czwartek, 12 kwietnia 2018

Co w żydowskiej duszy gra?

Tekst powstał na przełomie lutego i marca 2018 roku i został opublikowany w kwartalniku „Opcja na Prawo” (Nr 1/150, marzec 2018 r.)


     O tym zdarzeniu opowiedziałam zaledwie kilku zaufanym osobom. Nigdy wcześniej nie podzieliłam się tym publicznie. Zapytają Państwo – jak to możliwe, że mając dostęp do łam publicystycznych przez tyle lat milczałam na temat tej wstrząsającej historii? Być może podświadomie uwierzyłam mojemu żydowskiemu rozmówcy, antybohaterowi dzisiejszej opowieści. Szyderczym tonem zapewniał, że i tak nikt mi nie uwierzy. Nie miał on wtedy pojęcia, że rozmawia z przyszłą dziennikarką.


Do niecodziennego spotkania doszło dekadę temu. Był środek zimy i środek nocy. Na dworcu centralnym w Warszawie wraz z tłumem podróżnych czekałam na opóźniony nocny pociąg relacji Gdynia-Kraków-Zakopane. W oczekiwaniu na połączenie dostrzegłam na peronie wyróżniającego się mężczyznę w średnim wieku. Czarny kapelusz, biała koszula, gustowny szalik, nienagannie skrojony garnitur i elegancki płaszcz jakoś nie pasowały do podróżnego Tanich Linii Kolejowych. Stało się! Wsiedliśmy do tego samego przedziału.

Jeszcze pociąg dobrze nie ruszył, kiedy pan w kapeluszu ujawnił swój prymitywny charakter. Nie pytając pozostałych podróżnych – czy w ogóle chcą tego słuchać! – zaczął od ostentacyjnego obgadywania kobiety, która odprowadziła go na peron. Przyznał, że to jego kochanka. Kpił z jej ubioru, słabości do alkoholu i rozwiązłego sposobu bycia. Dumnie podkreślał, że całkowicie ją od siebie uzależnił.

W podobnym tonie zaczął opowiadać o kochankach ze Stanów Zjednoczonych. Śmiał się, że wśród nich są sprzątaczki i wszystkie go błagają, by ich nie zostawiał. Poczucie władzy nad tymi kobietami zdawało się sprawiać mu wielką satysfakcję. Chyba jeszcze większą ich upokarzanie. Nawiązując do romansów z USA przyznał, że często tam bywa, bo ma podwójne obywatelstwo – polskie i amerykańskie. I wreszcie dumnie podkreślił, że jest Żydem.


Pozostali podróżni nie dali się wciągnąć do rozmowy, pomimo zaczepek ze strony towarzyszącego nam Żyda. W moim przypadku ciekawość wzięła górę. Zagaiłam. Żyd z pociągu z rozbrajającą szczerością zaczął mi o sobie opowiadać. Rozmowa, a właściwie męka (z mojej perspektywy), trwała kilka godzin. Przed oczami miałam człowieka, który przelał na mnie niepoliczalną ilość pogardy. Ale to nie ja jestem tutaj ofiarą.


Goje, do nogi!

Po pierwszej wymianie zdań wręczył mi wizytówkę. Okazało się, że rozmawiam z dyrektorem Global University System na Europę Środkowo-Wschodnią i Afrykę. Na wizytówce widniał warszawski adres przy pl. Defilad 1 (Pałac Kultury i Nauki). Mieściło się tam wtedy biuro filii wspomnianej „uczelni”, ale dziś polski Internet jest już z tej informacji wyczyszczony. Na moje pytanie – czym się konkretnie zajmuje – bez najmniejszej krępacji przyznał, że handluje ludźmi, a konkretnie werbuje niewolników.

Żyd z pociągu pokrótce przedstawił mi proces „rekrutacji”. Udawał się do kraju z przydzielonego mu obszaru, gdzie wyszukiwał młodych ludzi, którym obiecywał wyrwanie z zacofanej dziury i świetlaną karierę. Kiedy kandydat (raczej nieprzypadkowy, np. syn wodza jakiejś afrykańskiej wioski) dał się złapać, rodzina robiła zrzutkę na bilet, by młodzieniec mógł się wybić i posmakować „lepszego świata”. Oczywiście „rekrutacja” odbywała się też w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce.

Rozdzielony z ojczyzną kandydat odbywał „kurs” na wspomnianym „uniwersytecie”. Po jego ukończeniu, już jako „absolwent”, musiał spłacić „dług wdzięczności”. W ten sposób, wytresowany pod klucz, lądował w jednej z korporacji podpiętej pod Global University System, gdzie miał tyrać, by zarabiać na swych żydowskich panów. Dalsze losy tych ludzi pozostają mi nieznane. Z rozmowy wynikało jednak, jakoby musieli „odwdzięczać się” do końca swojego życia.

Mój żydowski rozmówca śmiał się szyderczo, że podstępem wyciąga tych ludzi z ich domów, a następnie przerabia na niewolników i dojne krowy. Z największą pogardą mówił o Arabach, porównując ich do psów. Z Murzynów kpił, że w Afryce żyją w lepiankach razem z kurami. Z kolei chrześcijan określał jako największych frajerów – szczególnie tych, którzy przestrzegają przykazań o miłowaniu bliźniego i wybaczaniu.


Dialog? Wolne żarty!

Kiedy opinię publiczną rozgrzała do czerwoności dyskusja wokół ustawy o IPN, historia z pociągu wraca do mnie jak bumerang i nie daje mi spokoju (dziś odsłoniłam zaledwie jej kawałek). Przez lata tłumaczyłam sobie, że nie mogę oceniać narodu żydowskiego na podstawie tej konkretnej rozmowy. Tymczasem sami Żydzi nieustannie dostarczają mi kolejnych powodów, by utwierdzać mnie w przekonaniu, że mają oni, nas gojów, w największej pogardzie. Brutalna rzeczywistość jest taka, że o żadnym dialogu mowy być nie może! Wyklucza to nie tyle odmienna kultura (to akurat nie musi być przeszkodą), ale przede wszystkim diametralnie różne podejście do etyki i prawdy.

Na początek słownikowa definicja: „Dialog (współcześnie) – wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw, szczególnie zaś taka wymiana, w której uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu się i przekazaniu cenionych przez siebie wartości intelektualnych i moralnych, a celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy, lub też wspólne działanie” [Antoni Podsiad,
Słownik terminów i pojęć filozoficznych, , PAX, Warszawa 2001].

Środowiska żydowskie (choć nie wszystkie) robią co mogą, by udowodnić, że mają w głębokim poważaniu prawdę. Wystarczy wspomnieć histeryczną – i bezczelną! – reakcję na słowa Mateusza Morawieckiego wypowiedziane podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Premier Polski, zaczepiony przez izraelskiego dziennikarza w kontekście ustawy o IPN, powiedział – skądinąd, całkiem słusznie – że: „Jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy. Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy – nie tylko niemieccy”.

Reakcja strony żydowskiej była natychmiastowa. Premier Izraela Benjamin Netanjahu ocenił słowa Morawieckiego jako „oburzające”. Izraelski przywódca podkreślił, że pojawia się tutaj problem niezrozumienia historii i braku wrażliwości na tragedię narodu żydowskiego.

Chwilę potem głos zabrał szef fundacji From the Depths Jonny Daniels, były żołnierz izraelskiej armii, żydowski lobbysta, a obecnie nadworny polityków Prawa i Sprawiedliwości. „Musi być jasność, że byli Żydzi, którzy współpracowali z niemieckimi nazistami w małym stopniu. Większość z nich robiła to w nadziei, że uratują życie swoje i najbliższych. Ogromna większość z tysięcy polskich kolaborantów robiła to z chciwości i czystej nienawiści” – napisał Daniels.

Za wpis na Twitterze na lobbystę spadły gromy – początkowo także ze strony środowiska związanego z PiS. Daniels połapał się, że nieco przeholował (w końcu z zawodu jest też pijarowcem), więc szybko skasował skandaliczne słowa i oficjalnie się za nie niby pokajał. Trzeba być jednak niespełna rozumu, politykiem PiS-PO-N-etc., czy też usłużnym dziennikarzem, by nie ogarniać z jak podłą i cyniczną grą mamy do czynienia. Tymczasem Jonny Daniels w mgnieniu oka wrócił do łask (pewnie nigdy z nich nie wyszedł) partii rządzącej i medialnych sprzedawczyków na usługach tejże.

Nie wiedzieć czemu (mogę się tylko domyślać) polscy (?) politycy i większość dziennikarzy udają, że pada deszcz, kiedy Żydzi plują Polakom w twarz. Od tygodni mamy do czynienia z nasileniem bezczelnej nagonki na Polskę ze strony Izraela. Tymczasem polskojęzyczne serwisy informacyjne ustami swoich polityków wydają się być zrozpaczone kryzysem w relacjach polsko-izraelskich i desperacko szukają sposobu – z przymilaniem się Żydom włącznie – jak z owego kryzysu wyjść. Czy ta gra jest w ogóle warta świeczki? Dla Żydów jak najbardziej; dla Polaków – śmiem wątpić.

Odnoszę wrażenie, że nikomu z odpowiedzialnych za Polskę nie przyszło nawet do głowy, by postawić ultimatum i zagrozić zerwaniem stosunków dyplomatycznych. Czyż nie tak postępuje gospodarz troszczący się o swój dom? Wyobraźcie sobie, Drodzy Państwo, sytuację z życia wziętą. Do domu przychodzi gość i bezpodstawnie zaczyna obrażać jego mieszkańców, a nawet żąda jakiejś zapłaty, bo ubzdurał sobie, że należy mu się rekompensata. Co robi pan domu zatroskany o najbliższych, kiedy druga strona nie okazuje im najmniejszego szacunku? Wyprasza takiego delikwenta za próg.


W poszukiwaniu prawdomównych Żydów

Tymczasem niemal każdy polski (?) polityk wydaje się być tchórzem (w najlepszym wypadku głuchym ślepcem), zaś większość dziennikarzy i publicystów nie potrafi wyjść poza koniunkturalne ramy. Czyżby mieli z tego jakiś interes? A może boją się być posądzeni o antysemityzm? No ba, przecież tak wielu właśnie tego zarzutu boi się najbardziej. A co mi tam... Znam sposób, jak ten kuriozalny zarzut obejść. Wystarczy zacytować słowa prawdy, które o swoim narodzie wypowiedzieli sami Żydzi, wszak nie wszyscy Żydzi gardzą prawdą. Hannah Arendt, niemiecka filozof żydowskiego pochodzenia, w książce pt. „Eichmann w Jerozolimie” (pierwsze wydanie 1963 r.) odsłoniła niechlubną rolę Żydów w holokauście własnego narodu. Lektura szczegółowo ujawnia jak III Rzesza do zagłady Żydów wykorzystywała niektórych Żydów. Arendt wskazała wręcz na część elit żydowskich – Judenraty [z niem. Rada żydowska, lub Żydowska Rada Starszych – forma sprawowania władzy przez przywódców żydowskich nad skupiskami żydowskimi (późniejsze getta) wprowadzona przez niemieckie władze okupacyjne w 1939 roku].

Autorka głośniej książki nie pozostawia złudzeń: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”. Arendt napisała wprost: „O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano”.

Kolejną niechlubną żydowską kartą na usługach hitlerowskich Niemiec był Żagiew, czyli
Żydowska Gwardia Wolności. Była to kolaboracyjna organizacja żydowska w getcie warszawskim, powołana pod koniec 1940 przez żydowski referat Gestapo do infiltrowania żydowskich i polskich organizacji podziemnych, w tym niosących pomoc Żydom.

Jaki los Żydzi zgotowali Żydom w getcie? Brutalną prawdę przekazał żydowski poeta,
Icchak Kacenelson, bezpośredni świadek dokonanej przez Żydów zbrodni na Żydach, którego poezja stanowi niepodważalne źródło historyczne. Poniżej fragmenty poematu Pieśń o zamordowanym żydowskim (uznawanego za jedno z najwybitniejszych świadectw literackich Holokaustu i dzieł literatury światowej) opatrzonego tytułem „O bólu mój”:

Jam jest ten, który to widział, który przyglądał się z bliska (...)
Patrzyłem na to zza okna, widziałem morderców bandy –
O, Boże, widziałem bijących i bitych, co na śmierć idą…

I ręce załamywałem ze wstydu… wstydu i hańby –
Rękoma Żydów zadano śmierć Żydom – bezbronnym Żydom!

Zdrajcy, co w lśniących cholewach biegli po pustej ulicy
Jak ze swastyką na czapkach – z tarczą Dawida, szli wściekli
Z gębą, co słowa im obce kaleczy, butni i dzicy,
Co nas zrzucali ze schodów, którzy nas z domów wywlekli (...)

Z pałką wzniesioną do ciosu – do domów przejętych trwogą.
Bili nas, gnali starców, pędzili naszych najmłodszych
Gdzieś na struchlałe ulice. I prosto w twarz pluli Bogu (...)
Przy nich żydowska policja – zbiry okrutne i dzikie!
A z boku – Niemiec z uśmiechem lekkim spogląda na nich,
Niemiec przystanął z daleka i patrzy – on się nie wtrąca,
On moim Żydom zadaje śmierć żydowskimi rękami!


Skoro przywołałam getto, warto przypomnieć choćby fragment tego, co o żydowskiej policji pisał najsłynniejszy kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum: „Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź. Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi – przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) – sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź (…).”

Takich wstrząsających świadectw jest znacznie więcej. Pozostaje zadać pytanie – dlaczego żaden polski (?) polityk nie ma odwagi cytować w rozmowie z Żydami powyższych przykładów? Zamiast tego mamy przymilne „łagodzenie sytuacji”. Tym samym runął mit o wstawaniu z kolan. 


Polacy, odwagi!

4 lutego 2018 roku, na warszawskim Żoliborzu odbyło się bezprecedensowe spotkanie z wybitnym filozofem ks. prof. Tadeuszem Guzem. Temat wykładu „Człowiek sumienia jako człowiek Boży” szybko przerodził się w dyskusję na temat kryzysu w relacjach z Izraelem. Podczas przeszło trzygodzinnego spotkania usłyszałam najodważniejsze – jak do tej pory – wystąpienie na temat Żydów. Ksiądz Tadeusz Guz, który zawsze o drugim człowieku mówi z miłością, jest jednocześnie znany z bezkompromisowego podejścia do prawdy. Mówiąc o Żydach była to bardzo gorzka prawda, ale wypowiedziana w duchu Bożego Miłosierdzia. Rewelacyjne wystąpienie zarejestrowało kilka niezależnych kamer. Nagrania są dostępne na YouTube, m.in. pod tytułem: O przemilczanej prawdzie o współudziale Żydów w Holokauście.

Nawiązując do toczącej się dzisiaj dyskusji, ks. prof. Tadeusz Guz powiedział, że można postawić najprostsze pytania: „Gdzie byłeś Izraelu w czasie II wojny światowej? Ciebie nie było! To my, Polacy ratowaliśmy twoje dzieci (…).” I dalej: „Kto finansował führera? W czyich rękach był przemysł farmaceutyczny i chemiczny, który uśmiercał braci i siostry Żydów w obozach niemieckich? Kto paktował gospodarczo, aż po wybuchu II wojny światowej, kiedy dymy z krematoriów już zagazowały i spaliły tysiące Żydów? Kto kooperował gospodarczo z III Rzeszą Niemiecką? Proszę nam powiedzieć nie tylko z nazwiska i imienia, ale my chcemy znać jego narodowość (…). Kto był właścicielem banków udzielających gigantycznych kredytów na budowę krematoriów w Auschwitz-Birkenau? Kto wyposażył führera w kredyty finansowe? My chcemy znać nie tylko nazwę banku, ale chcemy poznać narodowość ich właścicieli. Jak widzicie, mamy piękne ciekawe pytania pod adresem naszego bratniego narodu Izraela” – spuentował odważny kapłan, dając swoim rodakom przykład prowadzenia debaty z Żydami.

Czy politycy znad Wisły posłuchali? Jakoś nie zauważyłam. Obserwując scenę polityczną odnoszę wręcz wrażenie, że polski rząd stał się zakładnikiem w tej sprawie. A o co w niej właściwie chodzi? Jak stare porzekadło mówi: „Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Właśnie dlatego Żydzi tak bardzo oburzyli się na ustawę o IPN. Blokowanie za pomocą prawa zrzucania współodpowiedzialności na Polskę za Holokaust zamyka drogę do uzyskania odszkodowań finansowych dla Żydów. Jednak pieniądze nie są tutaj celem samym w sobie. Celem jest władza. Bo jak mi powiedział Żyd z pociągu – za pieniądze mogą mieć kontrolę nad całym światem i wszystkich w garści. Czyżby?


Agnieszka Piwar


1 komentarz:

  1. Zgadzam się z Panią ale realia są takie jakie są. Załóżmy że np. Kaczyński postawi się Żydom to sprzedajna opozycja totalna wykorzysta to i razem z Żydami, Niemcami, gebderowcami. LBGT wystapi przeciwko i Kaczyński przegra. Problem w tym że połowa Polaków popiera tych sprzedajnych szmalcowników i tylko czekają na porażkę Kaczyńskiego. Protesty łatwo wywołać, Żydzi mają w swoich rękach banki i większość mediów. Olbrzymia część Polaków jest pozbawiona patriotyzmu, to dopiero trzeba wychować, tak jak było za II-ej RP

    OdpowiedzUsuń