Mamy potencjał i zasoby, ale nie znajdujemy odpowiedzi na politykę
Unii Europejskiej. To co było dla nas tym dobrodziejstwem geologicznym,
energetycznym – teraz przekształca się w przekleństwo. Z Andrzejem Szczęśniakiem, ekspertem rynku energetycznego rozmawia Agnieszka Piwar.
Skąd czerpie się energię?
Energię czerpiemy przede wszystkim z tego, co Pan Bóg pod ziemią
schował, to znaczy, z tak zwanych paliw kopalnych. Stanowią one około 90
procent tego, z czego ludzkość dzisiaj czerpie. Najważniejszymi
surowcami są węgiel, ropa naftowa i gaz ziemny.
Te trzy podstawowe nośniki, które są efektem cyklu biologicznego i
geologicznego, na przykład w deltach wielkich rzek ciągle powstają nowe
osady – czy to ropy, czy węgla, czy gazu. Są to paliwa odnawialne nie w
dzisiejszym znaczeniu, tylko w cyklu wielu milionów lat – to jest taka
„Boża ekonomia”. Człowiek natomiast radzi sobie w ten sposób, że
stworzył technologiczne procesy przetwarzania tych surowców, a następnie
bardzo je udoskonalił. Po pierwsze, wydobywanie; po drugie, obróbka –
czyli sprawność przerobu surowca w ostateczną energię, po trzecie
oszczędność w użyciu. Dziś człowiek dzięki swojej innowacyjności potrafi
te źródła coraz lepiej i skuteczniej przerobić na to, co jest mu
potrzebne.
Zdarzają się oczywiście takie kraje jak Norwegia, który praktycznie
całą energię elektryczną czerpie z zasobów wodnych, ale w ich przypadku
składa się na to korzystne ukształtowanie terenu i ogromne zasoby wody.
Dlaczego podłożem największych konfliktów na tym świecie, jest właśnie dostęp do energii?
Energia jest nam bardzo potrzebna do cywilizowanego życia. Prosta
zależność – im lepiej ludzie żyją, im więcej konsumują, tym więcej
potrzebują energii.
Aby to dobrze zobrazować, podam przykład pewnych przeliczeń, które były
robione na podstawie porównania pracy ludzkiej i źródeł energii.
Badanie przeprowadzono na podstawie źródeł wojskowych – bo tam najlepiej
można człowieka sparametryzować energetycznie, do czego jest zdolny.
Przeliczenie to wykazało, że dzisiaj każdy człowiek – żyjący w
przeciętnym europejskim kraju – ma na swoich usługach, na cały etat
ponad czterystu niewolników. To pokazuje jak dużo zużywamy energii,
którą człowiek musiałby wytworzyć.
Przeliczając tę zużywaną energię na pracę człowieka, widzimy, że bez
niej nie ma ani cywilizacji, ani dostatniego życia, ani gospodarki. Nie
ma nic z tych osiągnięć rozwoju. Po prostu, żeby przetworzyć cokolwiek
co nazywamy surowcem w ten produkt ostateczny, jest potrzeba energia.
Własnymi siłami człowiek nie dałby rady. To jest dzisiaj warunek
konieczny takiego świata, jaki znamy. Dla niektórych krajów jest to
szczęście, dla niektórych nieszczęście.
Dla Polski jest to szczęście?
Polska jest bogatym krajem energetycznie, zwłaszcza w paliwa stałe,
czyli węgiel kamienny i węgiel brunatny. I można powiedzieć, że to, iż
jesteśmy tym obdarowani, jest dla Polski dużym szczęściem. Jeśli
popatrzymy na nasz kontynent, to my jesteśmy takim węglowym Kuwejtem
Europy, bo mamy aż 85 proc. węgla kamiennego całej Unii Europejskiej.
Niestety z drugiej strony, przy dzisiejszej polityce unijnej jest to
nieszczęście. Składają się na to dwa czynniki, które wpychają nas w
kłopoty i uniemożliwiają wydobycie: polityka europejska i nieudolność
zarządzania.
Efektem tej polityki jest to, że co jakiś czas oglądamy protesty
górników, bo nie ma popytu na węgiel, ludzie tracą pracę, pomimo że te
surowce są. A zatem, wygląda to tak: my mamy potencjał, który moglibyśmy
wykorzystywać, ale Unia ma politykę antysurowcową.
Dlaczego?
W wielu krajach to ma uzasadnienie tym, że oni nie mają surowców
energetycznych u siebie. Muszą je importować, kupować. Po pierwsze, są
to dla nich koszty; po drugie, wynikają z tego zagrożenia takie, jak
strategiczna zależność, a nawet szantaż, i inne nieprzyjemne rzeczy ze
strony dostawcy.
A jak to wygląda w przypadku Polski?
Polska ma ten zasób, potencjał energetyczny, tylko nie potrafimy go
wykorzystać. Po pierwsze, nie potrafimy znaleźć odpowiedzi na politykę
Unii Europejskiej, która wymusza na nas odejście od węgla. Są już
komisjach europejskich, wśród urzędników wprost pomysły, że węgiel ma
być całkowicie wyeliminowany, żeby wprost zakazać jego używania.
Uzasadniają to tym, że według nich węgiel dramatycznie szkodzi
globalnemu klimatowi. Niestety polscy politycy nie potrafili znaleźć na
to odpowiedzi.
A więc mamy potencjał, mamy zasoby, jesteśmy tym węglowym Kuwejtem
Europy, ale nie znajdujemy odpowiedzi na politykę Unii Europejskiej.
Jesteśmy członkiem Unii, powinniśmy więc się w niej odnaleźć. Nie
odnajdujemy. I to powoduje bardzo duże dla nas problemy, które rozlewają
się na ulice miast, jak wychodzą górnicy. Ich reakcja wynika z tego, że
mamy potencjał, mamy – a raczej mieliśmy – potężny przemysł górniczy,
który potrafił produkować 200 milionów ton węgla rocznie. Dzisiaj
natomiast wydobywa się tego węgla już mniej niż 70 milionów ton, a dla
unijnych polityków i tak ciągle jest to za dużo.
Tym podstawowym czynnikiem, który jest powodem kryzysu jaki u nas mamy,
jest po prostu dostosowanie się do unijnej polityki, czyli zmniejszenie
popytu na węgiel. W związku z tym węgiel leży na hałdach. To co było
dla nas tym dobrodziejstwem geologicznym, energetycznym – teraz
przekształca się w przekleństwo. Co gorsza, Polska dostosowując się do
Unii Europejskiej przechodzi na energię odnawialną, która jest droższa i
technicznie niestabilna.
Węgiel jest tylko surowcem. Pytanie, czy potrafi się go wykorzystać i
budować na nim dobrobyt i rozwój, czy nie. Jak widać, my będąc w Unii
nie potrafimy tego robić. Dlatego nasz potencjał i dobrodziejstwo
przerodziło się w nieszczęście.
Czy rzeczywiście jest tak jak mówi UE, że węgiel jest taki szkodliwy dla środowiska?
Teorie na temat globalnego ocieplenia, i w ogóle wpływu człowieka na
klimat, są naprawdę na wstępnym etapie rozwoju. Przecież jest to nauka,
która ma dopiero 40 lat. Jak na naukę to jest bardzo mało. Ta rodząca
się nauka opiera się głównie na modelach komputerowych. Nauka która daje
tak wcześnie, tak dalekosiężne i tak kategoryczne prognozy – nie jest
wiarygodna. Szczególnie wszystkie prognozy, które powstały – szczególnie
w latach 90. – całkowicie się zdyskredytowały. Przewidywano szybki
wzrost temperatur idący za wzrostem zawartości CO2 w atmosferze,
tymczasem dwutlenek węgla jest coraz więcej, a temperatura od 17 lat nie
rośnie.
A więc mamy młodą naukę, która przedstawia bardzo dalekosiężne
prognozy, oparte głównie na modelach komputerowych, które nie potrafią
ogarnąć wielu czynników działających w atmosferze naszej planety. I choć
praktycznie nie trafili oni ze wszystkimi prognozami, to polityka już
jest i działa. Wytworzyła swoje lobby, grupy interesów, które pchają ją
do przodu. Wiele krajów dostosowało się do tej polityki, przestawiając
na te tory swoje gospodarki. Naukowe podstawy nie są już potrzebne.
Machina polityczna działa już sama z siebie. Przemówienia polityków
amerykańskich i europejskich, rozpoczynają się od wyznania głębokiej
wiary w zjawisko globalnego ocieplenia i zagrożenia dla całej ludzkości z
powodu wzrostu temperatur. Rzecz przeszła w sferę politycznych
deklaracji wiary, racjonalność nie jest potrzebna. Nie ważne są w tej
chwili naukowe fundamenty – bo one trzeszczą w szwach, nie sprawdziły
się. Globalna polityka, grupy gospodarczych interesów są tak mocne, że w
zasadzie – jak się okazuje – nauka nie jest do tego potrzebna.
My jesteśmy ofiarą tej polityki i nie potrafimy się w niej odnaleźć.
Nie jesteśmy krajem, którzy narzuca reguły gry, raczej musimy się
dostosować.
A co z naszym interesem narodowym?
Niestety w Polsce pojęcie interesu narodowego, którego fundamentem jest
interes gospodarczy – a więc nasz codzienny chleb – praktycznie nie
istnieje, albo jest niewłaściwie rozumiany.
Jakiś przykład?
Prezydent Komorowski – mówi o interesie narodowym, a jednocześnie nie
zgadza się na budowanie rurociągów przez Polskę z Rosji, argumentując to
w ten sposób, że jeżeli mielibyśmy cokolwiek budować, to tylko za
pozwoleniem i z uzgodnieniem z Ukrainą. W takim razie rodzi się pytanie –
jak on rozumie nasz interes narodowy? Przecież w naszym interesie jest,
żeby jak najwięcej gazu przechodziło przez Polskę – to zwiększa
bezpieczeństwo, daje dochody, daje argumenty w grze politycznej.
Tymczasem prezydent mówi, że tylko wtedy, kiedy Ukraińcy się zgodzą. A
wiadomo, że się nie zgodzą. Więc poświęca nasze korzyści na rzecz
sąsiada.
Dlatego jestem tutaj całkowicie pesymistyczny, co do naszej
umiejętności znalezienia się zarówno w polityce europejskiej, ale też
polityce wschodniej. To wymaga - po pierwsze, rozumienia jakie są
istotne procesy, czy to europejskie czy globalne; a po drugie,
rozumienia i wprowadzania w życie interesów narodowych. Zwłaszcza że za
to nikt nie poklepie po ramieniu, nie będzie wychwalał i prawił
komplementów, że „Polska jest potęgą gospodarczą”. Nasze elity
polityczne bardziej związane są z Brukselą niż z Polską, z przysłowiowym
Pcimiem Dolnym i podobnymi polskimi okolicami. Politycy nie będą się
narażać osobiście gdzieś w Waszyngtonie czy Brukseli, po to, żeby bronić
ludzi z Pcimia czy Koziej Wólki.
Wychodzi na to, że wolą się narażać własnym Rodakom, niż panom z
Waszyngtonu i Brukseli... Czym może grozić ewentualne postawienie się
mocarstwom?
Jak takie reprezentowanie interesów narodowych jest niebezpieczne
pokazuje ostatnio przykład Wiktora Orbana, który jest bardzo ostro
naciskany z różnych stron. Prowadzenie własnej polityki, realizacja
własnych interesów jest działaniem konfliktującym z wielkimi graczami
światowej polityki. Mają oni narzędzia żeby nacisnąć, zastraszyć, a
nawet – tak jak w krajach arabskich – zbombardować. W związku z tym,
postawienie się wymaga nie tylko motywacji, poczucia więzi ze
społeczeństwem i rozumienia interesu narodowego, ale jeszcze potrzebna
jest odwaga. To jest bardzo poważny problem przywódców politycznych w
wielu krajach. Bo jeżeli te elity nie są dobrze ukształtowane, nie czują
więzi politycznej czy społecznej ze swoją wspólnotą – to nic z tego nie
wychodzi. I tak jest w Polsce. A w sprawie tak ważnej, jak energia, w
tym strategicznym, kluczowym dla gospodarki sektorze jest to świetnie to
widać.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się na portalu Prawy.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz