wtorek, 29 listopada 2022

Jak sprawdzano czy jestem "ruskim agentem"?

Wiem, że funkcjonariusze bezpieki czytają mojego fejsa, a nawet robią z tego notatki, więc to będzie wpis ze specjalną dla nich dedykacją.

Jakiś czas temu uruchomiono wobec mnie pewne parszywe działania. Na jakiej podstawie i dlaczego to zrobiono? Otóż, ktoś tam puścił w obieg plotkę, że mogę być "ruskim agentem". Smutni panowie nie mieli jednak na to dowodów. W tej sytuacji uznano, że trzeba zastawić na mnie pułapkę. Stworzono w tym celu tzw. "przyjazne otoczenie" i podstawiono mi osobę udającą "zatroskanie o mój los", której zadaniem było wszystko raportować (od początku wiedziałam, że to pułapka, choć nie dawałam tego po sobie poznać).

Modus operandi polegał na tym, aby w pobliżu mnie przewijały się tzw. "okazje", np. atrakcyjne dla obecnego wywiadu osoby do ewentualnego zwerbowania lub sytuacje do wykorzystania. Generalnie obserwowano moje ruchy i reakcje, licząc zapewne na to, że zrobię coś, dzięki czemu będzie można obtrąbić sukces złapania "ruskiego agenta" na gorącym uczynku.

Cóż, być może wiele osób rozczarował ten fakt, ale żaden ze mnie "ruski agent". Moją jedyną "winą" okazuje się być to, że po prostu gardzę sojuszem z NATO, czego i tak nigdy nie ukrywałam w swoich publikacjach. Moja wieloletnia aktywność dziennikarska, połączona z podróżami zagranicznymi i wywiadami z dyplomatami państw spoza NATO, wzbudziła spore zainteresowanie, co akurat nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Zwerbować się nie dałam (a były takie próby), więc podstawiano mi różnych "znajomych", którzy mieli za zadanie raportować na mój temat. W moim przypadku szczególną rolę odegrały kobiety, które udawały zatroskanie, a de facto obserwowały i donosiły: z kim utrzymuję znajomości, jak komentuję bieżące wydarzenia polityczne, czy i na kogo zagłosuję w nadchodzących wyborach, jaki mam gust, jak reaguję na różne sytuacje, itp.

Co do zastawionych na mnie pułapek nie będę rozprawiać nad legalnością tych działań, wszak powszechnie wiadomo w jakim państwie żyjemy. Bardziej nurtuje mnie tutaj kwestia etyczna. Otóż, niektóre z donoszących na mnie osób są rodzicami. I jak zapewniali, bardzo kochają swoje dzieci. Ciekawe czy biorąc udział w operacjach wymierzonych przeciwko mojej osobie, pomyśleli choć przez chwilę, że ja też jestem czyimś dzieckiem i ktoś się bardzo zamartwia widząc te wszystkie dziwne akcje wokół mnie? Co znamienne, większość osób jakie mi podstawiano, kreowały się na gorliwe katoliczki/gorliwych katolików (najczęściej po doświadczeniu rzekomego nawrócenia), gdyż z mojego profilu psychologicznego wyszło, że takim osobom najbardziej zaufam. I rzeczywiście latami nabierałam się na tych ludzi. Z czasem nauczyłam się ich demaskować. W jaki sposób i kto mi w tym pomógł? Niech to pozostanie moją tajemnicą.

Tak więc w przypadku niektórych osób, wiedziałam, że na mnie donoszą, ale tego przed nimi nie ujawniałam, a nawet starałam się im wybaczać. Czasami wręcz usprawiedliwiałam ich działania/motywacje. Myślałam sobie w duchu: - Może zmusiła ich do tego trudna sytuacja życiowa albo strach o przyszłość własnych dzieci? Zastanawiałam się też, czy szargały tymi osobami wyrzuty sumienia, wszak poznały mnie jako osobę szczerze życzliwą i uprzejmą wobec nich.

Teraz dość już jakichkolwiek usprawiedliwień, szczególnie po tym, jak dotarło do mnie, że te osoby (a już na pewno ich przełożeni/prowadzący), to zwolennicy sojuszu Polski z Amerykanami. Jednej z donoszących na mnie osób wymsknęło się nawet kiedyś, że uważa jakoby NATO i Stany Zjednoczone broniły wartości naszej cywilizacji. Coś obrzydliwego! Generalnie osoby jakie na mnie donosiły i zastawiały pułapki, to typowy produkt uformowany przez potomków frankistów, którzy wytresowali sobie na naszej ziemi tzw. "polskich patriotów". Pod pretekstem patriotyzmu wpojono im organiczną nienawiść do Rosji. Ta nienawiść do rosyjskiego sąsiada tak zaczadziła im umysły, że już nie zważają na podstawowe fakty o amerykańskim sojuszniku i są gotowi całkowicie mu się zaprzedać.

Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak przypomnieć listę krajów bombardowanych i/lub najechanych przez USA od czasu wojny światowej: Chiny (1945-1946), Korea (1950-1953), Gwatemala (1954, 1960, 1967-1969), Indonezja (1958), Laos (1958, 1964-1973), Kuba (1959-1961), Wietnam (1961-1973), Kongo (1964), (Laos 1964-1973), Kambodża (1969-1970), Granada (1983), Liban (1983), Liban i Syria (1984), Libia (1986, 2011-), Salwador (lata 80. XX wieku), Nikaragua (lata 80. XX wieku), Iran (1987), Panama (1989), Irak (1991-, lata dwutysięczne, 2015-), Kuwejt (1991), Somalia (1993, 2007-2008, 2010-), Bośnia (1994, 1995), Sudan (1998), Afganistan (1998, 2001-), Jugosławia (1999), Jemen (2002, 2009-), Pakistan (2003), Syria (2014-).

Miejsca zaatakowane przez Amerykanów swoim obszarem obejmują blisko jedną trzecią ludności na ziemi. W związku z powyższym mam moralne prawo nie akceptować takiego sojusznika dla Polski. Natomiast jako absolwentka filozofii mam wręcz obowiązek nie zgadzać się z twierdzeniem, że bronią oni wartości naszej cywilizacji.

Tymczasem wytresowani przez potomków frankistów tzw. "polscy patrioci" uznali, że dla takiego sojusznika warto zastawiać na mnie pułapki i donosić nieobliczalnym psychopatom. Więcej o naszym, o zgrozo, sojuszniku w najnowszym numerze "Myśli Polskiej", gdzie opublikowano mój artykuł pt. "Panowie życia i śmierci". Od jutra w salonach prasowych, a wkrótce na stronie internetowej MP oraz na zaprzyjaźnionych portalach prowadzonych przez Polonię.

Fot. Teheran, 2017 rok
Za: Facebook

1 komentarz:

  1. P Agnieszko takie działania abwera prowadzi przeciw mnie od kwietnia 2012 roku. Nawet łaźą za mną na zakupy czy jeźdzą do pracy.

    A podatnik płaci na utrzymanie takich darmozjadów.

    Więc abwera nie złapiecie mnie jako hackera :)

    OdpowiedzUsuń