Mikołaj II Romanow, bezpośrednio po abdykacji, w oknie odjeżdżającego pociągu ze stacji Psków |
W lipcu wspominamy rocznicę męczeńskiej śmierci Mikołaja
II Romanowa. Jakie konsekwencje wynikły z zamordowania Cara Rosji?
Protosingel
Hiob (Kadyło) - Tak,
w nocy z 16 na 17 lipca mijają już 104 lata od tego strasznego
wydarzenia, które zmieniło historię Rosji i historię całego
świata. I chociaż jest to ono
kluczowe dla zrozumienia tego, co się działo przez ostatnie 100 lat
w Rosji, nadal nie doczekało się pełnego zgłębienia i
zrozumienia, nie tylko na świecie, ale również w samej Rosji.
Oczywiście wiele napisano o politycznej, czy historycznej stronie
śmierci Św. Rodziny Carskiej, w zasadzie odtworzono okoliczności
śmierci Śww. Męczenników. Bez żadnej wątpliwości znane są
fakty, które rzucają światło na to straszne zabójstwo, znany
jest skład osobowy oprawców, ich nazwiska, jak na przykład
nazwisko dowodzącego egzekucją Jankiela Jurowskiego, Szai
Gołoszczokina, który dowodził paleniem ciał Męczenników i
Jakowa Swierdłowa, który w dość tajemniczych okolicznościach
organizował całe morderstwo, znane są napisy, pozostawione przez
oprawców na ścianach piwnicy i wyjaśniona została ich treść.
To, i wszystkie inne okoliczności pozwalają zrozumieć, co się
wtedy stało. Zrozumieć nie tylko na płaszczyźnie historycznej,
czy politycznej – to nie jest bardzo trudne – ale na płaszczyźnie
duchowej. Jak powiedziałem, jest to wydarzenie kluczowe w
najnowszych dziejach historii Rosji i historii świata. Historii
świata – gdyż został zamordowany ostatni władca chrześcijański,
posiadający realną władzę w swoich rękach, którą sprawował z
Bożej łaski, z cerkiewnym, Bożym namaszczeniem, nie zwykły
prezydent czy konstytucyjny król, ale władca absolutny
pobłogosławiony przez Boga i Jego mocą sprawujący swoje rządy.
Historii zaś Rosji – gdyż do momentu morderstwa na Pomazanniku
Bożym można mówić jeszcze o Rosji, już objętej paroksyzmem
rewolucji, bolszewizującej się, ale Rosji; zaś pod morderstwie Św.
Rodziny Carskiej można mówić już tylko o Sowiecji,
rosyjskojęzycznej, ale bolszewickiej i bluźnierczej. Co prawda
zewnętrzna forma, by tak rzec – ciało imperium ze stolicą w
Moskwie niewiele się zmieniło, ale zmieniła się, i to całkowicie,
jego treść społeczna i duchowa. Rosja cara Mikołaja (ze
wszystkimi ludzkimi słabościami) była krajem chrześcijańskim
prawosławnym, z cerkwią państwową, z oficjalnym państwowym
kultem Świętej Trójcy, Najświętszej Bogurodzicy i Świętych,
którym cześć oddawał cesarz – ojciec narodu wierzącego, zaś
Sowiecja – stała się zbrodniczym, demonicznym imperium, które w
pierwszym rzędzie wymordowało rosyjskie chrześcijańskie,
prawosławne elity – tysiące biskupów, kapłanów i mnichów, zaś
po wymordowaniu milionów Rosjan, Ukraińców i Białorusinów
zaczęła mordować i terroryzować okoliczne narody, w tym również
Polaków.
Dlatego
tych dwóch organizmów – Rosji i Sowiecji, mimo iż zajmowały to
samo terytorium nie wolno mieszać ze sobą. Z duchowego punktu
widzenia to są dwa różne, całkowicie przeciwstawne porządki.
Mieszanie ich, nagminnie dzisiaj praktykowane w Polsce (przez tych,
chcą udowadniać, że „Rosja zawsze była zła”) i w dzisiejszej
Rosji (przez tych, chcą udowadniać, że „Sowiety nie były złe,
w głębi serca to była nasza stara Ruś”) – z duchowego punktu
widzenia jest nieprawdą i fałszem. Te dwa porządki rozdziela
całkowicie i zupełnie męczeństwo Cara Mikołaja II i jego
Rodziny.
Bezpośrednią
konsekwencją abdykacji i męczeństwa Cara Mikołaja były oceany
krwi, które zalały ziemię rosyjską i okoliczne ziemie. Dla
prostego narodu rosyjskiego, który, jak każdy prosty naród, nie
myślał dogmatycznie, ale przeżywał rzeczywistość emocjonalnie,
car był bezpośrednim reprezentantem, jakby wcieleniem (nie w sensie
dogmatycznym, a symbolicznym) Boga na ziemi. Miłość do niego
płynęła z ludowej miłości do Boga; zaufanie – z zaufania,
które lud zawsze ma wobec Boga; wiara w jego potęgę – z wiary we
wszechmoc Boga. Gdy zewnętrzne wobec Rosji moce duchowe i
polityczne, posługując się naiwnością ludu i zepsuciem
rosyjskich elit zdołały najpierw doprowadzić do abdykacji cara, a
potem go zamordować – dla ludu był to szok. Prości ludzie nie
byli w stanie dogłębnie zanalizować tego, co się stało, tym
bardziej, że znajdowali się pod presją propagandy, w warunkach
terroru i wojny domowej. Dlatego dla wielu prostych ludzi śmierć
cara, śmierć męczeńska biskupów i kapłanów, których kochali,
którym ufali i którym wierzyli – była jak śmierć Boga. Lub jak
dowód na to, że Go nie ma. Od tego momentu zaczęły się
realizować w Rosji słowa Dostojewskiego - „jeśli Boga nie ma,
wszystko wolno”. Popłynęła krew i to w tak straszny sposób, że
my w Polsce i w dzisiejszych czasach nie jesteśmy sobie w stanie
tego wyobrazić. Pisze o tym na przykład w swoich wspomnieniach
książę Żewachow, w czasach carskich wiceprokurator Świętego
Synodu. Opisów zbrodni bolszewickich, na przykład w Kijowie - gdzie
rozbijano głowy ofiar młotami, wyciągano mózgi i składowano je
pod podłogą w siedzibie CzK, albo w Odessie, gdzie żywych ludzi
powoli wkładano do rozpalonego pieca, począwszy od nóg, by mogli
poczuć przed śmiercią zapach palonego swojego ciała - czy w wielu
innych miejscach, gdzie z największą wymyślnością, bardzo
powoli, nabijano mnichów na pal, czy żywcem wyciągano ludziom żyły
patrząc im z sadystyczną radością w oczy – a jest to tylko
niewielka część tych opisów - po prostu nie da się czytać. W
swoim planowym i sadystycznym wyniszczaniu narodu rosyjskiego
bolszewicy osiągnęli najbardziej przepaściste głębie
demoniczności. I, jak pisze książę Żewachow, większość
nazwisk komisarzy dowodzących terrorem, nie była rosyjska. Lenin,
który przecież sam również miał nierosyjskie pochodzenie,
powiedział: „niech zginie nawet 90% narodu rosyjskiego, byleby w
momencie rewolucji światowej zostało przynajmniej 10%”.
Mikołaj
II jest świętym Cerkwi Prawosławnej. Co było przesłanką do
kanonizacji?
-
Św. Męczennik Car Mikołaj i jego Rodzina byli kanonizowani dwu, a
nawet trzykrotnie. Najpierw nieoficjalnie przez Cerkiew serbską w
1938 roku, za przyczyną wielkiego świętego naszych czasów, św.
Mikołaja Serbskiego (Velimirovicia) potem zaś już na początku lat
80-tych zeszłego stulecia przez rosyjską Cerkiew Zagraniczną. Była
to cerkiew, która powstała na emigracji, w Sremskich Karlovcach w
Serbii, gdzie zebrali się biskupi, którzy uciekli przed
bolszewickimi prześladowaniami za granicę. Była to cerkiew
antymodernistyczna i pryncypialnie antykomunistyczna. Car Mikołaj
został przez nią kanonizowany za swoją męczeńską śmierć za
Chrystusa, na którą jako pomazannik Boży szedł świadomie i
przyniósł jako ofiarę za swój wpadający w otchłań apostazji i
bezbożnictwa naród. W dziennikach cara Mikołaja jest zapis: „jeśli
konieczna jest ofiara za ratunek Rosji, ja będę tą ofiarą”.
Jeszcze
raz car Mikołaj był kanonizowany przez Patriarchat Moskiewski w
2000 roku. Cerkiew Zagraniczna i Patriarchat Moskiewski nie
znajdowały się wtedy w łączności kanonicznej, jako hierarchie
reprezentujące zasadniczo dwie różne orientacje porewolucyjne –
z jednej strony antykomunistyczno-antymodernistyczną (dzisiaj
powiedzielibyśmy - antyglobalistyczną) i z drugiej modernistyczną,
lojalistyczną wobec Sowiecji, tak zwaną sergiańską (od
metropolity Sergiusza Stragorodskiego który w 1927 roku podjął
otwartą i oficjalną współpracę z władzą bolszewicką).
Powtórna
kanonizacja, to jest kanonizacja w Patriarchacie Moskiewskim, nie
odbyła się bez głosów sprzeciwu, nawet ze strony biskupów.
Niestety, Sowieci swoją propagandą tak dalece splugawili osobę Św.
Męczennika w oczach ludzi sowieckich, że ulegali temu również
niektórzy duchowni. Jednak cuda, które się działy w Rosji na
skutek modlitw do Śww. Męczenników, mirotoczywe ikony i
objawienia, były niepodważalne i nikt nie mógł się im skutecznie
sprzeciwić. Ale Patriarchat Moskiewski nie kanonizował Św. Rodziny
Carskiej jako męczenników, nie uznał ich śmierci za śmierć za
Chrystusa, a jako „strastotierpców” (w polskim dość
niezgrabnym tłumaczeniu jako „cierpiętników”), czyli kogoś,
kto przez całe życie niósł pobożnie wszelkiego rodzaju
cierpienia, ale nie zginął śmiercią męczeńską za Chrystusa.
Mimo to lud jednak najczęściej nazywa świętych męczennikami, bo
nie jest jasne, dlaczego synod Patriarchatu Moskiewskiego tak
postanowił. Jednym z przypuszczeń, które się nasuwa jest to, że
synod chciał po prostu przemilczeć temat rytualnego charakteru
śmierci Carskiej Rodziny, o którym to charakterze wiadomo już od
samego początku (dowody były odkryte przez śledczych z białej
armii jeszcze w latach 1918-1919, byli oni na miejscu zdarzenia w
około dwa tygodnie po samej tragedii).
Z
jakimi największymi problemami borykał się Car Mikołaj II za
swojego panowania?
-
Historycy szeroko opisali polityczne aspekty rządów Cara Mikołaja.
Ja zwróciłbym uwagę na jeden fakt, o którym pisze się mało, a w
Polsce świadomość jego jest nikła. Chodzi o całkowite
osamotnienie Św. Cara Męczennika i jego Rodziny. Odziedziczył on
Rosję u szczytu potęgi, którą chciał zachować i umocnić. Wbrew
temu, co dzisiaj najczęściej myślelibyśmy w Polsce, Rosja carska
była bardzo swobodnym krajem, w którym cenzura działała słabo, a
aparat represji był stosunkowo miękki. Na przykład w niektórych
kręgach drukowano wówczas pocztówki, w których car Mikołaj
przedstawiany był jako kogut ofiarny: był narysowany kogut ofiarny
z głową cara w koronie, trzymany za nogi przez człowieka w
chałacie i kapeluszu. Takie coś funkcjonowało wtedy w obiegu! W
naszych „demokratycznych” czasach byłoby to nie do pomyślenia.
A przecież i czysto rosyjskie elity już w latach 60-tych XIX wieku
chwaliły się i szczyciły swoją nieznajomością Prawosławia,
niechęcią do cerkwi, wyśmiewały cara, carycę, wiarę, chciały
być zachodnie, francuskie, republikańskie i wolnomyślicielskie.
Prosty zaś naród, w sytuacji niezwykle dynamicznego rozwoju
gospodarczego i uprzemysłowienia Rosji pod rządami Cara Mikołaja,
coraz bardziej był podatny na propagandę komunistyczną. Od ducha
buntu nie byli wolni też nawet członkowie rodziny Romanowów,
krewni cara. Niejeden z nich był związany z masonerią, jak na
przykład wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, który później
uczestniczył w obaleniu cara. Masowo produkowano to, co dzisiaj
nazywamy fake newsami, o carze, o carycy, o jej rzekomych romansach z
Grigorijem Rasputinem, rzeczy ekstremalnie obraźliwe i nieprawdziwe.
Ale to był początek XX wieku i prości ludzie święcie wierzyli w
pisane słowo, może i bardziej, niż dzisiaj narody wierzą w
telewizyjną propagandę, więc gdy otrzymywali pisanе
komunistyczne, antycarskie paszkwile, nietrudno ich było zbuntować.
Car
był więc człowiekiem otoczonym przez podburzany naród i ciągłą
krytykę niezadowolonych z jego pobożności, prostoty, rodzinności
i sumienności Romanowów. Jakim był człowiekiem z natury, widać
wyraźnie w korespondencji między nim, a Carycą Aleksandrą, przed
kilku laty ukazała się ona po polsku. Car i Caryca nie byli ludźmi
rautów, salonów i dworskich intryg. Popierali monarchię, tradycję,
wiarę, cerkiew, rodzinę. To budziło niezadowolenie zepsutej
wolnomyślicielstwem Rodziny Romanowów. Car pisał w swoich
dziennikach - „my chcemy wielkości Rosji, a oni chcą mocnych
wrażeń”. Ten stan ducha narodu doprowadził do abdykacji Cara. W
przejmujący sposób opisuje to księżna Natalia Urusowa w swoich
wspomnieniach Macierzyński
płacz Świętej Rusi: po
abdykacji cara zapanował chaos, pijane żołdactwo tygodniami
wchodziło na dzwonnice cerkiewne i biło w dzwony, kapłani
uroczyście czytali akt abdykacji z ambon, ku powszechnej radości
większości ludzi, hierarchia cerkiewna już na drugi dzień usunęła
w całym kraju wszelkie wspomnienia liturgiczne o cesarzu z
cerkiewnych nabożeństw, wszyscy „świętowali wolność”… A
dosłownie chwilę potem, zaraz po tej radości, jak opisuje księżna,
popłynęły łzy i krew dokładnie tych samych ludzi, którzy
przecież złamali przysięgę składaną na wierność carowi. Nie
zrozumieli, że nie buntują się przeciwko politykowi ubranemu w
„śmieszne, starodawne ubrania”, a przeciwko Bożemu
pomazannikowi, który nosił na sobie moc powstrzymywania sił
demonicznych.
Niektórzy
zarzucają carowi, że był zbyt łagodny. Oczywiście wedle ludzkiej
logiki łatwo sądzić i to 100 lat po tamtych wydarzeniach. Car
jednak doskonale zdawał sobie sprawę ze stanu rzeczy, z nastrojów
społecznych i z nastrojów w elitach i w wyższym duchowieństwie,
które w dużej mierze było przesiąknięte duchem modernizmu i
republikanizmu. Wiedział bardzo dobrze, że zduszenie narastającego
buntu byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby on sam przelał rzeki
ludzkiej krwi. Rozumiał doskonale, że gdyby to uczynił, tak, czy
inaczej oznaczałoby to koniec monarchii w Rosji, bo monarchia tym
się różni od tyranii, że nie może ona stać na krwi, a tylko na
dobrowolnym posłuszeństwie, wynikającym z wiary w Boga i w
ustanowiony przez Boga porządek. Nie wybrał więc car drogi
terroru, a usiłował utrzymać monarchię, umacniając cerkiew,
tradycję, rodzinę, wiarę ludu i pokładając nadzieję w Bogu.
Zrobił to z przekonaniem, że jeśli miałaby się przelać czyjaś
krew, to raczej jego, niż narodu. I tak się stało.
Został
zmuszony do abdykacji na progu zwycięstwa, tuż przed wielką i
decydującą o losach I wojny światowej ofensywą, która bez
wątpienia zakończyłaby się zwycięstwem Rosji, gdyż jej przewaga
na wiosnę 1917 roku na froncie wschodnim była ogromna. Car został
zdradzony przez najbliższych mu generałów (większość z nich
zginęła potem z rąk bolszewików) i krewnych. W dniu abdykacji
napisał w swoich dziennikach słynne słowa: „Dookoła zdrada,
tchórzostwo i kłamstwo”. I został zamordowany wraz z całą
rodziną również w samotności, opuszczony przez własny naród.
Często podkreślał, że urodził się 19 maja, w dzień pamięci
św. Sprawiedliwego Hioba – i rzeczywiście stał się Hiobem
naszych czasów, człowiekiem, który miał wszystko i oddał
wszystko, by przynajmniej mistycznie ratować własny naród, skoro
się nie dało tego uczynić politycznie.
A
mimo to w postbolszewickiej propagandzie, w dzisiejszej Rosji, często
można usłyszeć o „Mikołaju Krwawym”. Ba, takie słowa można
było usłyszeć z ust najwyższych przedstawicieli obecnej władzy
rosyjskiej.
Spotykam
się z opiniami, że za caratu był ucisk i straszne rozwarstwienie
społeczne, co spowodowało, że lud chętnie dołączył do
bolszewików i dał się podburzyć przeciwko Carowi. Pewien
Rosjanin, z wykształcenia profesor historii, w prywatnej rozmowie
wyznał mi kiedyś, że jest komunistą, bo dzięki temu systemowi
jego dziadek – prosty człowiek z nizin – osiągnął niesamowity
awans społeczny. Jak Ojciec skomentuje taką argumentację?
-
Cóż, na pewno Rosja cara Mikołaja nie była krajem po ludzku
doskonałym. Ale czy w ogóle można porównywać „ucisk” w
czasach carskich i sadystyczno-satanistyczny terror bolszewicki?
Historie zaś bywają różne. Ja znam na przykład takie - jak
ludzie pochodzący z arystokracji w wyniku rewolucji tracili wszystko
– pracę, majątek, szacunek społeczny, życie, a nawet nazwiska –
gdyż musieli je zmieniać i kupować fałszywe dokumenty, by
przeżyć, a dzieciom i wnukom nie wolno było odkryć prawdy, bo to
oznaczało śmierć. W trakcie każdej zawieruchy historycznej są
jednostki, które materialnie i społecznie zyskują i te, które
tracą. I jest jasne, że ci, którzy zyskali w wyniku rewolucji, i
ich potomkowie, będą jej wierni. To jest nam znane również w
dzisiejszej Polsce. Jednak trzeba zapytać, jaka była cena tego, że
Pani znajomy profesor, a raczej jego dziadek, wspiął się na wyżyny
społeczne? Cena była taka, że bolszewicy stworzyli z narodu
rosyjskiego naród sowiecki, gdyż ci Rosjanie, którzy się
sprzeciwiali, zostali albo zamordowani, albo uciekli za granicę. A
ci, co zostali, albo popierali zbrodnie bolszewików, albo nauczyli
się milczeć, nie tylko przed przyjaciółmi, dziećmi, ale często
i sami przed sobą. Bolszewicy zdołali więc całkowicie
przeformatować naród. Tak, etnicznie pozostał on ten sam, ale nie
duchowo. Radować się z awansu społecznego dziadka, gdy się chodzi
szerokimi ulicami Moskwy, pod którymi leży gruz ze zburzonych
świątyń, czy wysiada się na pięknej stacji metra, zdobionej
mozaikami wydartymi ze ścian zrównanych z ziemią cerkwi, albo się
jedzie na daczę (mówię obrazowo), która stoi na kościach tysięcy
pomordowanych ludzi - może tylko człowiek, który „takie widzi
świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy”. W momencie wybuchu
rewolucji w Rosji było ponad 150 milionów ludzi. Dzisiaj, według
oficjalnych danych, jest również tyle (nieoficjalne mówi się o
mniejszych cyfrach). Po 100 latach! Gdyby nie rewolucja i rządy
bolszewików, bo przecież również oni dowodzili w bardzo określony
sposób armią sowiecką w II wojnie światowej, dzisiaj, wedle
szacunków demografów, w Rosji żyłoby 800-900 milionów ludzi.
Dopiero te liczby uzmysławiają nam skalę katastrofy, która
została tam przeprowadzona.
Jeśli
ktoś po tym wszystkim mówi, że jest komunistą, bo jego dziadek
społecznie awansował, i to ktoś, kto jest, jako profesor,
człowiekiem elity – to tylko dowodzi, że „robota” bolszewicka
przyniosła zamierzone skutki i mentalność takiego człowieka,
chociaż jest profesorem, pozostała prostacka, dokładnie taka,
jakiej chcieli komuniści, jak chciał Lejba Bronsztajn, czyli Lew
Trocki, gdy mówił – rzucimy Rosjan na kolana i uczynimy z nich
białych murzynów.
Wydaje
się jednak, że we współczesnej Rosji nastąpiła pewna
rehabilitacja zamordowanych Romanowów. Kilka lat temu wraz z
Międzynarodowym Motocyklowym Rajdem Katyńskim dotarłam do
uroczyska Ganina Jama, gdzie zbudowano Monaster
Świętych Męczenników Carskich. Rosjanie wyraźnie się wtedy
ucieszyli, że Polacy nawiedzili miejsce poświęcone Mikołajowi II
i jego rodzinie. Czy Ojca zdaniem faktycznie nastąpiła
rehabilitacja Carskiej Rodziny i pozostałych Ofiar komunizmu?
-
To jest pytanie, na które trudno dać jednoznaczną i ostateczną
odpowiedź, gdyż sięga ono głębi duszy rosyjskiej. Oczywiście,
na poziomie oficjalnym, by tak rzec – sądowym, na poziomie
cerkiewnym – przez formalną kanonizację – taka rehabilitacja w
dużej mierze się dokonała. Ale już historycznie – dominuje w
ocenie Cara Mikołaja bolszewicka narracja. Często robi się z niego
człowieka słabego, nieudolnego, w przeciwieństwie do Stalina,
którego się stawia a za wzór mocnego, prawdziwego władcy. Jest to
kolejny dowód na skalę katastrofy, również duchowej, która
dokonała się w Rosji. Świadczy o niej również nakręcony przed
kilku laty bluźnierczy film „Matylda”, o rzekomym romansie
następcy tronu Mikołaja Romanowa z polską nomen
omen baleriną.
Przeciwko temu filmowi były głośne protesty w Rosji, sprawa oparła
się nawet najwyższe piętra współczesnej władzy rosyjskiej. I
co? Film bez żadnych przeszkód był rozpowszechniany na terenie
Federacji. Zmarły już protojerej Wiaczesław Czaplin, wieloletni
rzecznik OWCS, w bardzo ostrych słowach wypowiadał się wtedy na
ten temat, mówiąc, że Rosja zasłużyła na gniew Boży przez
znieważenie cara, który przecież sam siebie i całą rodzinę
przyniósł w ofierze za naród. Czy Rosja zasługuje na gniew – to
oczywiście sprawa Boża. W zasadzie wszyscy, jako ludzie grzeszni,
zasługujemy na gniew Boży. Jednak dzięki pokajaniu (a pokajanie,
czyli po grecku metanoia,
nie
jest tylko emocjonalną skruchą serca, a realną przemianą życia)
i dzięki wstawiennictwu świętych – ten gniew od nas się oddala,
a wstępuje na jego miejsce Boże miłosierdzie. Mistycznie i duchowo
ofiara świętego męczennika Cara Mikołaja jest dla Rosji niezwykle
ważna – została przyniesiona przez prawdziwego, błogosławionego
przez Boga ojca narodu, za swój naród; ona wyjednuje Boże
miłosierdzie, daje duchowe światło tym, którzy się unurzali
pokoleniami w komunizmie i jego efektach, w bezbożnictwie i
apostazji; niektórzy to uczynili przez bezpośrednie zbrodnie, inni
przez milczenie ze strachu lub rozsądku, inni przez to, że
korzystają z owoców tych zbrodni i dlatego je akceptują, jak
wspomniany przez Panią profesor. Te duchowe – bo o nich mówimy -
skutki komunizmu można przezwyciężyć w Rosji – właśnie dzięki
Śww. Męczennikom. Z tego punktu widzenia brak szacunku wobec ich
ofiary jest po prostu szaleństwem, bo gniew Boży może być
naprawdę straszny i myślę, że Rosjanie wiedzą o tym lepiej do
wszystkich innych narodów.
Oczywiście
są miejsca w Rosji, i nie jest ich mało, gdzie się czci świętych
carskich męczenników. Jest Ganina Jama. Niestety, Ipatijewski Dom,
gdzie dokonało się morderstwo, został zniesiony z powierzchni
ziemi w latach 80-tych na rozkaz Borysa Jelcyna, który był wtedy w
Swierdłowsku (tak się nazywał Jekaterynburg, od nazwiska
organizatora kaźni Carski Męczenników, Jakowa Mojsiejewicza
Swierdłowa), I sekretarzem partii. Są ludzie, którzy autentycznie
modlą się i oddają cześć Carskiej Rodzinie. Odważę się jednak
stwierdzić, że jest ich mniejszość i nie jest to mniejszość
wpływowa. Gdyby było inaczej, film „Matylda” nie byłby
rozpowszechniany na terenie RF. Niestety, mówię to z bólem,
wygląda na to, że znacznie bliższa przeciętnym mieszkańcom
postsowieckiej Rosji jest postać Stalina. Ileż to filmów o II
wojnie światowej wypuszczono, w których Stalin pokazany jest, jako
mądry, dzielnie znoszący ciężkie okoliczności władca, przy
kominku palący fajkę i bohatersko przyjmujący tragiczne, ale
konieczne decyzje, które ostatecznie „wszystkim wyszły na
zdrowie”. A czy było tyle samo pozytywnych fabularnych filmów o
carze? Tłumaczących jego wielki trud i ofiarę, budujących jego
prawdziwy, święty wizerunek w „masach ludowych”
Niestety,
trudno nie odnieść wrażenia, że dotychczasowa polityka
symboliczna w Rosji sprzyjała jakiejś przedziwnej syntezie tego, co
komunistyczne, z tym, co carskie. Albo mówiąc inaczej –
zachowaniu komunistycznego, czyli w istocie
materialistyczno-modernistycznego światopoglądu z jakimś
„prawosławnym face liftingiem”. Tę syntezę widzimy wszędzie –
niby wszystko się dzieje pod flagą trójkolorową, dwugłowym
orłem, ale jednocześnie na Kremlu są czerwone gwiazdy, na Placu
Czerwonym Lenin leży „jak zawsze”, chodzi się po ulicach
Marksistskiej,
Leninskiej, Proletarskiej, Sowieckiej… A
ile jest ulic św. Cara Mikołaja w Rosji? - ciekawie by było
policzyć i porównać.
We
współczesnej, postsowieckiej Rosji uważa się często, że Związek
Sowiecki to historyczna Rosja. W tym sensie wielu dzisiejszych Rosjan
nie różni się niczym od niektórych polskich i polskojęzycznych,
apriorycznie (lub zadaniowo) antyrosyjskich „autorytetów”, które
twierdzą dokładnie to samo. Otóż nie. W duchowym sensie Sowiecja
to jest antyteza Rosji. Swego czasu, przed kilku laty, usiłował to
wytłumaczyć w niedzielnym talk-show Sołowiowa Janusz Korwin-Mikke.
Gdy poruszył temat konieczności oddzielenia tego, co rosyjskie od
tego, co sowieckie, słusznie twierdząc, że Sowiecja była wrogiem
Rosji, spotkał się z bardzo ostrą i negatywną reakcją w studiu.
To pokazuje miejsce, w którym się dzisiaj znajdują postsowieckie
elity w Rosji, których przedstawicielem jest Sołowiow i wielu jego
gości. W tym zakresie przykładem dla Rosji powinna być Serbia,
która przecież również, jak i Rosja, była komunistyczna, ale
dziś jest jedynym chyba krajem na świecie, gdzie stoją pomniki Św.
Cara Mikołaja, są jego ulice, we wszystkich cerkwiach są jego
ikony i cały naród serbski ma wobec niego wielki szacunek i miłość.
W rozumieniu osoby i dziejowej, ogólnoświatowej roli św. Cara i
jego męczeństwa, Serbia znacznie wyprzedziła Rosję, zachowując
wdzięczną pamięć o jego decyzji, by Rosja, mimo iż
nieprzygotowana do wojny w 1914 roku, weszła w nią, by ratować
Serbię.
Mikołaj
II był także królem Polski, o czym prawdopodobnie nie ma pojęcia
przeciętny Polak. Co więcej, za przypomnienie tego faktu mogę
zebrać cięgi od moich Rodaków. Tymczasem jako monarchistka nie mam
najmniejszego problemu by o tym rozmawiać, a nawet zadać pewne
śmiałe pytanie. Czy postać Cara Męczennika mogłaby niejako
połączyć zwaśnionych dziś Polaków i Rosjan? W końcu komuniści
zabili nam wspólnego władcę, który był namaszczony przez Boga.
-
Pytanie rzeczywiście jest śmiałe, a to, że car Rosji był królem
Polski – to fakt historyczny. Z tym, że car Mikołaj II nie był
koronowanym królem Polski, a jedynie nosił ten tytuł. Ostatnim
koronowanym królem Polski był car Mikołaj I, zdetronizowany dnia
25 stycznia 1831, przez Sejm Królestwa Kongresowego. Gdy Sejm
zdetronizował cara Mikołaja I jako Króla Polski, przewodniczący
Senatu, książę Adam Czartoryski, wypowiedział znamienne słowa:
„Zgubiliście Polskę”. Jak pamiętamy, entuzjazm detronizacji
skończył się tragedią przegranej przez Polskę wojny z Rosją, a
także represjami i likwidacją wcale nie takiej małej autonomii
organizmu państwowego, jaką było Królestwo Polskie, połączone
unią personalną z Cesarstwem Rosyjskim.
Takie
są fakty. Oczywiście to, że św. Męczennik Car Mikołaj II był
„Carem Wszechrusi i Królem Polski” raczej nie jest czymś, co
Polacy wspominaliby chętnie. Mimo wszystko była to władza, która
nastała w wyniku rozbiorów kraju. Poza tym polski ruch
niepodległościowy, już od czasów Kościuszki miał charakter
mniej lub bardziej „jakobiński”, republikański, a więc z
zasady co najmniej niemonarchiczny, a często – antymonarchiczny.
Józef Piłsudski był zamieszany w zamach na cara Aleksandra II.
Adam Mickiewicz w „Wielkiej Improwizacji” wkłada w usta Konrada
największe bluźnierstwo wobec Boga, które, jak pamiętamy, polega
na tym, że Konrad nazywa Go nie „królem”, a „carem”… A
jakże pisze tenże Mickiewicz w „Reducie Ordona” - „gdy
poselstwo francuskie twoje stopy liże, Warszawa jedna twojej mocy
się urąga, podnosi na cię rękę i koronę ściąga, koronę
Bolesławów, Mieszków z twojej głowy, boś ją ukradł i skrwawił,
synu Wasylowy” - literacko słowa niezwykle obrazowe i mocne. Tego
wszyscy się uczyliśmy w szkole, przeżywając te słowa głęboko,
gdyż to się wszystko dokonywało w młodym przecież wieku. W
naszych natomiast czasach często słyszymy w piosence Pietrzaka, jak
to „zrzucał uczeń portret cara”. Mówiąc krótko, stereotyp
polski związany ze słowem „car” jest ekstremalnie negatywny i
zadziwiająco mocny, żywy, do tego stopnia, że często np. Stalina
określa się potocznie mianem „czerwonego cara”, co w
zamierzeniu jest przecież pejoratywnym określeniem. Na pewno
przyczyniły się do tego również czasy komunizmu, w których
oczerniano wszystko, co carskie. Myślę, że ktoś, kto wyrósł w
naszej, polskiej kulturze i wiedzę o Carze Mikołaju zaczerpnął
tylko ze szkolnych podręczników historii, nie może zrozumieć Cara
Mikołaja. Tylko ten, kto się tym szczerze zainteresuje, zacznie te
sprawy zgłębiać, spróbuje dotrzeć do osnowy zjawisk, spojrzeć
na wszystko szerzej, zrozumie, jakie ogromne znaczenie w historii
świata,
а
i Polski, ma Męczeństwo Cara Mikołaja i jego Rodziny. Posługując
się nieco złośliwie, znowu słowami Mickiewicza – to tylko
powierzchowna i stereotypowa informacja o carze Mikołaju wydaje się
„twarda i plugawa”, ale jej „wewnętrznego ognia sto lat nie
wyziębi”. Jednak trudno oczekiwać, aby w Polsce udało się
uczynić z Cara Mikołaja II, męczennika, jakiejś postaci, która
wszystkim przemawiałaby pozytywnie do wyobraźni. Zwłaszcza w
naszych trudnych czasach, w których bardzo wielu ludzi automatycznie
i stereotypowo utożsamia ZSRS z Rosją carską.
Ale
jednocześnie myślę, wracając do Pani pytania, że wcale nie ma
potrzeby „godzić zwaśnionych” Polaków i Rosjan. Ja tego
zwaśnienia nie widzę i nie widziałem przez ostatnie 30 lat. Z
racji swojego powołania, a także osobiście jestem od lat blisko
związany z Rosjanami mieszkającymi w Polsce i muszę powiedzieć,
że ani razu Rosjanie ci na przestrzeni tych lat nie spotykali się z
jakimiś aktami wrogości. Tak, w Polsce nie lubi się Putina, nie
lubiliśmy nigdy komuny rosyjskojęzycznej, ale zawsze Polacy umieli
odróżnić tych, którzy rządzą i system polityczny - od samego
narodu rosyjskiego. Oczywiście dzisiejsza bardzo mocna
polskojęzyczna propaganda przeciwko wszystkiemu, co rosyjskie,
niezależnie, czy jest proputinowskie, czy nie, propaganda wojenna,
która, jak myślę, często bardzo świadomie miesza sowieckie z
rosyjskim, bardzo stara się zmienić ten stan rzeczy. To jednak
zobaczymy w przyszłości. A to, jak było dotychczas – pokazuje
jeden godzinny filmik na you tube, w którym młody Polak chodzi z
mikrofonem po Krakowie i pyta przypadkowych ludzi co sądzą o
Rosjanach. I proszę sobie wyobrazić, że padają tylko pozytywne
odpowiedzi. Generalnie pokrywa się to z moim osobistym
doświadczeniem.
Podczas
nawiedzania Monastyru
Świętych Męczenników Carskich dowiedziałam się, że ustawione w
centralnej części klasztoru popiersie Mikołaja II to dar od
obywateli Ukrainy. Czy dostrzega Ojciec szansę, aby w wyniku
dokonania należytej rehabilitacji Cara Męczennika nastąpiło
pojednanie rosyjsko-ukraińskie? I wreszcie, czy brak pełnej
rehabilitacji mógł niejako doprowadzić do sytuacji, że za naszą
wschodnią granicą prowadzą teraz bratobójczą wojnę niegdyś
bliskie sobie narody?
-
To jest pytanie o bardzo bardzo skomplikowaną i niejednoznaczną
naturę stosunków rosyjsko-ukraińskich. Jest w nich sporo i
subtelnych, i trudnych momentów. Mówienie o tym wymaga spokoju i
wyważenia. Trudno o to w czasie dzisiejszym, wojennym, który żąda
jednoznacznych, jednostronnych i ostrych odpowiedzi.
Oczywiście
nie sądzę, by kwestia Cara Mikołaja miała jakikolwiek bezpośredni
wpływ na wybuch konfliktu. Przyczyna, z punktu widzenia
prawosławnego duchownego, jest znacznie szersza, niż tylko kwestia
czci bądź jej braku dla jednego ze świętych. A jest ona taka, że
po okresie sowietyzmu ani większość Rosjan, ani większość
Ukraińców nie powróciła realnie do wiary przodków, to znaczy do
Prawosławia. Gdyby Prawosławie było rzeczywiście żywe w Rosji i
na Ukrainie, i to Prawosławie nie pojmowane tylko formalnie i
obrzędowo, a rozumiane jako realne i prawdziwe życie w Tradycji
Świętych Ojców i Apostołów, w duchu najkrócej i aksjomatycznie
zdefiniowanym przez wielkiego serbskiego świętego, męczennika
Księcia Lazara (który zginął w bitwie kosowskiej w 1389 roku) –
i który powiedział, że „ziemskie królestwo jest na krótko, a
niebieskie na wieki i na zawsze” – nie byłoby w ogóle mowy o
konflikcie zbrojnym. Na pewno udałoby się znaleźć inne wyjście z
sytuacji, niż wzajemne przelewanie krwi. Nie trzeba byłoby dzisiaj
się spierać, o to, kto jest winny, czy „rosyjski agresor i
imperialista”, czy „ukraiński majdan i faszyści”.
Niestety,
do Prawosławia powróciła mniejszość tak jednych, jak i drugich.
Te dwa narody, etnicznie były i są odrębne, ale od XVII wieku ich
losy bardzo mocno się splątały, dzisiaj mnóstwo Ukraińców ma
rosyjskie nazwiska, a czystych Rosjan ukraińskie… I to, co te dwa
narody powiązało to właśnie był wiara prawosławna. Gdy ona
została zniszczona, przyszła sowiecka urzędowa jedność, a gdy i
ona upadła, okazało się, że ludzie ci nie potrafią się
porozumieć. Z duchowego punktu widzenia – a on jest znacznie
ważniejszy i bliższy prawdy, niż punkt widzenia
duszewno-emocjonalny, czyli polityczny – przyczyną katastrofy i
wzajemnego przelewania krwi jest niewiara, tak narodów, jak i ich
wodzów.
W
postsowieckiej sytuacji, gdy żywa była pamięć bolszewickich
bestialstw, odradzała się, a raczej – wyłoniła się z podziemia
trwająca i rozwijająca się od XIX wieku tożsamość narodowa
ukraińska. Ten proces trwa obiektywnie i dynamicznie. I w dodatku
rozwinął się w sposób najbardziej niekorzystny dla Rosji – to
znaczy ma ostrze antyrosyjskie, a w warunkach obecnie trwającej
wojny nastawione na eliminację wszystkiego, co rosyjskie, bez
rozróżniania sowieckiego od rosyjskiego.
Dlatego
Św. Męczennik Car Mikołaj – jako
ruski
car, mimo iż był przecież carem tak Wielkorusów, jak i Małorusów
(dzisiaj mówimy - Ukraińców) nie
jest w tej chwili żadną szansą dla, jak Pani powiedziała,
pojednania. Patriarchat Moskiewski jest obecnie cerkwią rosyjską, a
na Ukrainie – istnieje krwawiący podział cerkiewny. Obecnie
jesteśmy świadkami przechodzenia parafii z Ukraińskiej Cerkwi
Prawosławnej (związanej z Patriarchatem Moskiewskim) do
Prawosławnej Cerkwi Ukrainy (narodowo-ukraińskiej), ma to nierzadko
dramatyczny charakter. Można było na przykład zobaczyć w sieci,
jak jedna z parafii, głosami zebranych wiernych postanowiła przejść
w jurysdykcję PCU. Dotychczasowego, „moskiewskiego” kapłana
poproszono o opuszczenie parafii, przyjechał nowy, z PCU, wszedł do
cerkwi i triumfalnie ściągnął z ołtarza ikonę Św. Carskich
Męczenników, których najwyraźniej szczególnie czcił
dotychczasowy duszpasterz. Następnie pokazał z oburzeniem ludowi
Bożemu jako „dowód zdrady” - „patrzcie, do kogo się tamten
modlił, do ruskiego cara!!!”.
Taka
wygląda rzeczywistość. Na Ukrainie trwa wciąż dramatyczny proces
wzrostu świadomości narodowej, to się niektórym podoba, innym
nie, ale to jest fakt. Ukraińcy walczą i tworzą swoją czystą
narodowo, ukraińską cerkiew. W kontekście całego wieloletniego
już konfliktu politycznego z Rosją, na płaszczyźnie narodowej i
emocji związanych z obroną kraju, na pewno musiało dojść do
zbliżenia PCU z Kościołem Greko-Katolickim. Zbliżenia ludzkiego –
psychologicznego, ale też politycznego – społecznego, a może
nawet i duchowego. W każdym razie na pewno sprzyja temu coraz
bardziej oczywiste otwarcie na modernizm ze strony wielu
przedstawicieli PCU. Tymczasem to właśnie Kościół
Greko-Katolicki, jego środowisko, było pierwszym nośnikiem
ukraińskiej świadomości narodowej, jeszcze w XIX wieku: i to ten
kościół Austro-Węgry z politycznych względów zawsze próbowały
uformować jak najbardziej antyrosyjsko (a przy okazji i antypolsko)
– co wcale nie było trudne, zważywszy na to, że dogmatycznie i
kanonicznie są to katolicy (a więc – nieprawosławni), a
liturgiczny ich korzeń jest w zasadzie rusko-bizantyjski (czyli nie
łaciński). To w Galicji najczęściej padają słowa, że „Rosję
należy zniszczyć”, czy, sam słyszałem z ust jednej z
galicyjskich posłanek do ukraińskiego parlamentu - „my żyjemy po
to, by zniszczyć Moskwę. To jest nasza misja”. Jeśli takie
myślenie dominuje również w PCU, a wydaje się, że w dużej
mierze tak jest, to wniosek jest oczywisty - w panteonie ukraińskich
wartości, czy świętych czczonych w PCU na pewno nie ma w tej
chwili miejsca na św. Cara Męczennika, gdyż utożsamiany jest po
prostu absolutnie stereotypowo i bezrefleksyjnie ze zbitką
Putin-Stalin-Lenin, z agresją Rosji, z bombardowaniem. Tak po prostu
jest. To jest tragiczny błąd, częściowo nieświadomy, często
zamierzony. Ten błąd, utożsamiania bolszewii z Rosją przynosi
dzisiaj w Polsce, Rosji i na Ukrainie propagandowe korzyści, ale
bardzo utrudnia zrozumienie tego, co się naprawdę dzieje, o co
chodzi i gdzie w tym wszystkim jest góra, a gdzie dół.
Świętego
Cara Męczennika mogą zrozumieć ci, niezależnie od narodowości,
dla których najważniejszą płaszczyzną dzisiejszego światowego
konfliktu jest konflikt prawdy Bożej, chrześcijaństwa,
prawosławia, z globalistyczną apostazją, przygotowującą
nadejście antychrysta. Natomiast wielowarstwowy i łączący w sobie
wątki duchowe, historyczne, polityczne i międzynarodowe konflikt na
Ukrainie jest przeżywany przez naród ukraiński jako konflikt par
excellence i
wyłącznie państwowo-narodowy. Dlatego widzi on w Carze Mikołaju
jeszcze jednego Moskala, który został kanonizowany tylko po to, by
„wywyższyć rosyjski imperializm”. Oczywiście nie jest to
prawdą, czego dowodzi chociażby wspominana już przez mnie
wewnętrzna rosyjska i postsowiecka opozycja wobec kanonizacji Śww.
Męczenników. Tu chodzi o coś znacznie głębszego i większego,
niż polityczne losy jednego tylko państwa i narodu. Ale w obecnej
sytuacji na Ukrainie na pewno tego nie są w stanie ani zrozumieć,
ani przyjąć.
Zaś
co do Rosji, pozostaje nadzieja, że dramatyczne wydarzenia, których
jesteśmy świadkami, pomogą Rosjanom powrócić do pełni swojej
duchowej i narodowej tożsamości i zrzucić z siebie pozostałości
sowietyzmu. Tę drogę właśnie wskazuje męczeństwo Cara Mikołaja.
Niektórzy publicyści i autorzy, również w Polsce, często chcą
widzieć w Rosji ostatniego obrońcę wartości cywilizacji. Zapewne
z ich perspektywy, ludzi, którzy dobrze znają Zachód z jego
genderyzmem i głębią moralnego upadku, Rosja na jego tle
rzeczywiście wygląda dobrze i daje jakąś nadzieję. Jednak obrona
wartości jest sprawą świętą i bez Bożej pomocy niemożliwą.
Gdyż wartości nie istnieją abstrakcyjnie, same w sobie, a są
Chrystusowe. W obliczu totalnego i demonicznego na nie ataku, nie da
się ich skutecznie bronić pod czerwonym sztandarem z sierpem,
młotem i czerwoną gwiazdą, pod którymi to symbolami mordowano
świętych i burzono cerkwie. Profesor Dugin, którego Państwo też
często drukujecie (który, nota bene, w Polsce przez niektórych
jest uważany przesadnie za „symbol Prawosławia”) wskazuje, że
w dzisiejszej Rosji brakuje ideologii. Tą ideologią, to udowadnia
trwająca wojna, nie może być postsowietyzm. Ale nie może nią być
też żaden euroazjatyzm, jak proponuje Dugin, bo to są polityczne
ideologie, odwołujące się do emocji i
ludzkich
pożądliwości (tego,
co nazywamy po cerkiewno-słowiańsku strasti).
Pustkę ideologiczną może w Rosji zapełnić tylko Chrystus, do
którego drogą jest Święte Prawosławie. Nastał już ostateczny
czas na powrót do niego.
Rozmawiała Agnieszka Piwar Notka biograficzna rozmówcy:
Protosingel
Hiob (Kadyło) –
mnich i kapłan prawosławny, ur. w 1969 roku w Gliwicach. Absolwent
Wydziału Prawa i Administracji oraz
Wydziału Filozoficznego (Instytutu Socjologii) UJ, a następnie
pracownik naukowy i doktorant tych wydziałów. Po przyjęciu
Prawosławia w latach 90-tych – w 2002 otrzymał święcenia
kapłańskie w PAKP. Od 2016 w jurysdykcji Eparchii
Raszko-Prizreńskiej i Kosowsko-Metochijskiej (na wygnaniu) Serbskiej
Cerkwi Prawosławnej.
Za:
Myśl Polska:
https://myslpolska.info/2022/07/16/meczenstwo-mikolaja-ii-punktem-zwrotnym-w-historii-swiata/
Ostatnio przeczytałem że żydobolszewia wymordowała 66 milionów Rosjan! I tak sobie myślę że być może Rosja została ukarana za zniszczenie Wielkiej Tartarii? Z inspiracji i pomocy Wielkiej Brytanii i Francji. Tych samych i angoli, którzy potem niszczyli Rosję!
OdpowiedzUsuń