środa, 22 maja 2019

Polska lokajem USA w Europie

Artykuł powstał w styczniu 2019 roku i został opublikowany w kwartalniku „Opcja na Prawo” (Nr 1/154, marzec 2019 r.)


Po fatalnym 2018 roku wydawać by się mogło, że w polityce międzynarodowej gorzej już być nie może. Tymczasem rząd PiS postanowił udowodnić, że pełzanie przed Izraelem, dobicie relacji z Rosją, skłócenie z Unią Europejską i uleganie kaprysom ambasador Georgette Mosbacher – to dopiero rozgrzewka. 
 
W nowym 2019 roku ekipa pod wodzą namiestnika Jarosława Kaczyńskiego wmanewrowała Polskę w konflikt z poważnymi mocarstwami azjatyckimi: Chinami i Iranem. Wuj Sam w nagrodę poklepał po ramieniu, ale państwo polskie tej hańby nie zmyje już nigdy.



W propagandowym przekazie mediów służących opcji rządzącej wszystko wygląda wyśmienicie. Trzymanie sztamy z Waszyngtonem gwarantuje nam „bezpieczeństwo” i „stabilizację” – dudnią komunikaty. W rzeczywistości palimy za sobą geopolityczne mosty, których prędko nie uda się odbudować, o ile w ogóle to będzie możliwie.

Bolesne doświadczenia historyczne nie pozwalają zapomnieć, że geopolityczne położenie Polski – między Niemcami i Rosją (III Rzeszą i ZSRR) – nie raz przysparzało nam trudności i dramatów. Jednak po 1989 roku otrzymaliśmy historyczną szansę, by nasze doświadczenie oraz położenie – między Wschodem i Zachodem – przekuć w wielki atut. Kolejne rządy bardzo się postarały, by tak się jednak nie stało, ale ekipa PiS postanowiła przebić poprzedników i udowodnić, że tamci w tej kwestii zrobili wciąż za mało.

Moskwa-Warszawa, zawalona sprawa

Wielu historyków alarmuje, że tak fatalnych relacji z Rosją jeszcze nie mieliśmy. Oczywiście zrozumiała jest chęć odcięcia się od dyktatu Kremla, wszak przez dziesięciolecia swoje wycierpieliśmy. Niezrozumiałe jest natomiast, że wyrywając się spod jednego buta (Moskwa) natychmiast daliśmy się przydeptać następnemu (Waszyngton). Może ktoś tu cierpi na syndrom sztokholmski? Nie czas jednak na psychologizowanie. Skupmy się na faktach.

Wielu historyków alarmuje, że tak fatalnych relacji z Rosją jeszcze nie mieliśmy. Oczywiście zrozumiała jest chęć odcięcia się od dyktatu Kremla, niezrozumiałe jest natomiast, że wyrywając się spod jednego buta (Moskwa) natychmiast daliśmy się przydeptać następnemu (Waszyngton). Może ktoś tu cierpi na syndrom sztokholmski? 
 
Być może należę do wyjątkowych szczęśliwców, ale jako Polka nie doświadczyłam od Rosjan wrogości. Do Rosji jeżdżę zaledwie od kilku lat, a więc od czasu kiedy w polskojęzycznych mediach rozkręciła się antyrosyjska histeria. W Polsce słyszałam wiele komentarzy, że Rosjanie zawsze będą mieli w stosunku do Polaków poczucie wyższości. W Rosji jakoś tego nie zauważyłam. Owszem, Rosjanie wiedzą, że są częścią potężnego imperium – z czego wydają się być bardzo dumni – ale rozmowach z tamtejszą inteligencją dało się wyraźnie odczuć, że mają oni respekt przed cywilizacją, którą na przestrzeni wieków ukształtowali Polacy. I choćby już na tym fundamencie można było spróbować odbudować relacje na partnerskich zasadach.

Rozmawiając z Rosjanami z pokolenia moich rodziców zdarzyło mi się usłyszeć, że w czasach Związku Radzieckiego Polska była dla nich oknem na Zachód, przepustką do wolnego świata. Pewien Rosjanin – obecnie dyrektor hotelu – gdy usłyszał, że jestem z Polski, z wielkim sentymentem i nieskrywanym wzruszeniem zaczął wspominać lata 90., kiedy mieszkał w Warszawie, gdzie handlował na Stadionie 10-lecia. Z jego opowieści wynikało, że był to najlepszy okres w jego życiu. Dla wielu umęczonych pieriestrojką Rosjan Polska była wtedy jak Eldorado. Z kolei w oczach wielu starszych Rosjanek do dziś polskie kobiety pozostają symbolem elegancji i klasy. W młodszym pokoleniu tylu komplementów już nie usłyszymy. Dla młodych Rosjan staliśmy się totalnie obojętni. Na własne życzenie.

O ile jeszcze ze strony oficjalnej – na przykład z ust dyplomatów – da się usłyszeć zapewnienia o woli do współpracy z Polską, o tyle ze strony polskiej arogancja narasta w takim tempie, że już wkrótce podobnych zapewnień możemy nie usłyszeć. Wystarczy wspomnieć, że 29 listopada 2018 r. w programie telewizyjnym TVP INFO „Minęła dwudziesta” doszło do znieważenia prezydenta Federacji Rosyjskiej, jak i samej Rosji. Scenografia programu, towarzysząca wypowiedziom „ekspertów” (szczujących na Rosję) przedstawiała tło z napisem „Achtung Russia”, z literami stylizowanymi na nazistowskie SS, zaś twarz Władimira Putina ukazano jako trupią czaszkę z piszczelami, na wzór czaszki przyklejanej na puszki z gazem Cyklon B (tym samym, którym hitlerowcy mordowali ofiary obozów koncentracyjnych).

Do dziś nikt nie poniósł konsekwencji, choć Polski Kodeks Karny w Art. 136. mówi: § 2. Kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej dopuszcza się czynnej napaści na osobę należącą do personelu dyplomatycznego przedstawicielstwa obcego państwa albo urzędnika konsularnego obcego państwa, w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Zaś § 3 dookreśla: Karze określonej w § 2 podlega, kto na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej publicznie znieważa osobę określoną w § 1.

Usłużni funkcjonariusze-redaktorzy głupkowato chichoczą na wizji, a polski przedsiębiorca płacze, bo ma ograniczaną możliwość wymiany handlowej z naszym największym sąsiadem. Nie wspominając już o zwykłych Polakach, których każdorazowo boleśnie dotyka podwyżka cen za energię.

Szyderczy uśmiech Donalda Trumpa

Namiestnicy sprawujący tymczasową władzę nad Wisłą w przeciągu zaledwie kilku lat wykonali swoje zadanie i skłócili Polskę z Rosją na dobre. Dobicie relacji z największym sąsiadem otworzyło Amerykanom drogę do nowych interesów. W 2018 roku Stany Zjednoczone wepchnęły nasz kraj w wieloletni kontrakt na kupno amerykańskiego gazu skroplonego.

26 września 2018 roku, podczas wystąpienia na forum ONZ w Nowym Jorku, prezydent Stanów Zjednoczonych powiedział, że „poleganie na pojedynczym zagranicznym dostawcy energii naraża dane państwo na szantaż i zastraszenie”. W tym kontekście pochwalił kraje europejskie takie jak Polska, za „uniezależnienie się od Rosji w zaspokajaniu potrzeb energetycznych”. Można by jeszcze w te bajki uwierzyć, gdyby nie fakt, że Polska nie była skazana na Rosję. Tak się składa, że otrzymywaliśmy atrakcyjne propozycje alternatywnych źródeł energii z innych państw, ale „sojusz” z Ameryką zmusza nas do totalnego poddaństwa i zamyka drogę na innych.

W przeciągu ostatnich lat osobiście brałam udział w licznych konferencjach i spotkaniach z udziałem przedstawicieli krajów z Bliskiego Wschodu, bogatych w zasoby gazu ziemnego i ropy naftowej. Polacy z wielu powodów są w tym Regionie bardzo dobrze postrzegani. Wystarczy wspomnieć zaangażowanie polskich inżynierów w budowę tamtejszej infrastruktury w latach 70. i 80. XX wieku. W latach PRL mieliśmy tam bardzo dobre kontakty i wpływy. Relacjonując różne spotkania z przedstawicielami świata arabskiego i perskiego, zauważyłam liczne wyrazy sympatii, choćby z racji tego, że Polska nie ma kolonialnej przeszłości, zaś sami Polacy są postrzegani jako naród, który nie traktuje innych z pogardliwą wyższością.

W dniach 19-20 czerwca 2018 roku w Warszawie odbyło się Polsko-Irackie Forum Biznesowo-Inwestycyjne (Polish-Iraqi Business and Investment Forum). Konferencję zorganizowano z inicjatywy Iracko-Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej (IPIHP), we współpracy z Polsko-Arabskim Klubem Społeczno-Gospodarczym (PAKSG). Randze wydarzeniu nadał udział ministra ropy Republiki Iraku, przybycie Zarządu Narodowej Komisji Inwestycyjnej oraz obecność ambasadora Iraku. Towarzyszyli im członkowie irackich izb gospodarczych wraz z delegacją ponad pięćdziesięciu przedsiębiorców.

Propozycji Irakijczyków wysłuchało kilkudziesięciu polskich przedsiębiorców, dwóch polskich parlamentarzystów z Kukiz'15 i garstka dziennikarzy. Irakijczycy zapewniali, że ich kraj jest żyzny inwestycyjne, a każda zainwestowana złotówka zwróci się wielokrotnie. Minister ropy Dżabbar Ali Husajn al-Luajbi potwierdził, że Irak obecnie wydobywa pięć milionów baryłek ropy dziennie. Ministerstwo i rząd federalny Iraku planują zwiększyć produkcję do siedmiu milionów baryłek dziennie do 2023 roku – jeśli uda się to zrealizować, wówczas Irak będzie drugi po Arabii Saudyjskiej w tej dziedzinie. Irakijczycy poinformowali, że planują także znaczne zwiększenie eksportu gazu, tak by do 2025 roku znaleźć się w pierwszej piątce gazowych potentatów. Tymczasem polski rząd zachował się w sposób skandaliczny – nikt nawet nie raczył przywitać na lotnisku najważniejszego ministra Iraku.

Z podobną pogardą obecny polski rząd traktuję Syryjczyków. Jeszcze za poprzednich rządów, strona syryjska doceniała fakt, że Polska nie zaangażowała się w wojnę w Syrii. Jak przyznał dr Idris Mayya, ówczesny chargé d'affaires Ambasady Syrii w Warszawie – „Syryjczycy docenili rozsądne i spokojne stanowisko Polski”. Dyplomata z uznaniem podkreślił, że „strona polska od początku wzywała do dialogu, jako jedynej drogi rozwiązania kryzysu w Syrii”.

Uczestniczyłam w różnych konferencjach zorganizowanych w siedzibie Ambasady Syrii w Warszawie, podczas których strona syryjska oferowała Polakom udział w odbudowie ich kraju z korzyścią dla obu stron. Nie muszę chyba dodawać, że mowa o kraju bogatym w złoża ropy i gazu. Co znamienne, okazuje się, że dla Syryjczyków duże znaczenia ma także fakt, iż Polska – z bagażem swojej trudnej historii – posiada cenne doświadczenie w podnoszeniu się z gruzów. Niestety i tutaj polegliśmy na całego. Wraz z nastaniem rządów Prawa i Sprawiedliwości, strona polska poparła agresywną politykę Stanów Zjednoczonych, w tym zrzucanie amerykańskich bomb na Syrię.

Co nam oferował Iran?

W maju 2013 roku przyjechał do Polski Dyrektor Izby Handlu, Przemysłu, Górnictwa i Rolnictwa Iranu Mohammad Nahavandian. Delegat zachęcał polskich przedsiębiorców do inwestowania na rynku irańskim. Nahavandian wyjaśnił, że dotychczas irańska gospodarka opierała się głównie na ropie naftowej, a zatem była etatystyczna, ale od kilku lat to się zmieniło i do prywatyzacji zostały przeznaczone wcześniej niedostępne wielkie koncerny państwowe. Chodzi o takie branże jak: budownictwo przemysłowe (zwłaszcza budowa elektrowni), ropa naftowa, gaz, petrochemia, wielkie budowle energetyczne typu tamy i zapory, elektrownie wodne, linie lotnicze oraz bankowość.

W listopadzie 2014 roku na zaproszenie ówczesnego wicepremiera i ministra gospodarki przyjechał do Polski irański minister przemysłu, górnictwa i handlu Mohammad Reza Nematzadeh. Była to pierwsza osoba z Iranu w randze ministra, która przybyła do naszego kraju, aby dyskutować o wzajemnych relacjach gospodarczych. Szef irańskiego resortu przemysłu spotkał się m.in. z ministrem rolnictwa, prezesem Krajowej Izby Gospodarczej oraz przedstawicielami dziesięciu największych polskich firm. Ministrowi towarzyszyła delegacja dziesięciu prywatnych i państwowych firm z Iranu. Reprezentowali oni sektory: rolno-spożywczy, chemiczny, petrochemiczny, górniczy, w tym maszyn i urządzeń górniczych, metalowy, farmaceutyczny, transportowy, maszynowy. Przedsiębiorcy z Iranu mieli okazję spotkać się ze swoimi odpowiednikami z Polski. Przedstawiciele obydwu stron wzięli udział w polsko-irańskim forum gospodarczym. Podczas spotkania z dziennikarzami Nematzadeh zapewnił, że rozmowy jakie przeprowadził z przedstawicielami polskich władz państwowych wykrystalizowały wspólne stanowisko, że rozwój współpracy gospodarczej z pewnością będzie owocny i korzystny dla obydwu stron. Dodał, że z odbytych rozmów wynika, iż rządy obydwu krajów są gotowe wykorzystać cały potencjał dla rozwoju wzajemnych relacji gospodarczych.

16 stycznia 2016 roku Unia Europejska i Stany Zjednoczone zniosły sankcje nałożone na Iran. Chwilę po tym J.E. Ramin Mehmanparast, ówczesny ambasador Iranu w Warszawie zaprosił grupę polskich dziennikarzy, w celu przekazania stanowiska Iranu nt. współpracy z Polską. Zniesienie sankcji uwolniło ogromne możliwości zaangażowania wielu przedsiębiorstw i wymiany gospodarczej. Dyplomata zapewnił, że Polska jest jednym z priorytetów jeśli chodzi o współpracę gospodarczą między Iranem a Europą. Zaznaczył, że strona irańska nie traktuje współpracy z Polską jedynie jako współpracy obydwu krajów. W tym kontekście podkreślił, że Polska jest dla Iranu oknem na Unię Europejską, z kolei dla Polski Iran może być oknem na świat Bliskiego Wschodu. Mehmanparast dodał, że potencjał gospodarczy i handlowy obydwu krajów wyraźnie wskazuje, iż w ciągu stosunkowo krótkiego okresu możemy doprowadzić poziom naszych relacji gospodarczych do obrotu w wysokości miliarda euro rocznie.

Zwiększenie bezpieczeństwa i nawiązanie kontaktów biznesowych, to główne cele wizyt dwóch wysokich rangą irańskich ministrów, którzy przybyli do Polski w maju 2016 roku. Jako pierwszy pojawił się Abdoreza Rahmani Fazli, minister spraw wewnętrznych Iranu. Owocem wizyty była umowa o współpracy w zakresie zwalczania przestępczości zorganizowanej pomiędzy Polską i Iranem. Celem porozumienia było zapobieganie i zwalczanie przestępczości, w tym wykrywanie sprawców czynów zabronionych. Zawarcie umowy zobowiązało służby obu krajów do współpracy w zwalczaniu w szczególności przestępstw o charakterze zorganizowanym o skali międzynarodowej.

Kilka dni później przyjechał do Polski minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Javad Zarif. Szefowi irańskiej dyplomacji towarzyszyła liczna grupa przedstawicieli irańskiego biznesu. Delegacja uczestniczyła w Polsko-Irańskim Forum Gospodarczym, które specjalnie na tę okoliczność zorganizowała Polska Izba Gospodarcza z jej odpowiednikiem z Iranu (Iran Chamber of Commerce, Industries, Mines and Agriculture) i Polsko-Irańską Izbą Gospodarczą (PICC) we współpracy z Ministerstwem Rozwoju Polski i Ambasadą Iranu w Warszawie. Uczestniczyli oni w rozmowach B2B film polskich i irańskich. Goście z Iranu reprezentowali takie sektory gospodarki, jak: finanse; przemysł papierniczy i drzewny; części zamienne do samochodów; sprzęt i wyposażenie dla przemysłu petrochemicznego (nafta, gaz); technologie innowacyjne, IT; transport (głównie kolejowy); infrastruktura; górnictwo (maszyny i usługi); sektor rolno-spożywczy (produkty i urządzenia); sektor medyczno-farmaceutyczny (wyposażanie szpitali i lekarstwa).

Oblany egzamin z niepodległości

 
Wydawać by się mogło, że we współpracy polsko-irańskiej wszystko zmierza w dobrym kierunku. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Sporo może wyjaśnić historia sprzed kilkunastu lat, kiedy delegaci Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) udali się do Iranu, gdzie zawarli wstępne porozumienie. Było to w okresie, kiedy zachodnie sankcje były tylko amerykańskie. Gdy strona polska podpisała wstępne porozumienie ze stroną irańską, Amerykanie zorganizowani w ambasadzie w Warszawie kilka spotkań, podczas których wyperswadowali Polakom współpracę z Iranem. Dowiedzieliśmy się o tym po latach, za pośrednictwem portalu WikiLeaks, który opublikował przecieki na ten temat. Dzięki temu mamy udokumentowany przykład jak Amerykanie reagują w takich sytuacjach.

Okazuje się jednak, że spotkania w ambasadzie to dla Amerykanów za mało. W maju 2018 roku Donald Trump – wbrew sojusznikom z Europy – ogłosił, że jednostronnie zrywa porozumienie nuklearne z Iranem, a jego decyzję pochwaliły Izrael i Arabia Saudyjska. Przypominam, chodzi porozumienie z początku 2016 roku, pomiędzy Iranem a tzw. Grupą 5+1, czyli pięcioma stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa – Stanami Zjednoczonymi, Francją, Wielką Brytanią, Chinami i Rosją oraz Niemcami. Umowa miała na celu ograniczenie programu nuklearnego Teheranu w zamian za zniesienie sankcji. Irańskie władze wywiązały się ze zobowiązań będących warunkiem zniesienia restrykcji, co wielokrotnie potwierdziły Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) oraz amerykański Departament Stanu.

W odpowiedzi na decyzję Donalda Trumpa, Ramin Mehmanparast ponownie zaprosił grupę polskich dziennikarzy. Podczas kameralnej konferencji prasowej dyplomata określił sankcje nakładane na Iran jako „absolutnie niesprawiedliwe i krzywdzące”. Przedstawiciel Iranu zaapelował, by społeczność międzynarodowa w porę zareagowała na deptanie międzynarodowych ustaleń przez tych, którzy czują się silniejsi. Zwracając się do Polski – która w maju 2018 r. została niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ – ambasador Iranu wyraził oczekiwanie, że „Polska będzie promować przestrzegania reguł i ustaleń gremiów międzynarodowych, w tym ustaleń ONZ”.

Mehmanparast taktownie przypomniał, że w długiej historii naszych wzajemnych relacji, jego kraj w trudnych chwilach stawał po stronie Polski. Iran jako jeden z dwóch krajów na świecie nigdy nie uznał faktu utraty przez Polskę niepodległości. Naszą emocjonalną więź pogłębiły wydarzenia związane z ciężkimi czasami II wojny światowej, kiedy Irańczycy ugościli na swojej ziemi 120 tysięcy polskich uchodźców ewakuowanych z Syberii.

Nadzieje Teheranu – że Warszawa skłoni Waszyngton do przestrzegania porozumienia nuklearnego – okazały się płonne. Polska nie tylko nie zareagowała na rażące łamanie prawa międzynarodowego, ale – co gorsza – przyjęła rolę lokaja-gospodarza konferencji wymierzonej przeciwko Iranowi. Informację o wydarzeniu jako pierwszy ujawnił sekretarz stanu USA Mike Pompeo. W wywiadzie udzielonym telewizji Fox News (11 stycznia 2019 r.) amerykański polityk zapowiedział, że Stany Zjednoczone zorganizują w Polsce (13-14 lutego 2019 r.) międzynarodowy szczyt poświęcony sytuacji na Bliskim Wschodzie, w tym – w szczególności – roli, jaką pełni w regionie Iran. Chwilę później, media obiegły informacja, że Biały Dom poprosił Pentagon o przygotowanie planów ataku na Iran.

Reakcja szefa irańskiej dyplomacji była natychmiastowa. „Przypomnienie dla gospodarza/ uczestników antyirańskiej konferencji: ci, którzy brali udział w ostatnim antyirańskim show USA są albo martwi, albo zhańbieni, albo zmarginalizowani. Iran jest silniejszy niż kiedykolwiek” – skomentował na Twitterze informację o konferencji Mohammad Javad Zarif, nazywając wydarzenie „rozpaczliwym antyirańskim cyrkiem”.

Odciągnąć od Państwa Środka

11 stycznia 2019 r. media w Polsce obiegła informacja, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała Chińczyka – jednego z dyrektorów polskiego oddziału chińskiego koncernu telekomunikacyjnego – oraz Polaka b. funkcjonariusza polskich służb specjalnych. Powód zatrzymania: podejrzewanie o szpiegostwo na rzecz Chin i szkodę Polski. Nie snułabym rozmaitym teorii w poszukiwaniu drugiego dna całego zamieszania, gdyby do podobnego zatrzymania doszło np. w przypadku Amerykanów działających na szkodę Polski, którzy pracownikom PGNiG wybijali z głowy korzystny dla Polski kontrakt z Iranem.

Zatrzymanie przez ABW obywatela Chin wywołało wstrząs na linii Warszawa-Pekin. Na łamach chińskiego dziennika „Global Times” postawiono tezę, że Polska staje się wspólnikiem Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście dziennik zwrócił uwagę na fakt, że kiedy Stanisław Żaryn – rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych – poinformował o zatrzymaniu podejrzanych za pośrednictwem mediów społecznościowych, oznaczył swój post m.in. FBI i amerykański departament stanu. W redakcyjnym komentarzu dziennik napisał, że „Pekin nie będzie zastraszać Warszawy”, ale Polska „musi zapłacić za zniewagę”.

Wygląda na to, że działania ABW (nie mnie oceniać ich słuszność), bez względu na rzeczywiste powody do zatrzymania, są na rękę Amerykanom. Awantura z Chińczykami przynajmniej w jakimś stopniu odciąga nas od Państwa Środka, które proponowało Polsce udziały w supermocarstwie.

W tym kontekście wystarczy wspomnieć konferencję z dn. 29 listopada 2016 r., która odbyła się Sejmie RP z udziałem chińskiego ekonomisty Song Hongbinga, autora serii książek pt. „Wojna o pieniądz”. Gość z Chin przyjechał do Polski na zaproszenie Wydawnictwa Wektory. W murach polskiego parlamentu podzielił się planami budowy Nowego Jedwabnego Szlaku. Przez sieć autostrad i linii kolejowych Chiny chcą połączyć dwa kontynenty. Projekt zakłada między innymi wybudowanie superszybkiej kolei rozciągającej się od wschodniego wybrzeża Chin aż do Europy zachodniej.

W zamyśle tej wizji ma zostać zrewolucjonizowany sposób prowadzenia transkontynentalnej wymiany handlowej, która w przyszłości będzie się odbywać z pominięciem drogi morskiej. Dzięki temu czas oczekiwania na towary eksportowe z drugiego kontynentu – z dwóch miesięcy skróci się do 48 godzin.
Hongbing powiedział, że Polska ze względu na sprzyjające okoliczności i bardzo dobre geograficzne położenie ma stanowić istotny punk szybkiego szlaku kolejowego. Koszt budowy całej infrastruktury wynosi 500 miliardów dolarów. Chiny zapowiedziały jego pokrycie.

Chińskie plany to potężny cios w Stany Zjednoczone, które w obliczu zbliżającego się nowego układu euroazjatyckiego (kwestią czasu jest kiedy się on zawiąże) utracą dotychczasową hegemonię. Tymczasem władza warszawska jest ślepia i/lub nie chce tego przyjąć do wiadomości. Namiestnicy znad Wisły, z gębą wypełnioną frazesami o patriotyzmie, w rzeczywistości wiernie służą Stanom Zjednoczonym, mając w głębokim poważaniu interes polskiego narodu.

Agnieszka Piwar

Dla kwartalnika "Opcja na Prawo": http://opcjanaprawo.pl/index.php/aktualny-numer/item/4925-polska-lokajem-usa-w-europie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz