O edukacji z doktorem nauk prawnych Aldoną Ciborowską, rozmawia Agnieszka Piwar
Na początku września 2012 r. politycy Sojuszu Lewicy
Demokratycznej rozpoczęli kampanię na rzecz zmian w systemie oświaty.
Z Pani inicjatywy Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy wystosowało
wówczas apel do polityków i środowisk katolickich w sprawie tzw.
Lewicowego Dekalogu Edukacyjnego proponowanego przez SLD. Minął rok,
a problem ten nie spotkał się z większym zainteresowaniem środowisk, do
których apel był kierowany. Co takiego zaproponowali politycy lewicy, że
konieczna była interwencja?
SLD podjęło temat i to wystarczyło. Pomyślałam, że nadarza się
okazja, aby zwrócić się do środowisk katolickich z apelem
o systematyczną analizę oraz o stworzenie własnego projektu edukacji dla
Polaków katolików i wprowadzenie go w życie. Marzę o tym, żeby politycy
katoliccy zrobili wielki rachunek sumienia. Edukacja w Polsce jest pod
wielkim wpływem ideologii, a środowiskom katolickim jakby brakowało
gorliwości. Edukacja została oddana walkowerem, a przecież nauka
i edukacja nie powinny mieć z ideologią nic wspólnego.
Nadszedł czas,
żeby otwarcie mówić o tym, że zniszczono pokolenie młodych ludzi,
tresując ich „pod klucz”, zamiast edukować do rozeznawania prawdy
rozumianej jako zgodność sądów z rzeczywistością, do wyboru dobra
i piękna, do wysokiej kultury. System, metoda, podręczniki, cała
„filozofia” tej edukacji powinny być jak najszybciej porzucone. Istnieje
wiele punktów, o których należy otwarcie mówić, również ten, że powinna
być prawdziwa edukacyjna alternatywa dla rodziców, tak aby ich prawo do
wychowania dzieci było prawem żywym, a nie fikcyjnym. Ideologia rządzi
edukacją i oświatą. Ludzie są oszukiwani, umysły deformowane. Ten system
jest neokolonialny. Nie wychowujemy osób, a tresujemy niewolników,
którzy mają „wbić się” w konstrukt nazwany kluczem. To bardzo
wyrafinowana metoda. Cały ten system jest tak przemyślany, żeby zabić
to, co w człowieku osobowe – czyli rozum i wolę. Punktem wyjścia dla
ideologów jest kłamstwo o rzeczywistości i o człowieku. Państwo ideowo
i metodycznie zdominowało system edukacji, implantując ideologię. Dla
katolików pożądana jest edukacja katolicka de facto, a nie de nomine,
żebyśmy mogli w sposób pełny korzystać ze wspaniałych metod bł.
Marceliny Darowskiej, której wspomnienie było 6 października (tuż po św.
Faustynie), ze św. Jana Bosco. Powinno się umożliwić „uwolnioną” od
państwowego „nadwładztwa” edukację katolicką z metafizyką włącznie,
z elementami prawa rzymskiego, nauką św. Tomasza z Akwinu, greką, łaciną
i językami nowożytnymi, matematyką, retoryką. Chodzi o metodę
kształcenia i wychowania – nie jedynie o treść. Katolik ma prawo do
katolickiej edukacji również w metodzie i programie. Jeżeli więc państwo
jest zideologizowane, to narzuca ideologię katolikom i odbiera im
wolność w sprawie edukacji i wychowania własnych dzieci (programy,
podręczniki, metody). To jest niedopuszczalne, a dzieje się. Tracimy
podmiotowość. A to już jest totalitaryzm.
Jaką korzyść mają rządzący z tego, że tak miażdżą system edukacji?
Myślę, że polityka współczesna tak jakby nie kochała osób i Narodu, nie chce służyć – chce rządzić! Takie podejście jest już ideologią. Wobec tego, nie ma potrzeby przeprowadzania reformy – jest potrzeba porzucenia tego, co jest złe. Korzyść rządzących mogę oceniać po pierwsze po owocach – nauczyciele akademiccy bardzo dobrze wiedzą, z jakiego typu deficytami trafiają na uczelnię absolwenci – ale czy otwarcie ktoś odważy się o tym mówić skoro „je” z tej „ręki”, która wyznacza koleiny? Nauczyciel jest teraz biurokratą, stracił wolność.
W rozmowie z nauczycielami z Solidarności Oświatowej usłyszałam bardzo dramatyczne stwierdzenie: „Polska przetrwała trzy zabory, okupację, czasy PRL-u, ale jeszcze nigdy nie zniszczono tak oświaty, jak za czasów III RP”.
Podzielam tę opinię. Za komuny wcale nie było dobrze, ale był czas na uczenie się wierszy – wiele znam na pamięć, był czas na pogłębioną analizę tekstów, istniał przenoszony w lekturach obowiązkowych kod kulturowy, często pisaliśmy wypracowania – teraz są może dwa na semestr, był czas na opanowanie poszczególnych partii materiału, był czas na odpytanie na początku lekcji i czas na rozmowę na końcu lekcji, było stopniowanie trudności. Teraz w szkole panuje dziki pęd. Praca po łebkach pod presją czasu. Nauczyciele zostali uwikłani w sprawozdania i szkolenia, jakby nikt im nie ufał i jakby nie mogli dokształcać się sami. Ważne jest, żeby szkoła nie wypełniała całego dnia, żeby krótsze były zajęcia w szkole, a więcej czasu na pracę w domu, więcej czasu wolnego na spotkanie się z własnymi myślami. Obecny cykl 4 razy 3 lata zabrał około roku na naukę na każdym poziomie. Zamiast czterech lat są dwa. To tak, jakby chcieć ugotować jajko na twardo w ciągu minuty, kiedy na to potrzeba jest więcej czasu. W ten sposób nerwicuje się ludzi – sprężając czas. Koszmar testu wyeliminował spotkanie osób mistrza z uczniem, wykluczył możliwość swobodnej wypowiedzi w rozprawce. Zamknął ludzi „w opcjach”, kluczach, formułach.
Od początku wprowadzania tego systemu wiedziałam w jaką stronę idą zmiany w edukacji. Miałam doświadczenie Zachodu. W latach osiemdziesiątych mogłam zobaczyć jak to wygląda w Niemczech, we Francji, w Szwajcarii – wiedziałam, że tamto szkolnictwo jest zideologizowane i nędzne, gorsze od tego, które było w Polsce za komuny. I ta różnica polegała na tym, że u nich rządziła w edukacji nowa lewica, postmoderniści, która jest o wiele bardziej radykalna od marksizmu – leninizmu, co oznacza, że skuteczniej ideologizuje. Poziom był niższy… W roku 1997 profesor Piotr Jaroszyński przestrzegał przed tą reformą. Pamiętam, że powstało Stowarzyszenie Rodzina Polska i pan profesor właśnie wówczas przestrzegał Polaków. Nikt go nie posłuchał. Żałuję. Po prawie 20 latach z edukacji pozostają zgliszcza. I nie będziemy mieli elit. No cóż, może właśnie o to chodziło, nie ma elit, nie ma Narodu, jest masa.
Dlaczego tak ważna jest walka o edukację?
Powiedziałabym: ważne jest odzyskanie edukacji. Chodzi o człowieka, o osobę ludzką, która żyje tylko raz, jest powołana przez Trójjedynego Boga do relacji miłości, do rozeznawania prawdy, piękna, dobra, do spełnienia się jako osoba. Prawdziwa edukacja umożliwia to spełnienie. Prawda jest. Piękno jest. Dobro jest. One dadzą się poznać i można iść w głąb poznanej prawdy i piękna. Takie pójście w głąb powoduje, że staje się możliwe cudowne doświadczenie wolności, a ona jest świadomą służbą wartościom, Bogu, ludziom.
Postmodernizm, który rządzi tzw. współczesną edukacją, neguje istnienie prawdy, która jest na zewnątrz. I dlatego mistyfikuje edukację. Stąd te ciągłe zmiany, reformy reform. Moim zdaniem nadszedł czas porzucenia utopii. Jest Katolicka Nauka Społeczna. Trzeba po nią sięgnąć. Maksymilian Maria Kolbe, błogosławieni Jerzy Popiełuszko i Jan Paweł II, jacy to wolni ludzie. I jacy piękni. Wkrótce rocznica kanonizacji św. Edyty Stein. Ona, poszukując prawdy jako uczona, odkryła Prawdę – Boga Miłość. Jest patronką Europy. Dobra edukacja to po prostu szansa, żeby być dobrym i mądrym człowiekiem, żeby spotkać Boga Miłość. Prowadzenie do prawdy i miłości jest obowiązkiem wobec człowieka i dowodem miłości. Edukacja jest służbą człowiekowi. Jakość myślenia, struktura myśli, o których mówi ksiądz prof. Tadeusz Guz z KUL, zależy od edukacji. I wskazuje na edukację katolicką jako najlepszą.
Z tego, co pani opisuje, wynika, że w obecnych czasach aż strach puścić dziecko do szkoły. Co można zaproponować rodzicom, którzy podzielają tę opinię i mocno obawiają się posłać swoje pociechy do placówki edukacyjnej, nad którą nadzór ma władza?
Uczyć w domu. Jest taka możliwość.
Możliwość? A co z rodzicami, którzy muszą pracować (oboje) i nie są w stanie poprowadzić domowej edukacji swoich dzieci? Co więcej, nie każdy rodzic ma do tego predyspozycje, tzn. może czysto intuicyjnie orientować się, że państwo funduje nam fatalną edukację, ale sam nie jest na tyle kompetentny, by przeprowadzić domową edukację.
To, z czym mamy obecnie do czynienia w naszym państwie, jest wojną. Na wojnie podważa się prawo istnienia zakazów płynących od wroga i „kombinuje”, jak się ratować. Polacy są pomysłowi. Podczas okupacji były tajne komplety, pożyczano sobie książki, wymieniano się służbą: ja tobie ugotuję i uprasuję, a ty pomóż mojemu dziecku w matematyce. Była bieda, ale duch w Narodzie nie mógł zginąć. Tutaj każdy musi ocenić zarówno niebezpieczeństwo oraz ryzyko i podjąć w sumieniu decyzję. Bez ofiary z siebie się nie obejdzie. Nie wierzę w „lekkość bytu” – Król katolików ma cierniową koronę – z MIŁOŚCI oddał życie. Wracając jednak do punktu wyjścia naszej rozmowy, to przecież powstał apel do środowisk katolickich. Mobilizacji nie widać.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Gazeta Finansowa http://www.gf24.pl/14709/wytresowani-pod-klucz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz