwić ci zakupy. Masz
karty kredytowe – kupuj. Na Wschodzie jest biedniej, ale więcej tu
człowieka, a słowo drużba, dobrota ma sens.
Polska zdaje się być na rozdrożu tych dwóch światów. Do którego z nich jest nam bliżej?
- Bliżej jest mi do Wschodu. Chodząc ulicami Grodna, Nowogródka a nawet
Mińska, Moskwy i Tobolska – czuję się swojsko – jak w domu. W Berlinie,
Paryżu jestem obcym. Nie uda się jednak zatrzymać pogoni Polaków za
świecidełkami Zachodu, jak długo media mamy obce, a Polską rządzą obcy
agenci, których celem jest likwidacja Polski.
Co nam przyszło z tego podążania za skomercjalizowanym Zachodem?
- Likwidacja całych gałęzi przemysłu, dwucyfrowe bezrobocie, dwa miliony
młodych Polaków szuka dla siebie miejsca na Zachodzie (niemieckie
gazety mówią nawet o ośmiu milionach). Polacy dobrze wykształceni – za
pieniądze polskiego podatnika, pracują na zmywaku na Zachodzie. Po
ulicach Warszawy paradują zboczeńcy, a w szkole małych chłopców
przebierają w sukienki. Matki wygonili do pracy, wmówili im, że to
kariera a wychowaniem naszych dzieci zajęła się „władza”. W Polsce już
nie ma nic polskiego, a o próbie sprzedaży polskich lasów dowiadujemy
się z WikiLeaks. Czy to wystarczy? Bo to jeszcze nie koniec.
A jakimi wartościami kierują się ludzie w krajach byłego
Związku Radzieckiego? Jeździsz z Rajdem Katyńskim do miejsc, które przez
dziesiątki lat wyniszczał komunizm – ideologia mająca za nic życie
ludzkie i człowieka. Czy ta zadra jest jakoś szczególnie wyczuwalna? I
wreszcie, jak się ma wspomniana przez Ciebie gościnność i życzliwość
tamtych ludzi, do tego, że sami byli tak bardzo poniewierani?
- Nie wiem. Za mało znam Rosję. Jak już mówiłem, moje opinie na pewno są
powierzchowne, tyle co można zobaczyć z motocyklowego siodła. Daje się
jednak zaobserwować posłuszeństwo dla władzy, strach mają w genach.
Trudno się dziwić. Pierwszą ofiarą zbrodniarzy komunistycznych byli
właśnie Rosjanie. Według Sołżenicyna w latach 1918-1956 wymordowano w
łagrach 60 milionów ludzi. Całą inteligencję rosyjską. Trudno, aby te
zbrodnie nie pozostawiły śladu w psychice Rosjan. Pomniki Lenina stoją
nadal, ale odbudowano cerkwie, a od czasu kanonizowania rodziny carskiej
szerzy się ich kult. Zbrodniarze i ofiary obok siebie. W którą stronę
przesunie się wahadło?
XV Rajd Katyński dotarł aż na Syberię, do Tobolska. Znaczna
część tegorocznej trasy przebiegała zatem przez Rosję. Czy rzeczywisty
obraz Rosji i samych Rosjan pokrywa się z tym, co przekazują
polskojęzyczne media?
- Drogi do Moskwy to znam nieźle, wielokrotnie nimi jechałem, natomiast
dalej na wschód byłem pierwszy raz i byłem zaskoczony. Syberia kojarzyła
mi się z surową ziemią, z prymitywnymi ludźmi. Zobaczyłem piękne
miasta, dobre drogi, niezwykle sympatycznych ludzi. Syberia to Zesłańcy.
Do kościoła w Tobolsku przyszła parafianka, śliczna dziewczyna, nazywa
się Aleksandra Witkowska. Takie spotkania zapadają w serce, na zawsze.
Nie mogę nie zapytać o sprawę, która wzbudziła najwięcej
kontrowersji. Chodzi o nadmuchaną przez media i polityków aferę z
przejazdem przez Polskę członków rosyjskiego klubu motocyklowego Nocne
Wilki. Kiedy polskojęzyczna opinia publiczna wytoczyła ciężkie działa
przeciwko miłośnikom jednośladów z Rosji, Ty stanowczo stanąłeś w ich
obronie. Czy rzuciło się to cieniem na sam Rajd Katyński?
- Nie, wprost przeciwnie. Nasz wyjazd do granicy w Terespolu, wywiady ze
mną, z ks. Dariuszem Stańczykiem [kapelanem Rajdu Katyńskiego, przyp.
AP] były pokazywane w telewizji rosyjskiej. Byliśmy rozpoznawani i w
Moskwie i na Syberii, spotykaliśmy się z dużą życzliwością.
Tutaj winien jestem wyjaśnienie. Do Berlina przez Polskę jechali
motocykliści rosyjscy. W tej grupie, której nie wpuszczono do Polski,
był tylko jeden motocyklista z klubu Nocne Wilki. Nocne Wilki są jednym z
wielu klubów motocyklowych w Rosji. Okrzyknięto ich gangiem Putina, bo
były fotografie prezesa klubu Załdostanowa z prezydentem Rosji, i to
było wygodne prowokatorom poprzebieranym za dziennikarzy.
Paradoksalnie, z tej całej sytuacji wyszło coś pozytywnego – o
Rajdzie Katyńskim zrobiło się bardzo głośno. Ja sama, kiedy
towarzyszyłam tegorocznej motocyklowej wyprawie, na własne oczy
przekonałam się jak wiele dobrego robicie, nie tylko dla podtrzymywania
więzi z Polakami ze Wschodu, ale także dla relacji międzynarodowych. Po
prostu naprawiacie to, co psują politycy i tzw. „dziennikarze”. Czy na
fali rosnącej popularności oraz pozytywnego odbioru za wschodnią granicą
planujecie rozwinąć Wasze działania?
- Za naszą wschodnią granicą żyją setki tysięcy, a może miliony Polaków.
Są na Kresach Rzeczypospolitej, są w Tobolsku, w Kazachstanie, na
Kołymie. Pozostawieni sami sobie. Pieniądze, którymi dysponowała
Wspólnota Polska, przejęło Ministerstwo Spraw Zagranicznych i używa ich
do korumpowania polskich organizacji na zachodzie. Widziałem listę
beneficjentów ministerstwa sprzed kilku lat. Jest tam Związek Narodowy
Polski – najbogatsza polska organizacja na świecie z Chicago, klub
myśliwski z Chicago. Odebrano dotacje Polskiemu Radiu we Lwowie.
Chcemy założyć Fundację Rajdu Katyńskiego, która gromadziłaby
fundusze dla Polaków na Wschodzie. Chcemy wesprzeć Harcerstwo Polskie na
Kresach, może choć kilka stypendiów.
Dziękuję za rozmowę
Wywiad ukazał się w tygodniku Myśl Polska, nr 45-46 (8-15.11.2015)
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń