Jak
powszechnie wiadomo, na przełomie lutego i marca br. rozpoczęto
pełną kłamstw i oszczerstw nagonkę wymierzoną w nasze
środowisko. Przeciwko mnie uruchomiono prostytutki medialne o bardzo
znanych nazwiskach i/lub najemników pracujących w bardzo dużych
redakcjach. Jeden z moich oponentów medialnych zasłynął z tego,
że w ubiegłym roku po pijaku zaatakował funkcjonariusza policji,
za co postawiono mu zarzuty i nałożono dozór policyjny. To tylko
pokazuje jakie typy wynajęto do robienia nagonki przeciw mojej
osobie.
Rządzący Polską politycy tak się wystraszyli
niezależnych publicystów z naszego środowiska, że wydali bezpiece
polecenie, by nas uciszyli. W efekcie bezpieka kazała największym
operatorom zablokować dostęp do portalu "Myśli Polskiej"
oraz mojego niszowego bloga, o czym pisałam tu już wiele razy.
Do tego wszystkiego z dnia na dzień i bez
podania powodu straciłam pracę w archiwum telewizji, a więc
zostałam pozbawiona jedynego źródła dochodu.
Na szczęście mogę liczyć na rodzinę, co się
wiąże z tym, że mam dach nad głową i pełną michę. Poza tym
mam teraz sporo czasu na zadbanie o sprawy naprawdę ważne, wręcz
najważniejsze. Tak więc paradoksalnie zaczął się najciekawszy
okres w moim życiu, który postaram się pożytecznie rozwinąć i
poprowadzić w najlepszą z możliwych stron.
Jeśli jednak zdarza się sytuacja, że ktoś
proponuje mi tzw. zwykłą pracę, to oczywiście nie uchylam się od
tego, żeby pójść do normalnej roboty z wypłatą. Jedna z takich
sytuacji przytrafiła mi się kilka tygodni temu. Finał jednak
okazał się być dość smutny i pokazuje jedynie w jakim położeniu
znajdują się w Polsce osoby o moich poglądach.
Mój niedoszły pracodawca zagadał do mnie
podczas spotkania w gronie tuzina osób, które - jak mi się wtedy
wydawało - podzielają poglądy mojego środowiska (w większości
przypadków pewnie tak było). Nieznany mi wcześniej facet zapytał
wprost gdzie pracuję. Odpowiedziałam, że nigdzie i z grubsza
wyjaśniłam w jakich okolicznościach straciłam moją ostatnią
pracę w archiwum. Facet natychmiast powiedział, że mogę pracować
u niego. Po czym wyjaśnił, że jest właścicielem dwóch firm, a
mnie widzi w dziale marketingu. Było to dla mnie sporym
zaskoczeniem, wszak dopiero się poznaliśmy. Powiedziałam więc
mojemu rozmówcy, że oczywiście jestem zainteresowana pójściem do
pracy, ale jestem też dziennikarką, co prawda robię to non profit,
ale nie chcę z tego rezygnować, bo to moja pasja. Facet powiedział,
że jedno drugiemu nie przeszkadza i dał do zrozumienia, że praca u
niego nie będzie mnie ograniczać.
Pomyślałam sobie w duchu, że być może ów
prezes dwóch firm nie ma pojęcia z kim rozmawia, jakie mam poglądy
i jaka nagonka medialna na mnie spadła, ale z drugiej strony
pozostałe osoby towarzyszące temu spotkaniu doskonale mnie
kojarzyły, a niektóre nawet chwaliły za moją aktywność, więc
uśpiłam swoją czujność. Mimo wszystko na wszelki wypadek
wysłałam facetowi moje CV, aby nie był ewentualnie zaskoczony z
kim ma do czynienia.
Tymczasem zaskoczona byłam ja. Niedoszły
pracodawca osobiście przyjechał po mnie, aby przywieść mnie do
siedziby swojej firmy, gdzie niby mieliśmy porozmawiać - już
oficjalnie - ws. pracy. W tym momencie włączyła mi się lampka
ostrzegawcza. Który prezes fatyguje się, by kandydatów do pracy
osobiście przywozić na rozmowy kwalifikacyjne? Po czym naiwnie
sobie pomyślałam: - czyżby facetowi aż tak zaimponowało moje CV?
Nie będę streszczać całej rozmowy o pracę,
która okazała się nie być rozmową o pracę. Przytoczę jednak
kilka wątków, by zobrazować moim czytelnikom i obserwatorom w
jakim państwie żyjemy. Pan prezes chwalił się swoimi firmami (co
akurat zrozumiałe), a następnie przeszedł do chwalenia się swoimi
kontaktami. Z dumą opowiadał, że ma świetne kontakty z
prominentnymi politykami partii rządzącej, jest pełnomocnikiem
wojewody, ma super układy w kościele, zna się z ważnymi
biskupami, itp. (byłam zaskoczona, wszak na spotkaniu, na którym
się poznaliśmy było towarzystwo zdecydowanie anty-PiS). Po czym
przeszedł do konkretów i powiedział wprost, że nie mogę się tak
wychylać (sic!). W skrócie: facet sugerował, że mam przestać
narażać się władzy, tj. powinnam zaniechać dotychczasowego stylu
pisania.
W pewnym momencie zeszło nawet na temat moich
wyjazdów na Białoruś i facet zaczął się mnie czepiać, że
zajmuję się tą tematyką. Niby był przy tym miły i udawał
zatroskanie, więc głupia wdałam się w nim w dyskusję. I tłumaczę
facetowi, że robię to po to, aby naprawiać to, co popsuli inni, bo
zależy mi na dobrych relacjach z sąsiadami. Facet na to, że nie do
mnie należy to zadanie. Problem w tym, że osoby które powinny
zająć się naprawianiem relacji z Białorusią - np. polskojęzyczni
dyplomaci - biorą pensję na którą zrzucają się polscy
podatnicy, ale nie wywiązują się ze swoich obowiązków, tylko
jeszcze bardziej wszystko psują. Dlatego właśnie postanowiłam
wziąć sprawy w swoje ręce. Tymczasem mój niedoszły pracodawca
usilnie próbował mnie zniechęcać do kontaktów z Białorusią.
Jednocześnie utyskiwał, że potrzebowałby kilkunastu pracowników
z Białorusi, bo brakuje mu kierowców (czytaj: taniej siły
roboczej). Szczyt bezczelności.
W końcu zrozumiałam, że temu facetowi wcale
nie chodziło o to, żeby dać mi zatrudnienie. Perfidnie wykorzystał
moją obecną sytuację, aby zwabić mnie do siedziby swojej firmy
pod pretekstem rozmowy ws. pracy. Tymczasem w trakcie tej rozmowy
sugerował, że powinnam zaprzestać swojej aktywności
dziennikarsko-publicystycznej. Przy czym facet był cały czas wobec
mnie uprzejmy i udawał, że zależy mu na moim dobru. Być może
chodziło po prostu o to, żeby puścić w moją stronę przekaz:
jeśli się nie uspokoisz ze swoimi publikacjami, to nigdy nie
znajdziesz w Polsce pracy! A może chodziło o coś więcej? Otóż
po tym wszystkim ten facet jeszcze do mnie wydzwaniał i proponował
spotkanie o charakterze prywatnym. Nie będę już przytaczać co
wtedy powiedział, bo zbyt wielkie bierze mnie obrzydzenie na samo
wspomnienie tego typa.
Na ilustracji
Utopiec (jakoś mi się skojarzyło - pewnie dlatego, że facet
zapraszał mnie m.in. na wycieczkę nad jezioro).
Źródło ilustracji: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/.../demony.../utopiec/
Źródło ilustracji: https://blog.slowianskibestiariusz.pl/.../demony.../utopiec/
Tekst pierwotnie ukazał się na Facebooku, następnie został przedrukowany w tygodniku "Głos".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz